O tym, że Robert Dobrzycki, prezes i współwłaściciel spółki Panattoni działającej w Europie, Wielkiej Brytanii, na Bliskim Wschodzie i w Indiach, planuje zainwestować w łódzki Widzew, mówiło się na rynku od kilku miesięcy. Temat potencjalnego przejęcia pojawił się takżew wywiadzie, którego przedsiębiorca udzielił PB w lutym. Słowo stało się ciałem - Robert Dobrzycki objął większościowy pakiet udziałów w Widzewie Łódź.
Eksperci od marketingu sportowego przypominają, że na boisku poległ już niejeden polski biznesmen. Inwestycja szefa firmy Panattoni może się jednak okazać strzałem w dziesiątkę.
Wyjątek od zasady
Zgodnie z zawartą umową spółka Roberta Dobrzyckiego objęła 76,06 proc. akcji Widzewa Łódź. Tomasz Stamirowski, partner zarządzający funduszu Avallon i dotychczasowy największy udziałowiec klubu, ma nieco ponad 20 proc. akcji, a Stowarzyszenie Widzew niespełna 4 proc.
Zdaniem Grzegorza Kity, prezesa firmy Sport Management Polska, przejęcie Widzewa Łódź przez Roberta Dobrzyckiego może być jedną z najbardziej perspektywicznych transakcji w polskim futbolu.
- Rzadko się zdarza, by inwestujący mógł tak kilkuetapowo, w tak długim horyzoncie czasowym i tak dokładnie przyjrzeć się klubowi od wewnątrz. Robert Dobrzycki już kilka lat temu zaangażował się w działalność Widzewa Łódź, najpierw firmowo jako sponsor akademii, później sponsor klubu, a następnie członek jego rady nadzorczej. Mógł przez ten czas spokojnie przemyśleć inwestycję, skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością oraz dojrzeć do etapu przejęcia i zarządzania klubem. W polski futbol inwestowało już wielu multimilionerów, ale wielu połamało sobie na nim zęby, bo konfrontacja wyobrażeń z realiami była brutalna. To specjalistyczny rynek, wymagający nie tylko kapitału i kompetencji zarządczych, ale też czucia futbolu - mówi Grzegorz Kita.
Zwraca uwagę, że Widzew Łódź jest obecnie w dobrej sytuacji finansowej, ma duże obłożenie biletowo-karnetowe i nowoczesny stadion.
- Oczywiście nikt nie może dać gwarancji, że rządy nowego właściciela zakończą się sukcesem, ale sądzę, że perspektywy są bardziej obiecujące niż w wielu innych przypadkach rynkowych, które obserwowałem przez ostatnie dwie dekady – mówi Grzegorz Kita.
Polska kontra reszta świata
W Polsce panuje przekonanie, że na sporcie nie da się zarobić - uważa Tomasz Redwan, prezes firmy Redwan Sport Marketing. Odwrotnie niż za granicą, gdzie zyski bywają kolosalne.
- Przykładem jest amerykańska drużyna koszykarska Boston Celtics, która w 2002 r. została zakupiona za 360 mln USD, a dziś jest sprzedawana za 6,1 mld USD. Jest to największa transakcja w historii światowego sportu. W ogóle sport w USA to bardzo dobrze prosperująca gałąź biznesowa. Ludzie się do tego garną. W Polsce biznesmeni, którzy ulokowali kapitał w sporcie, przyznają, że zrobili to bardziej w ramach hobby i ostatecznie sporo dołożyli do interesu. Przykładami są Zbigniew Jakubas, właściciel Motoru Lublin, czy Dariusz Mioduski, do którego należy Legia Warszawa - mówi Tomasz Redwan.
Zwraca uwagę, że inwestorzy, którzy kupują u nas kluby, najczęściej deklarują się jako kibice.
- Kiedyś dopingowali drużynę, a teraz ją sobie kupili. To trochę komiczne podejście do biznesu. Klub piłkarski to ogromna inwestycja, którą trzeba na bieżąco finansować. Jeśli ktoś kupuje klub, by na nim zarobić, powinien wybrać taki, do którego będzie miał mniej emocjonalny stosunek, by pracować bardziej głową niż sercem – mówi Tomasz Redwan.
Jego zdaniem nie ma w Polsce dobrej atmosfery do inwestowania w sport.
- Brakuje modelu wsparcia i strategicznego myślenia. Istotny jest też fakt, że mało komu udało się dotychczas osiągnąć na tym polu sukces. Inna kwestia to siła nabywcza kibiców, która jest u nas wciąż niewielka. Przykładowo, Niemiec wydaje na meczu – poza opłatą za bilet bądź karnet – 30-40 EUR. W przypadku polskich kibiców jest to 15-20 zł. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że nasze społeczeństwo się bogaci, co oznacza, że będziemy więcej wydawać na rozrywkę. Mam nadzieję, że nowy właściciel Widzewa Łódź ma przygotowany dobry biznesplan. Chciałbym usłyszeć, że sport wreszcie daje zarobić - mówi Tomasz Redwan.
Nie tylko biznes
Robert Dobrzycki uruchomił firmę Panattoni w Europie w 2005 r., mając 29 lat. Dziś magazynowy gigant działa w 20 krajach w Europie i Azji, a wartość wybudowanych przez niego obiektów sięga 42 mld EUR. Przedsiębiorca nigdy nie ukrywał, że chce być obecny nie tylko w biznesie, ale także w działalności społecznej. W marcu 2024 r. powstała Fundacja Roberta Dobrzyckiego, której misją jest promocja Polski i rodzimej przedsiębiorczości na arenie międzynarodowej. Biznesmen działa aktywnie także w sporcie. Wspierał m.in. polskiego golfistę Adriana Meronka oraz Akademię Łukasza Piszczka.