Re-commerce – zielonkawa gałąź handlu online

Danuta Hernik
opublikowano: 2024-09-20 13:18

Trochę z oszczędności, trochę dla zmniejszenia śladu węglowego – w logistyce narodził się nowy trend i rośnie.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Trudny okres po pandemii, później rosyjska agresja w Ukrainie… Niepewny czas, inflacja… Do tego zmiany klimatyczne, które zmuszają ludzi do myślenia i zaangażowania na rzecz ochrony środowiska, wchodząca na salony moda na oszczędzanie wody niezbędnej do produkcji odzieży, działania w duchu zero waste, wola walki o przyszłość globu, który zmaga się ze śmiertelnie niebezpiecznymi zmianami – to czynniki, które wpływają na gwałtowny rozwój re-commerce (ang. reverse commerce), czyli handlu używanymi przedmiotami.

– Moim zdaniem po pierwsze, ludzie szukają oszczędności, okazji, po drugie, żeby re-commerce w ogóle zadziałało, musi odpowiednia podaż. Nie dość, że muszą być towary, musi też być odpowiednia infrastruktura. I co jest bardzo istotne w związku z tą infrastrukturą, to fakt, że ze względu na bardzo niską wartość przedmiotów nie ma szansy, żeby dostarczać sprzedawane towary tradycyjnymi metodami. Dlatego też dostawa „out of home”, czyli PUDO i automaty paczkowe są warunkiem działania re-commerce. Przy większości przedmiotów z drugiej ręki sprzedaż poza tym systemem jest niemożliwa, głównie z uwagi na relację kosztową. Jeśli przedmiot kosztuje kilka złotych, a przesyłka minimum połowę tego, to całość transakcji nie spina się finansowo. Tymczasem to, co oferuje OLX czy Vinted, czyli bardzo niskie koszty dostaw w porównaniu z tradycyjnymi kanałami, jest tu kluczowe – wyjaśnia Marek Różycki, managing partner Last Mile Experts.

Jak tłumaczy, są też osoby, dla których ma znaczenie, że kupując rzeczy używane, działają na rzecz środowiska, postępują bardziej zielono, działają świadomie na rzecz obniżenia produkcji nowych towarów, z użyciem wielkiej ilości wody, energii, ze śladem węglowym…

Automaty paczkowe i PUDO są bezapelacyjnie ekologiczne. Z tych także względów sprzedaż rzeczy używanych stała się tak popularna i tak dynamicznie rozwija się jako część handlu w internecie.

Wystarczy spojrzeć na historię Vinted, który jako koncept powstał w 2008 r. Początkowo działał jako strona internetowa, a w 2012 r. jako aplikacja mobilna. Początkowo start-up, rezultat pomysłu dwojga młodych Litwinów. Dziś wyceniana na 4,5 mld zł firma działa w wielu krajach Europy i w Stanach Zjednoczonych. Biznes, który stał się unicornem.

Z drugiej ręki

Jak wynika z raportu „Re-commerce bez tajemnic. Raport OLX know-how”, rynek sprzedaży używanych produktów jest w fazie dynamicznego rozwoju, czterokrotnie szybszego niż generalnie handel detaliczny. Analitycy zwracają uwagę, że na rozwój segmentu w znaczącym stopniu wpływa zmiana w postrzeganiu ponownego wykorzystania rzeczy. Z opracowania OfferUp, dotyczącego amerykańskiego rynku, gdzie sprzedaż rzeczy używanych ma charakter masowy, wynika, że blisko 80 proc. kupujących nie widzi problemu w nabywaniu i wykorzystywaniu towarów z drugiej ręki, a ponad 40 proc. uważa takie zakupy za dowód dojrzałości i symbol statusu.

Zdaniem badaczy zainteresowanie sprzedażą przedmiotów używanych w USA jest tak duże, że do 2028 r. wartość tego rynku osiągnie 276 mld USD.

– Zmienia się percepcja kupowania i używania rzeczy z drugiej ręki i są osoby (coraz ich więcej), które wręcz uważają, że to jest bardzo „cool” nosić rzeczy z odzysku. Podejście do przedmiotów z drugiej ręki zmienia się równolegle jak rośnie rynek re-commerce. I uważam, że nasza część świata, a w szczególności Polska, „lockerland” (kraj automatów paczkowych), staje się mocnym rynkiem re-commerce. Mamy OLX, Allegro lokalnie, Vinted, lokalne grupy na FB… Się dzieje… – komentuje Marek Różycki.

Według raportu OLX na rozwój re-commerce ma również wpływ zmiana pokoleniowa. Młodzi tworzą nowe trendy, zmieniają podejście do zakupów i napędzają rynek. Osobiste przekonania, styl życia, wzrost świadomości na temat zmian klimatycznych i ekologii w ogóle, wpływają na rozwój re-commerce, który młodzi postrzegają jako rynek lepszy dla globu, zrównoważonej konsumpcji, przyjaźniejszy dla portfela.

– Nowe młodsze pokolenie jest bardziej nastawione na nietworzenie nowych produktów, jeśli obecne są nadal dobre. Wynika to nie tylko z oszczędności, ale i z prośrodowiskowego podejścia – mają mocno na uwadze ograniczanie śladu węglowego – podkreśla Tomasz Sączek, dyrektor zarządzający IPP Polska oraz prezes Stowarzyszenia E-commerce Logistics Experts Association.

