W 2024 r. kraje UE mają zamiar wyprodukować łącznie 2,6 mln pojazdów elektrycznych., czyli o 35 proc. więcej niż rok wcześniej. To jednak znacząco mniej, niż zakładali urzędnicy UE. Prognozy z 2021 r. mówiły o wyprodukowaniu w 2024 r. ponad 3 mln. elektryków.
W większości z 26 przebadanych przez Deloitte krajów kierowcy wybraliby jako następne auto z napędem konwencjonalnym. W USA takich respondentów jest aż 67 proc. w porównaniu do 6 proc. fanów elektryka. W Polsce pojazdy z napędem konwencjonalnym zyskały na popularności. Odsetek osób, które by je wybrały, wzrósł z 42 do 52 proc., a chętnych na zakup elektryka było 4 proc.
Dzieje się tak m.in. dlatego, że transformacja została rozpoczęta odgórnie w wyniku decyzji urzędników. Na 2035 r. wyznaczyli cele oznaczające de facto koniec sprzedaży nowych spalinowych pojazdów osobowych w UE, a na 2040 r. cel przewidujący zmniejszenie o 90 proc. emisji z pojazdów ciężarowych. Sytuacja może się jednak jeszcze zmienić.
Zmiana planów
Po ostatnim proteście Niemców dotyczącym norm emisji dla osobówek i ciężarówek KE zobowiązała kraje członkowskie do przedstawienia propozycji dla pojazdów zasilanych paliwami syntetycznymi, które w przyszłości mogą stanowić alternatywę dla tradycyjnych paliw.
Nikt nie spodziewa się kopernikańskiego przewrotu, ale już pojawiają się sygnały, że być może UE zrewiduje podejście. Na początku 2024 r. portal Politico dotarł do rzekomych planów Europejskiej Partii Ludowej (EPP), największego ugrupowania w Parlamencie Europejskim, zawierających pomysły przedwyborcze, w tym m.in. złagodzenie planu odejścia od silników spalinowych w 2035 r. Pod koniec ubiegłego roku Wielka Brytania przełożyła z 2030 na 2035 r. plany dotyczące zakazu silników spalinowych.
Przemysł w pułapce
Przemysł motoryzacyjny znalazł się w pułapce między preferencjami kierowców, wyzwaniami związanymi z upowszechnieniem na szeroką skalę aut na prąd a planami europejskiego legislatora.
– Media co rusz obiegają doniesienia o planowanych zwolnieniach w fabrykach producentów aut czy dostarczających na pierwszy montaż producentów części. Liczby te idą w dziesiątki tysięcy, a zmiany dotkną ostatecznie setek tysięcy, jeśli nie milionów osób zatrudnionych w motoryzacji. Widać więc, że w UE mamy nad czym myśleć - mówi Tomasz Bęben prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM).
Branża motoryzacyjna przygotowuje się na rok umiarkowanego wzrostu mimo rozczarowujących wyników ogólnej wielkości produkcji pojazdów poniżej poziomu sprzed pandemii, cięć w zatrudnieniu oraz niskiej dynamiki w tworzeniu miejsc pracy związanych z elektromobilnością.
– W Europie trwają prace mające na celu obniżenie kosztów produkcji baterii. Potencjalnym czynnikiem zmieniającym reguły gry, który mógłby ponownie aktywować obecnie niemal nieistniejący segment elektrycznych pojazdów budżetowych w UE, jest sód. Najtańsze modele elektryków z Chin można kupić za około 12 tys. USD. Zasadne jest więc pytanie, czy powinniśmy się ograniczać wyłącznie do jednej technologii - zauważa Tomasz Bęben.
Pojazdy elektryczne zasilane akumulatorami mogą stanowić ponad 50 proc. aut wyprodukowanych do końca tej dekady, wskazuje Europejskie Stowarzyszenie Producentów Części Motoryzacyjnych (CLEPA). Do końca następnej dekady pojazdy z silnikami spalinowymi nadal będą jednak stanowić dwie trzecie floty.
– Aby osiągnąć wymagane cele redukcji emisji CO2 w sektorze transportu, kluczowe są dalszy rozwój technologii spalania i znaczne inwestycje w paliwa odnawialne. Jako SDCM i jednocześnie członek CLEPA wskazujemy, że o ile cel jest słuszny i trzeba się do niego dostosować, to powinno nam się umożliwić osiągnięcie go dowolną ścieżką. To nie dana technologia jest problemem, tylko emitowany dwutlenek węgla i zanieczyszczenia. Tego typu podejście sprawiłoby, że europejski, w tym polski przemysł motoryzacyjny przeszedłby przez transformację bez niepotrzebnych perturbacji – uważa Tomasz Bęben.

