Stopa bezrobocia rejestrowanego w lipcu wyniosła 6,1 proc. i nie zmieniła się względem czerwca, poinformował we wtorek Główny Urząd Statystyczny. Najwyższy poziom bezrobocia utrzymuje się w województwie warmińsko-mazurskim — 10,1 proc., najniższy zaś — jedynie 4,7 proc. — w województwie śląskim. Oprócz comiesięcznych danych z powiatowych urzędów pracy GUS opublikował także najnowsze wyniki Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności, które pokazują, w jaki sposób zachowywał się rynek pracy podczas najtrudniejszych dla gospodarki momentów pandemii.

Zgodnie z oczekiwaniami i doświadczeniami innych krajów także w Polsce podczas pandemii przepływy na rynku pracy występowały głównie między grupą pracujących a biernych zawodowo, niewiele zaś działo się wśród bezrobotnych. Wynikało to głównie z braku możliwości poszukiwania pracy podczas lockdownu oraz zasad rządowych programów pomocowych. Grupa aktywnych zawodowo zmniejszyła się w II kwartale o 153 tys. (0,9 proc.) względem I kwartału i o 230 tys. (1,4 proc.) względem II kwartału 2019 r. W tym samym czasie grupa biernych zawodowo wzrosłao — odpowiednio — 137 tys. (1 proc.) i 217 tys. (1,6 proc.). Tym samym osoby pracujące stanowiły 53,8 proc. ludności w wieku 15 lat lub więcej, osoby bierne zawodowo 44,5 proc., zaś bezrobotne 3,1 proc.
Wzrost biernych zawodowo to tylko jedna z oznak pandemii w gospodarce. Drugim efektem był skokowy wzrost pracujących niewykonujących pracy z powodu przerwy w działalności danej firmy. Ta liczba wzrosła względem I kwartału o 477 tys. osób, zaś względem II kwartału 2019 r. aż o 677 tys. Także z powodu pandemii 495 tys. osób pracowało w skróconych godzinach. Zdaniem Moniki Kurtek, głównej ekonomistki Banku Pocztowego, wtorkowe dane dowodzą skuteczności rządowych programów osłonowych, które w efekcie mogły pomóc zachować pracę około 2 proc. dzisiaj zatrudnionych.
— Liczba zarejestrowanych bezrobotnych wzrosła w lipcu o tylko 3 tys. To bardzo niewiele, biorąc pod uwagę skalę recesji w gospodarce. Bez wątpienia tarcze antykryzysowe powstrzymały falę zwolnień pracowników, a także „zobowiązały” firmy korzystające z pomocy publicznej do utrzymywania miejsc pracy przez kilka miesięcy po jej otrzymaniu. Dlatego pogorszenie sytuacji na rynku pracy będzie bardziej widoczne najprawdopodobniej dopiero za kilka miesięcy. Niemniej wzrost stopy bezrobocia w tym roku będzie znacznie mniejszy od pierwotnych przewidywań, zwłaszcza z początku pandemii, gdy prognozy przekraczały niekiedy 10 proc. Aktualne szacunki wskazują, że stopa bezrobocia na koniec bieżącego roku może znaleźć się w okolicach 8 proc. — podkreśla Monika Kurtek.
Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora ds. badań i analiz w Polskim Instytucie Ekonomicznym, także zaznacza, że wtorkowe dane wprost podkreślają, iż czarny scenariusz dla polskiego rynku pracy się nie sprawdził.
— Biorąc pod uwagę światową recesję i pierwszy tak znaczący szok gospodarczy wywołany globalną pandemią, należy ocenić, że zmiany na rynku pracy w Polsce miały ograniczoną skalę. Jeszcze przed kryzysem obserwowaliśmy wpływ demografii na spadek liczby osób pracujących w Polsce, co miało miejsce w warunkach jednoczesnego wzrostu poziomu aktywności zawodowej w wieku produkcyjnym. Dane o bezrobociu są dość zbieżne z trendami w bezrobociu rejestrowanym, a poziom dezaktywizacji zawodowej nie daje podstaw do wnioskowania o nadmiernej skali ukrytego bezrobocia. Co więcej, pomimo spadku zatrudnienia o 151 tys. obecne poziomy są porównywalne ze stanem z I kwartału 2019 r. — zaznacza Andrzej Kubisiak.