W badaniu Kantar, na które powołuje się PwC na swojej witrynie, blisko 70 proc. badanych w Polsce szuka oszczędności, a 46 proc. chce ograniczać marnotrawstwo. W Stanach Zjednoczonych blisko 80 proc. sprzedających szuka dodatkowego dochodu, a ponad 40 proc. chce się pozbyć nadmiaru rzeczy. Re-commerce to raczej domena kobiet, chociaż rzeczy takie jak elektronika, drobne sprzęty, telefony, książki kupują również panowie.

Specyfika trendu

Jeśli zadamy pytanie, czy to jest jakaś rewolucja w handlu internetowym, to odpowiedź brzmi: nie, to raczej ewolucja. Droga dostawy jest już znana i przetestowana. Różnica jest taka, że obrót odbywa się głównie między osobami prywatnymi (C2C). Biznesy, które zajmują się taką sprzedażą, są na razie nieliczne i bardzo małe, to głównie działalność jednoosobowa. W sprzedaży są rzeczy niewielkie, które można wysłać do automatu paczkowego, najczęściej odzież, dodatki, zabawki, rzeczy niemowlęce, przedmioty kolekcjonerskie, produkty markowe, drobny sprzęt, tzw. perełki z lamusa…

– Z punktu widzenia ostatniej mili w grę wchodzą głównie automaty paczkowe. Cały proces jest oparty na tych urządzeniach. Jeśli mechanizm jest inny, np. sprzedawanie bezpośrednie z rąk do rąk czy w sklepach z używaną odzieżą, albo mebli, które trzeba sobie samemu przewieźć, czy używanego samochodu, który stoi na placu, a internet tylko wspiera jego sprzedaż, to mamy do czynienia z tzw. re-sale, czyli odsprzedażą. Prawdziwy re-commerce przebiega online – podkreśla Marek Różycki.

A jeśli coś pójdzie nie tak, to oczywiście zwrot towaru jest łatwy i tani. Bardzo często można odesłać zakupioną rzecz za darmo. A z używanymi rzeczami niestety może pojawić się problem opisu – czy był prawidłowy, czy zgadzał się z rzeczywistością. Tu istotne jest, że w re-commerce sprzedaje osoba fizyczna. Nie ma szczególnej ochrony dla kupującego, jak w sprzedaży internetowej od firm.

– Ale musimy pamiętać, że jeśli klient kupuje np. kurtkę narciarską, która początkowo kosztowała blisko tysiąc zł, a teraz nabywa ją za 100 zł, to nie może się spodziewać, że będzie w pełni wartościowa jak nowa. Nie za tę cenę. Kupujący musi mieć, i na ogół ma, tego świadomość – wyjaśnia Marek Różycki.

Z drugiej strony sprzedający, żeby się nie narażać na liczne zwroty, do ogłoszenia dodaje zdjęcia, pokazuje ewentualne wady sprzedawanego produktu, informuje o uszkodzeniach. Sprzedawane online przedmioty na ogół są w takim stanie, że jeszcze mogą posłużyć nowemu właścicielowi, bo powodem sprzedaży nie jest zniszczenie, ale zupełnie inna przyczyna, jak niewłaściwy rozmiar odzieży po zmianie sylwetki właściciela, opatrzenie się i chęć wymiany, porządki w szafach, zmiana wyposażenia w domu, wymiana sprzętów na inne… Od stanu rzeczy zależy końcowa cena.

Dla sprzedającego re-commerce jest źródłem zarobku i sprawia mu satysfakcję, że coś poszło w inne ręce, spodobało się, dostało drugie życie.

Dalszy rozwój

– Ale jeśli re-commerce jest odzwierciedleniem e-commerce, to musimy pamiętać, że e-commerce zaczynał również od sprzedaży rzeczy niewielkich, teraz sprzedaje się online przedmioty, do których transportu potrzebne są ekipy i odpowiednie samochody (sprzedaż dużego AGD, niektórych materiałów do budowy, urządzeń ogrodowych typu kosiarki itd.). Czyli, to się zmienia. Równolegle z rozwojem infrastruktury, będzie się również zmieniać re-commerce – przewiduje Marek Różycki.

– W tej chwili wzrost re-commerce jest nieproporcjonalny do wzrostu e-commerce. O ile e-commerce okrzepł, zwolnił i rozwija się powiedzmy organicznie, o tyle re-commerce przeżywa podobny ciąg jak sprzedaż internetowa przed kilkoma laty – dodaje.

– Coraz lepsza oferta operatorów logistycznych w obsłudze re-commerce wpływa pozytywnie na ten trend, a np. marki modowe widzą w tym obszarze niszę rynkową godną zagospodarowania i również kreują zainteresowanie tym trendem, czyli ubraniami z drugiej ręki (np. Zalando pre-owned, H&M Sellpy itp.) dla mnie to też pewna forma okazywania zainteresowania środowiskiem i zrównoważonym rozwojem, a z drugiej strony jakieś, może niezbyt znaczące, źródło dochodu – komentuje Tomasz Sączek.

Jak przewiduje raport OLX, perspektywa segmentu wygląda obiecująco.

Czytamy w nim: „Jeśli chodzi o potencjał naszego lokalnego rynku, to w pierwszej połowie 2023 r. na OLX pojawiło się 111 mln ogłoszeń, z czego 68 proc. stanowiły rzeczy odsprzedawane, co czyni naszą platformę jednym z liderów rynku re-commerce w Polsce i motywuje nas do ciągłego poszerzania wiedzy oraz rozwoju możliwości w tym kierunku”.

Jak podaje raport, 59 proc. transakcji zawieranych jest online, a z automatów paczkowych korzysta 79 proc. kupujących (10 proc. odbiór osobisty, 11 proc. kurier).