Przemysł wzywa do korekty Zielonego Ładu

Agnieszka ZielińskaAgnieszka Zielińska
opublikowano: 2025-02-13 20:00

Polski przemysł energochłonny alarmuje, że ambitne plany cięcia emisji gazów cieplarnianych oznaczają dla niego wielkie koszty i wielkie niewiadome.

  • Jak realizacja celu redukcji emisji do 2040 r. wpłynie na polski przemysł
  • Jakie będą skutki wygaszania uprawnień do emisji CO2
  • Jakie są luki w systemie CBAM
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Przemysł energochłonny, czyli np. huty i cementownie, na europejską politykę klimatyczną, zwaną Zielonym Ładem, od zawsze patrzy z dystansem. Podczas gdy Komisja Europejska promuje ambitne cele cięcia emisji gazów cieplarnianych i zwiększania roli zielonych źródeł energii, polscy przemysłowcy i ich europejscy koledzy wznoszą oczy do nieba. Tłumaczą, że producent cementu nigdy nie da rady ściąć emisji do zera, a wiatrakiem potężnego pieca hutniczego zasilić się nie da.

W czwartek polscy przemysłowcy, zrzeszeni w Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu (FOEEiG), opublikowali alarmujący raport. Przeanalizowali w nim część pomysłów z Zielonego Ładu, przede wszystkim pomysł wdrożenia celu 90 proc. redukcji emisji CO2 w gospodarce unijnej do 2040 r., a także wpływ regulacji pakietu „Gotowi na 55” na polski przemysł.

Nie wiadomo, co dalej

Główny wniosek z raportu FOEEiG to wezwanie do korekty Zielonego Ładu. Dokument
przekonuje, że w przypadku sektorów przemysłu, w których emisji nie uda się zredukować do zera, konieczne będzie wdrożenia skomplikowanej i kosztownej technologii wychwytywania CO2. Oznacza to konieczność rozwinięcia nowej gałęzi przemysłu do zarządzania emisją CO2, a także budowy nowej infrastruktury, instalacji wychwytywania, rurociągów do transportowania emisji oraz magazynów do ich składowania. To ogromne nakłady. Na razie nie wiadomo jednak skąd, wziąć na to pieniądze.

Przemysłowcy alarmują też, że ambitne plany cięcia emisji przełożą się na znaczne obniżenie podaży darmowych uprawnień w ramach systemu EU ETS, a także do wzrostu ich ceny. Z raportu przygotowanego dla FOEEiG wynika, że może być to nawet trzykrotny wzrost – z 63 EUR za tonę CO2 obecnie do co najmniej 179 EUR za tonę CO2 do 2030 r.

- Od 2040 r. nie będzie w dostępnych darmowych uprawnień do emisji, a te, które będą na rynku, będą bardzo drogie. Oznacza to w praktyce likwidację tych branż, które nie poradzą sobie z dekarbonizacją do tego czasu. W praktyce będzie także mniej pieniędzy na niskoemisyjną transformację – ostrzega Henryk Kaliś, prezes FOEEiG.

Zapomniano o przemyśle

W dalszym ciągu brakuje także odpowiedzi na pytanie, jak sfinansować dekarbonizację ciężkiego przemysłu.

Wprawdzie w ostatnim czasie Komisja Europejska w ramach Net Zero Industry Act i Europejskiego Funduszu Konkurencyjności Przemysłu zapowiedziała wsparcie dla przemysłu, problem w tym, że prawdopodobnie będzie to dotyczyć tylko sektorów, które będą mogły korzystać z instalacji OZE. Nie będzie to jednak dotyczyć ciężkiego przemysłu, który z konieczności musi korzystać ze stabilnych mocy zasilanych m.in. gazem.

- Dla energochłonnych sektorów nie ma więc na razie żadnych konkretnych propozycji. Brakuje także odpowiedzi na pytanie, skąd wziąć pieniądze na dekarbonizację energochłonnego przemysłu – wskazuje Henryk Kaliś.

Przypomina także, że głównym problemem europejskiego i polskiego przemysłu są w tej chwili wysokie ceny energii, które będą dalej rosnąć przy założeniu, że podaż cen uprawnień emisji CO2 będzie maleć.

- UE narzuciła na siebie ogromne obciążenia. Jednocześnie w tych warunkach europejski przemysł musi konkurować z USA i Chinami, które dysponują tańszymi nośnikami energii i nie obowiązują ich regulacje UE - dodaje.

Zostało mało czasu

Raport analizuje także sytuację dotyczącą wprowadzenia podatku CBAM ( Carbon Border Adjustment Mechanizm), który ma wyrównywać konkurencję między europejskimi producentami, których obowiązują unijne wymogi klimatyczne, a resztą świata.

Z dokumentu wynika, że mechanizm wyrównuje jedynie koszty związane z emisjami, nie uwzględnia natomiast różnic w cenach energii pomiędzy poszczególnymi krajami, jak i kosztów związanych z ambitnymi regulacjami środowiskowymi obowiązującymi w UE.

Problemem jest także krótki czas na wejście certyfikatów CBAM, które mają być wdrożone w styczniu 2026 r. (Od tego momentu importerzy w UE będą zobowiązani do zakupu certyfikatów CBAM, odpowiadających kosztom emisji CO2, które byłyby naliczone, gdyby produkty były wytwarzane zgodnie z unijnymi normami cenowymi dla CO2 przyp. red).

- Zostało niewiele czasu, aby przekonać cały świat do tego pomysłu – przyznaje Grzegorz Krechowiecki ze Stowarzyszenia Producentów Cementu.

Zwraca także uwagę na to, ze CBAM nie uwzględnia ogromnych kosztów dekarbonizacji europejskiego sektora przemysłu. Przykładowo budowa tylko samej instalacji do wychwytywania CO2 to koszt porównywalny do budowy nowej fabryki.

- Z budową instalacji do wychwytywania CO2 wiąże się obecnie tak wiele niewiadomych, że trudno dziś przygotowywać długotrwałe strategie firm – uważa z kolei Bogusław Ochab , prezes w Zakładach Górniczo-Hutniczych Bolesław. W tym kontekście przypomina, że okres zwrotu inwestycji w energochłonnym przemyśle wynosi średnio od 15 do 20 lat.

- Najważniejszą rzeczą jest to, aby dekarbonizacja nie oznaczała w praktyce dezindustrializacji – wskazuje Aleksandra Kania, dyrektorka ds. współpracy z partnerami strategicznymi w Arcelor Mittal Poland.

- W naszej firmie zredukowaliśmy emisje o 42 proc. Cały czas realizujemy inwestycje związane z redukcją emisji. Wiemy więc jak się dekarbonizować. Nie znamy jednak odpowiedzi na kluczowe pytanie, czy jest w tej chwili sens wydawać na ten cel tak ogromne środki – podsumowuje.