Zacznijmy od liczb. Ile ton towarów rocznie przeładowuje Speed?
W sumie 3 mln ton rocznie, licząc wszystkie nasze operacje. W relacji burtowej przeładowujemy około 2,5 mln ton – z tego około 1,8 mln ton w Gdańsku i 700 tys. ton w Gdyni. Dodatkowo zajmujemy się konteneryzacją koksu oraz jego eksportem, co również zwiększa skalę naszej działalności.
Jakie towary obsługujecie najczęściej?
Obsługujemy szeroką gamę ładunków – od koksu, węgla i drewna, przez nawozy, chemię, złom, sodę, aż po big bagi z cementem czy nawozami. Naszym celem jest elastyczność – rynek portowy to nie jest stabilne środowisko, gdzie można postawić na jeden produkt i na nim budować biznes przez lata. Dla przykładu, w 2018 r. przeładowaliśmy milion metrów sześciennych drewna, a już w 2020 r. – ani jednego. My od początku założyliśmy, że nasz terminal ma być uniwersalny. Dzięki temu, gdy jeden segment słabnie, drugi rośnie i równoważy przychody.
Obecnie działacie w Gdyni i Gdańsku, ale wkrótce także w Szczecinie. Co sprawiło, że postanowiliście rozwinąć działalność właśnie tam?
Szczecin może być dla nas ważnym uzupełnieniem działalności w Trójmieście. Wielu klientów, zwłaszcza z południowej Polski i Czech, woli transportować towary przez zachodnią część kraju – Szczecin daje im taką możliwość. Dodatkowo, na tle innych portów, Szczecin ma jedną dużą zaletę – tam infrastruktura nie jest barierą rozwoju. W przeciwieństwie do Gdyni, gdzie brakuje przestrzeni, czy Gdańska, gdzie czekamy na modernizację nabrzeży, tutaj mamy realne możliwości budowy nowoczesnego terminalu i rozwoju działalności w pełnym zakresie. Podpisaliśmy już umowę przedwstępną i czekamy na decyzję ministra, aby sfinalizować proces dzierżawy.
Oznacza to, że wkrótce będziecie obecni w trzech kluczowych portach w Polsce. Jak wyglądała wasza droga do tego miejsca?
Wszystko zaczęło się od spedycji w Porcie Gdynia. Naszym pierwszym dużym towarem był siarczan sodu – surowiec wykorzystywany do produkcji detergentów i szkła. Przez lata obsługiwaliśmy wyłącznie ten segment, ale kiedy w 2009 r. rynek zaczął się kurczyć, musieliśmy poszukać nowej drogi. Zauważyliśmy wtedy, że brakuje infrastruktury do przeładunku sypkich ładunków. W porcie w Gdyni stały puste magazyny drobnicowe – efekt konteneryzacji ładunków. Dogadaliśmy się z terminalem drobnicowym i zaczęliśmy obsługiwać śrutę sojową. To był przełomowy moment. Przez kilka lat współpraca rozwijała się dynamicznie, ale w 2014 r. sytuacja na rynku zmieniła się, a terminal postanowił przeorganizować swoją działalność. Wtedy zdecydowaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie inwestycja we własną infrastrukturę. Wydzierżawiliśmy teren w Gdyni, zbudowaliśmy własny magazyn i zaczęliśmy działać niezależnie. W 2015 r. postawiliśmy kolejny krok – wygraliśmy przetarg w Gdańsku i tam zaczęliśmy rozwijać drugi terminal.
Rozwój terminali to nieustanne inwestycje w sprzęt i infrastrukturę. Co udało się wam zrealizować do tej pory?
Tylko w Gdańsku przeznaczyliśmy już 55 mln zł na trwałą infrastrukturę portową. A to nie licząc sprzętu, który pochłonął drugie tyle. Dzierżawimy tam około 13 ha gruntów, a w planach mamy kolejne 2,7 ha. Rozbudowujemy infrastrukturę magazynową i przygotowujemy się do budowy terminala zbożowego o pojemności 40 tys. ton.
Jeśli chodzi o sprzęt, postawiliśmy na nowoczesne dźwigi hydrauliczne – mamy cztery, a piąty jest w drodze. Koszt takiego dźwigu to około 1,7 mln EUR.
Docelowo, po zakończeniu remontu nabrzeża, planujemy zakup dwóch dużych dźwigów o wartości 4 mln EUR każdy. To pozwoli nam obsługiwać statki do 60 tys. ton DWT i znacząco zwiększyć przepustowość terminalu.
Jakie pana zdaniem są najmocniejsze strony Speed?
Trzy rzeczy: szybkość decyzji, elastyczność i technologia.
Dzięki nowoczesnemu parkowi maszynowemu osiągamy wysoką wydajność. Nasza średnia rata przeładunkowa to 10 tys. ton dziennie, ale mamy zapas, który pozwala nam obsługiwać nawet 15 tys. ton w razie potrzeby. Dodatkowo mamy własny system informatyczny do zarządzania przeładunkami. Dzięki niemu możemy obsłużyć 300 ciężarówek dziennie przy minimalnej liczbie pracowników biurowych, co znacząco zwiększa efektywność i płynność operacji.
Czy automatyzacja i cyfryzacja to przyszłość branży przeładunkowej?
Zdecydowanie tak. My byliśmy pionierami – jako pierwsi w Polsce wdrożyliśmy system awizacyjny dla przeładunków sypkich, który eliminuje papierologię i pozwala na pełną kontrolę nad ruchem towarów. Dzięki temu dwie osoby są w stanie obsłużyć ruch, który w tradycyjnym modelu wymagałby kilkunastu pracowników. To oszczędność czasu i redukcja ryzyka błędów.
Jakie macie plany na najbliższe lata?
W najbliższym czasie kluczowe będą trzy rzeczy: rozwój w Szczecinie, dalsza ekspansja w Gdańsku oraz budowa terminala zbożowego. Liczymy, że w perspektywie kilku lat nasza przepustowość wzrośnie do ponad 4 mln ton rocznie. Oczywiście wszystko zależy od warunków rynkowych i infrastruktury portowej, ale my jesteśmy gotowi, by rosnąć.
Nie tylko nie boimy się wyzwań – my na nie czekamy!