Szansa, że sytuacja powtórzy się w tym roku, jest jednak coraz mniejsza. Światowy kryzys zbliża się wielkimi krokami. Wobec tego, zgodnie ze słynną sentencją Publiusza Flawiusza Wegecjusza „Jeżeli chcesz pokoju, szykuj się do wojny”, czas szykować się do wojny o przetrwanie. O stanie gospodarki raczej nie będą decydowały informacje z Europy, chociaż tutaj też nie jest najlepiej z powodu polityki niskich stóp procentowych, która demoluje systemy bankowe krajów strefy euro. Spadek produkcji notowany przez niemiecki przemysł, bazujący na eksporcie, oznacza spowolnienie najsilniejszej gospodarki kontynentu i będzie wpływać na kondycję ekonomiczną całej Europy.

Źródeł światowych perturbacji nie upatrywałbym też w Chinach, które mimo wyraźnego spowolnienia spowodowanego spadkiem eksportu mogą się ratować wzrostem konsumpcji wewnętrznej. Największym zagrożeniem dla równowagi światowej ekonomii są amerykańskie rynki finansowe i amerykańska polityka. Od wielu kwartałów giełdy w USA notują rekordy, jednak wzrost cen akcji oderwał się od fundamentalnej wartości spółek. Czy taniego kapitału i apetytu na ryzyko wystarczy, żeby podtrzymać koniunkturę w tym roku? Obawiam się, że nie. Naturalnym krokiem dla dużych graczy wydaje się przestawienie polityki inwestycyjnej z pozycji długich na krótkie, co na dłuższą metę może doprowadzić do wyprzedaży i kolejnego kryzysu. Może to skutkować globalnym kryzysem finansowym.
Na ratunek słabnącej koniunkturze ruszyły ponownie banki centralne. Zarówno amerykański Fed, jak i Europejski Bank Centralny oraz Bank Japonii na wyścigi ogłaszają nowe programy skupu obligacji. Tylko japoński bank chce wrzucić na rynek astronomiczną kwotę liczoną w setkach miliardów dolarów. Na to wszystko nakładają się trwająca wojna handlowa między USA a Chinami oraz perturbacje polityczne w Stanach Zjednoczonych. Warta uwagi jest również analogia przytaczana w ostatnim czasie przez amerykańskie media. W 1998 r. mieliśmy do czynienia ze szczytem koniunktury. Celem amerykańskich elit było wówczas doprowadzenie do impeachmentu pewnego miłośnika cygar, po czym nastąpiło pęknięcie bańki internetowej, załamanie rynku akcji i światowy kryzys. Teraz również jest szczyt koniunktury i wdrażane są działania zmierzające do impeachmentu obecnego lokatora Białego Domu. Co tym razem wybuchnie inwestorom w rękach? Nie da się tego przewidzieć z całkowitą pewnością, ale na pewno będzie ciekawie.
Ponieważ bliższa koszula ciału, nas bardziej interesuje, jak rok 2020 będzie wyglądał nad Wisłą. Będzie wolniej, ale na plusie. Jeżeli dojdzie do światowego kryzysu, najboleśniej odczują go firmy uczestniczące w globalnym łańcuchu dostaw. Spowolnienie w Europie paradoksalnie może być szansą dla polskich przedsiębiorstw. Europejskie — wobec stagnacji na rodzimych rynkach — chcąc utrzymać rentowność, mogą zwrócić się w stronę tańszych dostawców. W Polsce utrzymuje się rekordowo niskie bezrobocie. Zapewnia to stabilność wpływów podatkowych oraz rosnącą konsumpcję. Spowolnienie może oznaczać wzrost liczby ludzi bez pracy, ale powinien mieć on ograniczony zasięg. Częściowo będzie dotyczył pracowników z zagranicy, którzy w przypadku utraty pracy będą wyjeżdżać z Polski. Warto też wrócić do kwestii najistotniejszej, czyli ochrony klimatu. Europa nadal pozbywa się brudnych gałęzi przemysłu, co powoduje utratę miejsc pracy (doskonale widać to na przykładzie krakowskiej huty). Na pozostałe na jej terytorium firmy UE narzuca drakońskie przepisy środowiskowe, nie stawia jednak ograniczeń w zakresie ekologicznej jakości importu z krajów trzecich. Rezultatem tej polityki jest jeszcze większe zanieczyszczenie, gdyż jakość norm środowiskowych w tamtych krajach jest zdecydowanie niższa niż w Europie. To przykład hipokryzji — w skali globu nie ma znaczenia, gdzie jest emitowany dwutlenek węgla. Taki sam negatywny wpływ na klimat ma emisja z hut w Polsce i w Indiach.
Europa powinna premiować import spełniający ekologiczne standardy produkcji. Dobrze, że świadomość ekologiczna jednak wzrasta i wdrażane są projekty mające na celu rozwiązanie problemu niekorzystnego wpływu aktywności człowieka na środowisko. Właśnie rozpoczęły się misje organizacji Ocean Cleanup, która chce zmierzyć się z problemem tysięcy ton plastikowych śmieci zalegających w morzach i oceanach całego świata. Warto przypomnieć, że wielka pacyficzna wyspa śmieci ma powierzchnię ponad 1,5 mln km kw., czyli jest pięć razy większa od Polski. Wreszcie może zostać uprzątnięta. Na koniec — bardziej optymistycznie. Powtarzające się światowe kryzysy miały jedną wspólną cechę: nikt się ich nie spodziewał. Teraz wszyscy mówią o kryzysie, a bezprecedensowa akcja banków centralnych, które podają kroplówki największym światowym gospodarkom, może go odroczyć. Życzę więc państwu i sobie, żeby w nowym roku ten najbardziej pesymistyczny kryzysowy scenariusz się nie ziścił.