Prywatyzacja EC Tychy jest zagrożona
Górnośląski Zakład Elektroenergetyczny zagroził Elektrociepłowni Tychy wypowiedzeniem 17-letniej umowy zakupu energii. Groźba utraty jedynego odbiorcy prądu stawia pod znakiem zapytania prywatyzację tyskiej spółki. Decyzja GZE jest wynikiem nieuwzględnienia przez Urząd Regulacji Energetyki cen zakupu energii od EC Tychy w taryfie dystrybutora.
Kontrakt między EC Tychy a GZE przewiduje dostawę do sieci zakładu 250 GWh energii elektrycznej rocznie przez 17 lat, począwszy od lutego ubiegłego roku. Nieoficjalnie wiadomo, że umowa zawiera aneks, który uzależnia jej obowiązywanie od tzw. współczynnika skojarzenia produkcji ciepła i prądu w elektrociepłowni. Jego minimalny poziom to 65 proc., czyli tyle, ile wymaga rozporządzenie ministra gospodarki o obowiązkowym zakupie energii elektrycznej wytwarzanej w systemie skojarzonym. Zakup energii od spełniających to kryterium elektrociepłowni jest obligatoryjny (tzw. generacja wymuszona).
GZE liczył, że choć kontrakt z tyską spółką był zawarty „dobrowolnie”, URE — kierując się rozporządzeniem — zaliczy go do generacji wymuszonej. Wtedy wyższe koszty zakupu prądu od EC Tychy obciążyłyby równomiernie wszystkich krajowych odbiorców energii. Biorąc pod uwagę znikomy wolumen, wysoka cena tyskiego prądu (obecnie 200 zł za MWh ze ścieżką spadkową) nie wywarłaby dostrzegalnego wpływu na ceny krajowe.
Nieoficjalne źródła podają, że URE nie przyjął takiego rozwiązania, ponieważ w statystykach Agencji Rynku Energii (ARE) EC Tychy nie figuruje na liście producentów o współczynniku skojarzenia wynoszącym minimum 65 proc. Elektrociepłownia przekonuje, że spełnia to kryterium, a ARE przyjęła niewłaściwą metodę obliczeń.
Urząd potraktował podobno umowę między spółkami jako dobrowolny kontrakt dwustronny, odmówił jednak zaliczenia jego kosztów do tzw. kosztów uzasadnionych GZE (kształtujących taryfę), uznawszy, że cena jest zbyt wysoka (jej wpływ na przeciętną cenę zakupu energii przez GZE można szacować na 1,5 zł za MWh). W tej sytuacji gliwicki dystrybutor musiałby dopłacać do tyskiej energii. Dlatego, powołując się na aneks, zagroził elektrociepłowni zerwaniem umowy.
Gdyby do tego doszło prywatyzacja EC Tychy, która już raz wisiała na włosku (ze względu na słabe oferty inwestorów), niemal na pewno zakończyłaby się fiaskiem. Tymczasem proces jest już bardzo zaawansowany. Francuska firma SNET, która do 18 czerwca ma zakończyć wyłączne negocjacje z MSP, ustala właśnie z załogą spółki warunki pakietu socjalnego.
Sławomir Madejski, prezes EC Tychy, robi dobrą minę do złej gry, zapewniając, że dobre stosunki handlowe między elektrociepłownią a GZE nie są zagrożone, a powstałe niedawno wątpliwości szybko zostaną wyjaśnione. Przedstawiciele gliwickiego dystrybutora energii odmawiają jakichkolwiek komentarzy. Olgierd Szłapczyński, rzecznik prasowy URE, podkreśla natomiast, że prace nad taryfą GZE nie zostały jeszcze zakończone i dopóki to nie nastąpi nie można mówić o jakichkolwiek decyzjach urzędu.