PRYWATNI MAKLERZY PONOSZĄ STRATY
Pozyskanie kapitału jest warunkiem przetrwania niebankowych biur maklerskich
ZBĘDNE ZLECENIA: Przykładem biura maklerskiego, które postanowiło się wyspecjalizować w dziedzinach innych niż obsługa zleceń inwestorów, jest poznański BMT (na zdjęciu Maciej Wandzel, wiceprezes BMT). Jednak zdaniem biur, które postawiły na budowę sieci POK-ów, droga ta jest bardzo niebezpieczna. fot. ARC
Sytuacja na rynku prywatnych biur maklerskich jest wręcz dramatyczna, prawie wszystkie ponoszą straty i wiele z nich może stracić licencję. Złą kondycję potęguje giełdowa dekoniunktura, odstraszająca klientów od zawierania transakcji. Zdaniem szefów biur, najpóźniej za dwa lata z obecnych 11 przedsiębiorstw pozostaną na rynku najwyżej trzy, cztery.
Prawie wszyscy rozmówcy z biur maklerskich wspominają o kryzysie całej branży, spotęgowanym światową bessą. Dekoniunktura ta powinna przyspieszyć konsolidację.
Różne drogi
— Widzę dwa rozwiązania: albo dokapitalizownie albo upadek — powiedział Wiesław Schabowski, prezes Warszawskiego Domu Maklerskiego Eastbrokers.
Nieoficjalnie wiadomo, że sytuacja Eastbrokers jest zła. Wiedeńczycy, właściciele domu, w czerwcu tego roku wymienili cały zarząd, a w grudniu rozważane będzie dofinansowanie biura. Jednak obecny zarząd ma czas do połowy przyszłego roku, aby wykazać się zyskami.
Dwa w jednym
Jako jeden z nielicznych, zadowolony z sytuacji swojego biura jest Krzysztof Arabski, prezes biura maklerskiego Arabski i Gawor.
— Biuro dobrze funkcjonuje i na razie nie zamierzamy nic zmieniać w jego działalności. Od strony organizacyjnej skupiliśmy się na przekształceniu biura ze spółki cywilnej w spółkę akcyjną — powiedział Krzysztof Arabski.
Inaczej widzi sytuację jeden z prezesów biura maklerskiego.
— Sytuacja biura Arabski i Gawor nie jest najlepsza. Wiadomo, że biuro to prowadzi rozmowy z innymi domami maklerskimi, a także szuka inwestora strategicznego — powiedział nam prezes. Najprawdopodobniej Arabski i Gawor przejęty zostanie przez Beskidzki Dom Maklerski (BDM).
Liderem konsolidacji wydaje się właśnie BDM, który już także podpisał list intencyjny z krakowskim Magnusem. Dzięki temu będzie to największe i najsilniejsze, obok Penetratora, prywatne biuro maklerskie.
Bogaty wujek
Poza konsolidacją dobrym sposobem jest znalezienie inwestora strategicznego. Kroki takie podjął m.in. BDM, który najprawdopodobniej rozmawia z BIG BG oraz instytucjami zachodnimi.
— Z inwestorami strategicznymi też jest kłopot, szczególnie zagranicznymi. Jeszcze rok temu może byliby zainteresowani kupnem jakiegoś biura, lecz teraz bardziej są skłonni do zamykania swoich przedstawicielstw niż ich otwierania — uważa Jacek Mirek, dyrektor centrali krakowskiego Magnusa.
Szczęście miał Krakowski Dom Maklerski, którego udziały kilka tygodni temu kupiła giełdowa spółka Optimus.
— O kiepskiej sytuacji Instalexportu świadczy fakt, iż sprzedali dla BDM-u punkt obsługi klienta w Opolu. Jednak takie działania prowadzą donikąd — stwierdził prezes krakowskiego biura.
Zdradliwa specjalizacja
— Stawianie na obsługę zleceń klientów jest częściowo ślepą uliczką. W dobie rozwoju systemów informatycznych inwestorzy będą mogli składać zlecenia drogą elektroniczną, a więc duża liczba POK-ów może okazać się zbędna — skonkludował poczynania konsolidacyjne BDM prezes biura maklerskiego, które nastawiło się na obsługę rynku niepublicznego oraz rynku pierwotnego.
Niektóre biura maklerskie postanowiły się wyspecjalizować w wąskiej dziedzinie, np. obsłudze rynku pierwotnego. Na rynek ten postawił m.in. warszawski ProCapital. Obecnie biuro to przeżywa poważne kłopoty, gdyż spółki nie chcą wchodzić na giełdę. Poza tym pieniądze zainwestowane np. w przygotowanie prospektu emisyjnego zwracają się dopiero po sprzedaniu emisji, a firmy które już złożyły prospekty, strają się maksymalnie odwlec moment sprzedaży papierów.
Podobne problemy z rynkiem pierwotnym jak ProCapital ma Dom Maklerski BMT.
— Specjalizacja się nie sprawdza, ten kto nastawił się np. na rynek pierwotny może mieć pewne kłopoty, a na budowanie sieci oddziałów jest w obecnej sytuacji rynkowej trochę za późno — konkluduje Lech Głogowski, wiceprezes BDM.