Przemysł wysyła pozytywne sygnały

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2022-10-20 20:00

Polski przemysł na razie wykazuje zaskakującą odporność na negatywne wstrząsy występujące w otoczeniu gospodarczym. Jednocześnie powoli zaczynają zwalniać ceny producentów.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

To dwa bardzo pozytywne zjawiska, wskazujące, że teoretycznie możemy uniknąć recesji i obniżyć inflację, co wydawało się trudne do osiągnięcia jednocześnie. Z optymistycznymi wnioskami warto się jednak wstrzymać.

Najnowsze dane za wrzesień pokazują, że produkcja towarów w Polsce rośnie szybciej od prognoz (9,8 proc. r/r, vs 10,9 proc. w sierpniu), a ceny producentów rosną wolniej od prognoz i wręcz zwalniają (24,6 proc. r/r, vs 25,5 proc. w sierpniu). Oba wyniki pokazują, że kryzys energetyczny na razie nie oddziałuje na gospodarkę w stagflacyjny sposób: nie wywołuje recesji i nie podnosi inflacji. Wprawdzie inflacja już jest bardzo wysoka, ale zaczęła się obniżać – z miesiąca na miesiąc ceny rosną już w bardzo niskim tempie.

Co się dzieje? Skąd te zaskakujące dane? Zaskakujące tym bardziej, że nastroje w przemyśle, raportowane w badaniach ankietowych, są fatalne lub nawet tragiczne.

Za wysoką dynamiką produkcji w pewnej mierze może stać realizacja opóźnionych zamówień. Widać to na przykład w motoryzacji, gdzie we wrześniu produkcja wzrosła niemal o połowę w ujęciu r/r. Jest to efekt udrożnienia łańcuchów dostaw, m.in. w transporcie morskim, w którym ceny frachtu powróciły już niemal do poziomu sprzed pandemii. Gdy opóźnione zamówienia zostaną zrealizowane, produkcja może wyraźnie zwolnić lub wręcz wejść w recesję. W niektórych segmentach przemysłu recesja już trwa – tak jest na przykład w dobrach trwałych, m.in. meblach.

Jednocześnie nie można wykluczyć, że fundamentalny popyt na towary będzie mocniejszy od oczekiwań. Rozmawiałem ostatnio z dużym przedsiębiorcą wytwarzającym towary na rynek budownictwa, który mówił, że po słabym lecie jesienią nadeszło zaskakujące ożywienie. Jego zdaniem jest to związane z popytem eksportowym. Możliwe (to już moja interpretacja), że powtórzy się zjawisko widoczne w minionej dekadzie. Europejscy konsumenci znajdujący się pod presją finansową zwiększają zakupy tańszych towarów, co premiuje producentów z Europy Środkowej. Nie za bardzo wierzę, że uratuje nas to przed recesją lub stagnacją, ale może stanowić poduszkę bezpieczeństwa dla polskiej gospodarki.

Spowolnienie cen wynika z kolei z zakończenia post-pandemicznej inflacji towarowej i surowcowej. Ceny surowców spadły, ceny transportu spadły, jednocześnie popyt na niektóre towary jest coraz niższy. Mimo że produkcja wciąż rośnie, to z wielu źródeł słychać, że klienci końcowi nie akceptują już takich podwyżek cen jak 6-9 miesięcy temu. Spadek popytu może się ujawniać nie tyle w niższej produkcji, co w bardziej stabilnych cenach.

Jednocześnie trzeba pamiętać, że dopiero teraz, na przełomie roku, wiele firm będzie zawierać kontrakty na dostawy energii w 2023 r. Dopiero teraz firmy zaczną doświadczać wzrostu cen rynkowych energii, obserwowanego od wybuchu wojny w Ukrainie. Zobaczymy, jak zareagują ceny. Na pewno przerzucanie kosztów na klientów będzie dużo trudniejsze niż do tej pory. Na szybki spadek inflacji możemy jednak jeszcze poczekać.

Podsumowując, sygnały z przemysłu są na razie dobre. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że to częściowo dlatego, że negatywne zjawiska jeszcze nie zdążyły dotknąć sektora w pełni. Prawdziwy test odporności jest więc jeszcze przed nami.