Rząd straszy trybunał Ukrainą

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2014-04-18 00:00

Odwrócenie reformy OFE rozsadzi budżet i wpędzi nas w kryzys — ostrzegają resorty pracy i finansów

Badając zgodność zmian w OFE z konstytucją, Trybunał Konstytucyjny stanął przed dylematem — czy może zmusić rząd do odwrócenia reformy, nawet jeśli wpędzi to budżet państwa w kłopoty? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, chce dowiedzieć się, jakie właściwie skutki dla gospodarki miałoby odejście od reformy, dlatego poprosił rząd o wyliczenia. Władz resortów finansów i pracy nie trzeba było długo prosić. Na 382 stronach maszynopisu, które przesłały do trybunału, snują wizje niczym z finansowego dreszczowca, strasząc kryzysem, a nawet Ukrainą.

Reforma albo zapaść

Według analizy resortów, koszty ewentualnego zakwestionowania zmian w OFE będą dla gospodarki gigantyczne. Rząd szacuje, że polskie finanse publiczne straciłyby na tym w 2014 r. 22,7 mld zł. Na same odszkodowania dla OFE rząd musiałby wydać 12,7 mld zł. Reszta to wyższe koszty obsługi długu publicznego oraz większa dotacja dla ZUS. To „zagroziłoby stabilności polskich finansów” i byłoby niezgodne z konstytucją, bo „równowaga budżetowa jest wartością konstytucyjną”.

„Stabilność finansów publicznych jest zasadniczym elementem bezpieczeństwa ekonomicznego Polski, tak istotnego w obliczu kryzysu rosyjsko-ukraińskiego stwarzającego określone ryzyko i liczne niebezpieczeństwa” — przekonują autorzy analizy. Ponadto, zdaniem rządu, koszt odwrócenia zmian w OFE trzeba by ponosić jeszcze przez dziesięciolecia. W 2023 r. sięgałyby już 35,3 mld zł rocznie, a przez najbliższą dekadę finanse publiczne straciłyby 278 mld zł. Takie wydatki byłyby nie do udźwignięcia dla budżetu i wpędziłyby gospodarkę w kryzys. Po pierwsze, rząd musiałby radykalnie podnosić podatki — o kilka pkt proc. dla VAT czy PIT. Po drugie, już w 2014 r. dług publiczny przekroczyłby próg ostrożnościowy 55 proc. PKB, co uruchomiłoby bolesną procedurę sanacyjną. Na 2016 r. rząd musiałby stworzyć budżet bez deficytu, a samorządy nie mogłyby się zadłużać. To wymusiłoby dokręcenie fiskalnej śruby o kolejnych kilkadziesiąt miliardów złotych i — zdaniem rządu — trybunał nie może do tego dopuścić.

Co ciekawe, rząd wyliczył też, jakie korzyści czerpie na tym, że zakazał OFE komunikacji ze społeczeństwem w okresie, kiedy obywatele decydują o tym, czy pozostać w drugim filarze czy nie. Rząd zakłada, że dzięki zakazowi reklamy do ZUS przejdzie dodatkowo 30 proc. przyszłych emerytów (50 zamiast 20 proc.). To sprawi, że dziura w ZUS zmniejszy się w 2014 r. o 1,7 mld zł, w 2015 r. o 5,4, a w 2023 o 49,7 mld zł. Łącznie przez całą dekadę polskie państwo „zarobi” na zakazie reklamy 229,3 mld zł.

Prognozy czy bujdy

Według Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Credit Agricole i członka Rady Gospodarczej przy Premierze, rząd ma rację — odwrót od reformy OFE byłby szokiem dla gospodarki.

— W krótkim okresie tej operacji nie da się przeprowadzić bez wstrząsu dla koniunktury gospodarczej w Polsce. Może nie byłby to nokaut, czyli recesja, ale z pewnością byłoby to bardzo mocne uderzenie i spowolnienie wzrostu — mówi Jakub Borowski. Jednak według Stanisława Gomułki, głównego ekonomisty Business Centre Club, czarne wizje rządu są grubo przesadzone.

— Nadal jesteśmy w stanie odpowiedzialnie i racjonalnie odwrócić reformę OFE bez uszczerbku dla gospodarki. Straszenie trybunału jakimiś dramatycznymi scenariuszami jest nieuzasadnione — uważa Stanisław Gomułka.

Po pierwsze, rząd dokonując odpowiednich reform, byłby w stanie ponownie ponosić ciężar płacenia składki do OFE. Po drugie, próg ostrożnościowy 55 proc. PKB wcale nie musiałby zostać przekroczony.

— Rząd szacuje, że po odwróceniu reformy dług publiczny wyniósłby 56 proc. Trzeba by więc znaleźć oszczędności rzędu 1-1,5 pkt proc. PKB, a to jest spokojnie do zrobienia. Ponadto rząd mógłby na rok czy dwa zawiesić próg 55 proc. lub przekazywanie składki do OFE — twierdzi Stanisław Gomułka.

Jego zdaniem, najbardziej niezrozumiały jest jednak sam tok rozumowania rządu. — Najpierw pozwala na przyrost długu publicznego o ponad 400 mld zł i łamie konstytucyjne reguły zarządzania finansami publicznymi, a potem prosi trybunał, by przymknął oko na nieprzestrzeganie konstytucji. Ponadto rząd przekonuje sędziów, że karanie go za łamanie konstytucji jest niezgodne z konstytucją. To bardzo dziwne tłumaczenie — mówi Stanisław Gomułka.