Po gwałtownym zawieszeniu dostaw militarnych dla Ukrainy Donald Trump wydał jeszcze bardziej szkodliwy w skutkach bezpośrednich rozkaz zatrzymania pomocy wywiadowczej oraz rozpoznania satelitarnego działań Rosji. Następstwa są tragiczne, ponieważ Władimir Putin natychmiast nakazał wzmożenie ataków powietrznych na Ukrainę. Potwierdza to strategiczną koordynację interesownych działań szefów obu nuklearnych potęg. Dla Donalda Trumpa absolutnie najważniejszym celem stało się rzucenie Wołodymyra Zełenskiego na kolana w sprawie umowy o kolonianej eksploatacji ukraińskich minerałów. Tzw. natychmiastowy pokój to mrzonka, według prezydenta USA jego fundamentem miałoby być zamrożenie obecnego frontu, co oznaczałoby pełną akceptację zagarnięcia przez napastniczą Rosję czterech strategicznych obwodów Ukrainy.
Odpowiadający na zagrywki Donalda Trumpa szczyt Rady Europejskiej (RE) zakończył się dualistycznie. Bezdyskusyjnie historyczna była okoliczność, że najwyższy organ wspólnoty w ogóle zajął się obronnością i przyjął jednomyślnie pierwszą część konkluzji. Przez lata taka tematyka występowała w agendzie unijnych szczytów jedynie śladowo, przecież istnieje starsza od struktur wspólnotowych specjalistyczna Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO). Konkluzje potwierdziły, że w UE rozpoczyna się gorączkowe poszukiwanie pieniędzy na zbrojenia, których nie ma w wieloletnich ramach finansowych 2021-27. Na zakończenie dokumentu RE przypomina jednak, że UE stanowi tylko uzupełnienie NATO, pozostającego fundamentem zbiorowej obrony kontynentu. W związku z tym zachęca do koordynacji działań przed szczytem sojuszu, który odbędzie się 24-25 czerwca w Hadze. Ta coroczna zbiórka zapowiada się jako starcie przywódców czołowych państw europejskich z uczestniczącym osobiście Donaldem Trumpem. Notabene Rada Północnoatlantycka – tak się nazywa najwyższy organ NATO – analogicznie do RE podejmuje decyzje jednomyślnie. Prezydent USA w kursie na zbliżenie z Rosją na pewno nie będzie osamotniony, spośród szefów rządów unijnych trzymają z nim sztamę Viktor Orbán i chwiejny Robert Fico. Na razie nie wiadomo, jak się zachowają pozaunijni mali członkowie NATO z Bałkanów.
Odnosząc się do pęknięcia amerykańsko-ukraińskiego główni decydenci w Polsce wykonują ekwilibrystykę. Po militarnym szczycie RE premier Donald Tusk przekazał Sejmowi ogólnikową informację i wygłosił coś na kształt zbrojeniowego exposé. Potwierdził oparcie polityki obronnej na oczywistym sojuszu z USA, ale z drugiej strony zadeklarował niezmienne poparcie dla Ukrainy. PiS zdecydowanie przesuwa się na stronę Donalda Trumpa i w ocenie pamiętnego starcia prezydenckiego w Gabinecie Owalnym krytykuje Wołodymyra Zełenskiego, który przez trzy lata był hołubionym bohaterem. W rozkroku stoi Andrzej Duda, który będzie uczestniczył we wspomnianym szczycie NATO, co prawda obudowany tam szefami MSZ i MON, ale głos przy stole należy tylko do niego. Kończąc prezydenturę wniósł zaskakujący i zdumiewający projekt nowelizacji Konstytucji RP, w której miałby zostać zapisany nakaz uwzględniania w ustawach budżetowych, poczynając od 2026 r., wydatków obronnych w wysokości minimum 4 proc. PKB. Natychmiast nasuwa się pytanie, a czemuż nie np. 3,5, czy 4,5 lub od razu 5 proc. Pomysł oczywiście nie ma jakichkolwiek szans, przyszłoroczny budżet obejmie odpowiednie wydatki i bez nakazu. A zatem jest to czysto propagandowy projekt retoryczny – określenie zapożyczam od pytania retorycznego, rzucanego w przestrzeń bez nadziei na odpowiedź.