Ruszona z posad bryła normalności

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-03-02 18:40

Światowa opinia publiczna od weekendu pozostaje w szoku po transmisji – nieprzypadkowo bardzo długiej – konfrontacji prezydentów Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego w Gabinecie Owalnym Białego Domu.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W tym lokalu, zasadnie uważanym za decyzyjne centrum (ostatnio raczej współcentrum) świata, byłem fizycznie dwa razy. Zawsze bardzo krótko, raz kilkadziesiąt sekund, a potem aż kilka minut. Po standardowych kadrach prezydentów USA z kolejnymi gośćmi przyjmowanymi przy kominku media są zawsze przez Secret Service wyprowadzane. Tym razem jednak Donald Trump specjalnie nakazał jak najdłuższą transmisję telewizyjną rozmowy, albowiem urządził wobec Wołodymyra Zełenskiego ustawkę i postanowił wobec całego świata upublicznić sprowadzenie ukraińskiego przybysza do pozycji feudalnego wasala. Niestety, prezydent Ukrainy – który przecież w minionych trzech latach zdobył najróżniejsze doświadczenia międzynarodowe – dał się wmanewrować w grę, w której nie miał szans. Choćby dlatego, że walczył sam przeciwko dwóm rywalom – Donald Trump przyjął pozycję warczącego brytana, natomiast podgryzanie przekazał swojemu wice, Jamesowi Davidowi Vance’owi.

Podstawowym powodem upublicznionego skandalu była niezgoda Zełenskiego na skok Trumpa na ukraińskie surowce. Po pierwszej, czysto kolonialnej wersji umowy, kolejna była nieco mniej nieuczciwa, ale także dająca korzyści tylko stronie amerykańskiej. Komentarz zapowiadający piątkowe spotkanie zatytułowałem „Umowa nie może być tylko biznesem”, podkreślając ważność gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Wołodymyr Zełenski usłyszał, że nie ma mowy o żadnych wiążących zapisach, muszą wystarczyć same słowa Donalda Trumpa oraz… Władimira Putina. Taka deklaracja przekroczyła kolejną cywilizacyjną barierę. Nieprzewidywalność 47. prezydenta USA, skutkująca zjawiskiem zapisanym w tytule, dotychczas ograniczała się głównie do sfery werbalnej, ale zaczyna się już materializować – choćby w wojnie celnej. Notabene podczas piątkowego piętnowania ukraińskiego gościa, amerykański gospodarz zarzucił mu brak okazywania szacunku. Taki obrażalski motyw występuje jako podstawa wielu decyzji w dość specyficznej sferze – opowieściach mafijnych…

Zszokowana Europa zareagowała kolejnym alarmowym szczytem politycznym. Jak na standardy bezwładnej machiny unijnej – tempo naprawdę błyskawiczne. Po Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa francuski prezydent Emmanuel Macron w jedną dobę ściągnął do Paryża partnerów zainteresowanych pokojem i bezpieczeństwem w Europie. Podobną inicjatywę podjął i zrealizował w niedzielę w Londynie premier Keir Starmer, który notabene w Paryżu także był obecny. Najnowsza szybka zbiórka miała jednak charakter specyficzny, ponieważ akcent symbolicznie przesunął się z samej UE na europejską część Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO). Potwierdziła to obecność nie tylko sekretarza generalnego NATO, lecz także premierów Norwegii i Kanady oraz szefa MSZ Turcji. Oczywistością był gościnny udział Wołodymyra Zełenskiego. W pewnym sensie tworzy się jakaś tzw. poziomka w NATO, gromadząca wszystkich ważnych poza USA. Dwugodzinna zbiórka w Londynie oczywiście była nieformalna, już w najbliższy czwartek, 6 marca, pałeczkę – tym razem już podobno decyzyjną – przejmie kolejne nadprogramowe posiedzenie Rady Europejskiej w Brukseli.

Wszystkie europejskie szczyty mają jedną ogromną słabość wobec decyzyjności USA i także Rosji. UE skupia 27 państw, zaś NATO – 32. Są to pełnoprawne podmioty prawa międzynarodowego, w obu strukturach najważniejsze decyzje wymagają jednomyślności wszystkich członków, co paraliżuje skuteczność. Takie zasady skrojone zostały traktatowo w NATO i w UE na czasy spokojne, które – niestety – szybko nie wrócą.