Przeładunki w portach zaczęły nieco spadać...
W tym roku zarządy portów morskich zarobią ponad 20 mln zł
POJEDYNEK NA SZOSIE: Andrzej Montwiłł, prezes portu Szczecin-Świnoujście, i Marian Świtek, prezes portu Gdańsk, muszą rywalizować o ładunki poza granicami swoich portów. Na razie zwycięża ten pierwszy. fot. TZ, KB
Po ośmiu miesiącach przeładunki w portach morskich, nieznacznie zmalały w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Trzy największe szacują, że w tym roku zarobią ponad 20 mln zł.
W tym roku spadek przeładunków dotknął prawie wszystkie krajowe porty.
— To efekt zmiany struktury przeładunkowej. Spadają przeładunki węgla i stali, które w przeszłości decydowały o rozmiarach masy towarowej. Obecnie porty koncentrują się na zdobywaniu ładunków specjalistycznych, takich jak kontenery — twierdzi Jarosław Dutkowski, rzecznik prasowy portu w Gdańsku.
Mimo niekorzystnych tendencji na rynku lekki przyrost masy towarowej zanotował port Szczecin-Świnoujście.
— Wpływ na to ma przede wszystkim położenie geograficzne — bliskość Niemiec, jak również zyskanie ładunków drobnicowych z Czech i Słowacji — tłumaczy Krzysztof Gromadowski, wiceprezes portu w Gdyni.
W tym roku w trzech największych krajowych portach — Gdyni, Gdańsku i Szczecinie-Świnoujściu — utargują na czysto po 7-8 mln zł.
Liderzy starają się zdobywać zamówienia poza terenami portowymi.
— Należy organizować ładunki na zewnątrz. Dlatego współpracujemy, a nawet zamierzamy wchodzić w związki kapitałowe z firmami, które kooperują z portami — armatorami, firmami transportowymi czy przewoźnikami kolejowymi —mówi Krzysztof Żyndul z portu Szczecin-Świnoujście.
Przedstawiciele portu nie ukrywają, że widzą siebie w roli uzdrowiciela Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, przewoźnika promowego z Kołobrzegu.
— Zaproponowaliśmy resortowi skarbu, żeby wniósł aportem do naszej spółki majątek PŻB, a my zajmiemy się jej restrukturyzacją — mówi Krzysztof Żyndul.
Bliskie związki port szczeciński utrzymuje także z innym armatorem — Polską Żeglugą Morską ze Szczecina. Niedawno port udzielił szczecińskiemu armatorowi pożyczki wysokości 48,1 mln zł. PŻM jest ważnym klientem dla portu, a konsekwencje upadku firmy dosięgnęłyby również pracowników spółek portowych.
Przeszkodą w planach portu może jednak okazać się ustawa o portach i przystaniach morskich z 1996 roku. Zgodnie z jej zapisami, zarządy morskich portów nie powinny kapitałowo angażować się nawet w działalność spółek eksploatacyjnych.
— Zapisy statutowe nowych spółek, czyli zarządów morskich portów, są jednak nieprecyzyjne i pozwalają na dowolną interpretację — zastrzega jednak Krzysztof Gromadowski.
Port Gdynia jest także współwłaścicielem Spedcontu (z Pekaes Autotransport) oraz BCL (z Hartwigiem Gdynia i Polskimi Liniami Oceanicznymi).
— Nie wykluczamy dalszego zaangażowania w tę działalność naszych spółek zależnych — mówi Krzysztof Gromadowski.
Problemu z prywatyzacją spó- łek zależnych nie mają w Gdańsku.
— Nigdy nie angażowaliśmy się kapitałowo w firmy działające na terenach portowych. Posiadamy w nich jedynie mniejszościowe — rzędu 9-10 proc. — udziały. Jedynym wyjątkiem jest spółka Eksploatacja — twierdzi Jarosław Dutkowski, rzecznik prasowy Zarządu Morskiego Portu Gdańsk.
Duże nadzieje gdańscy portowcy wiążą z korytarzem transportowym łączącym Odessę z Gdańskiem. Porty w Gdańsku i Odessie oraz polskie i ukraińskie koleje mają powołać spółkę.
— Trwają w tej sprawie uzgodnienia na szczeblach ministerialnych obu państw — mówi Jarosław Dutkowski.