Pierwsza Benihana (czerwony kwiat) powstała w Nowym Jorku w 1964 r. Jej sukces spowodował otwarcie następnej w 1968 r. w Chicago. Potem sypnęły się kolejne. Gościły sławy, m.in. The Beatles czy Seana Connery’ego. W odróżnieniu od innych restauracje Benihana nie są miejscem na dyskretny wieczór we dwoje ani na prowadzenie w skupieniu rozmów biznesowych. A więc dla kogo są? Dla tych, którzy chcą odreagować trudy dnia codziennego i dobrze zjeść w przyjaznej atmosferze. Dobrze się przy tym bawiąc.





GOTUJĄ ŚPIEWAJĄCO
Ten warszawski to zdecydowanie duży lokal pełen smakowych zatoczek i japońskich akcentów. Jest część restauracyjna, jest sushi bar, a także strefa chillout. Naszą uwagę przykuła wydzielona część ze stołami teppanyaki (teppan oznacza płytę żelaza, a yaki — grillowanie).
Co je wyróżnia? Blat stołu ma kilka stref temperaturowych (od 80 do 300ºC), pozwalających na perfekcyjne przyrządzenie potrawy wedle życzeń klienta. Steki wychodzą zjawiskowo. Stołów teppanyaki jest tam osiem, każdy na osiem osób. Każdy też ma swojego kucharza, który na oczach zgromadzonych wokół gości radośnie przyrządza zamówione potrawy. Nie spodziewajmy się w tej części szmeru strumyków ani kojącej ciszy.
Każdy z szefów stołu ma własny program (są w nim także śpiewy). Wszyscy gotują jednak to samo. Do zabawy często włączają się goście. Gdy dotarliśmy do naszego stolika, przy sąsiednim grupa rozbawionych seniorów z zaangażowaniem tubalnie śpiewała: „My jesteśmy tra la la Filipinki, trala lala rala lala to dziewczynki” .
ZUPA DLA KAŻDEGO
Szefem naszego stolika był Ahmed z Egiptu. Uroczo zresztą mówiący po polsku (wynik wieloletnich konwersacji z żoną Polką). Używa (jak żona) jedynie rodzaju żeńskiego: „Sos imbirowa na warzywa i musztardowa na kurczaka”. Bardzo się to nam spodobało! Bez problemu się dogadywaliśmy. Lista napojów obfita, także sporo w niej sake. My pozostaliśmy przy winach (swoją drogą, bardzo ostatnio w Japonii popularnych). Starter: krewetki z warzywami — dostają wszyscy.
Także zupę (dwie do wyboru — cebulowa lub miso, czyli bulion rybny z pastą sojową, tofu i algami), ryż i sałatkę z sosem imbirowym. Po nich następują indywidualnie zamówione główne dania. „Norweski krewetka, mała czosnek, mała masła i mała cytrynowa” z alzackim rieslingiem Beyer trochę się posprzeczały. Z Matua Savignon Blanc (Nowa Zelandia) było jej już znacznie lepiej. Zaskakująco dobrze smakowała za to z rieslingiem zupa cebulowa.
INTRYGUJĄCY STEK
Dań głównych obfitość. Nas zainteresował szczególnie stek Sirloin z polędwicy wołowej. Przyrządzony dokładnie tak, jak sobie zażyczyliśmy. Wparadował pod pachę z sosem teriyaki. Początkowo podeszliśmy go Amarone, ale bez większych sukcesów. La Chevaliere, 2014, Merlot Grenache, Pays d'Oc (Francja) był dla Sirloina dużo przyjaźniejszy. W deserach też tam można wybierać. Warto spróbować sernika — jest wyjątkowo delikatny. Wyszliśmy z Benihany z przekonaniem, że to unikalna restauracja. Steki nie wyczekują w kuchni na pojawienie się kelnera — są przyrządzane na oczach gości i natychmiast trafiają na podgrzany talerz. &