Smaki międzywojennej Warszawy

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2012-10-31 10:03

Warto zajrzeć do butikowego hotelu Rialto w sercu stolicy. Nie tylko po to, by podziwiać wysmakowane wnętrza w stylu art deco, ale też, by w hotelowej restauracji delektować się rzadko już spotykanymi potrawami z początku XX wieku.

Hotel Rialto w przedwojennej warszawskiej kamienicy to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Eleganckie wnętrza wypełniają meble w stylu z epoki (obrazy na ścianach już niekoniecznie), a w kuchni rządzi wspaniały Paweł Suchenek, mistrz po wielu międzynarodowych stażach. Zaskakujące, że postanowił odtworzyć potrawy popularne w międzywojniu. Inspirował się autentycznymi przepisami z tego okresu.

ZAJĄC W PIEROGACH

Bezwzględnie trzeba spróbować flaków warszawskich zapieczonych pod cieniutką warstwą parmezanu i podanych z cielęcymi pulpetami. Finezja smaku. W osobnych miseczkach do dodatków — szczypty parmezanu, majeranku i papryki. Można sobie przyprawić wedle własnego gustu.

To wysublimowane danie wyraźnie się odróżnia od siermiężnych flaków wykutych w PRL-u. I do dziś pokutujących po wszystkich restauracjach jak Polska długa i szeroka. Nie wszyscy je lubią… Kolejne międzywojenne danie wydobyte z zapomnienia to zupa z ogonów wołowych zwana w tamtych czasach Oses-Fail. Też nie do pogardzenia.

Win z zupami nie degustowaliśmy, wychodząc ze słusznego założenia, że zupy z winami z reguły się gryzą. Z zakąsek spróbowaliśmy pięknie zalepionych pierogów z dziczyzny. Królował w nich zając ze świeżymi ziołami i suszoną śliwką. Były chrupiące i zjawiskowe. Marek Przyborek, sommelier Rialto, zaproponował do nich Pinot Noir Kim Crawford 2010 z Nowej Zelandii. Zdecydowanie udane trafienie, chociaż w międzywojniu o winnicy Kim Crawford nikt jeszcze nie słyszał.

ŚLEDŹ POD PIERZYNĄ

Zdużym zaciekawieniem czekaliśmy, jakie wino sommelier zasugeruje do śledzia „pod puszystą pierzynką”. Królował w niej majonez, sam śledź był zaś wyjątkowo delikatny, łagodny i aksamitny: tarte jajko na twardo, delikatna cebulka, przesmażone masełko. Także natka i pietruszka.

W kuchni PRL-u obowiązkowo musiała być wódka, bo śledzie z winami z reguły się nie kochają. A tu, ku naszemu zaskoczeniu, riesling Reserve Pierre Sparr 2010 z Alzacji po prostu zakochał się w rybce. Swą delikatną słodyczą zneutralizował ukrytą słoność śledzia, dodał element świeżości i dobrze komponował się z dodatkami filuternie tańczącymi wokół rybki. Zdecydowanie częściej musi przyjeżdżać do Rialto!FOT. MAREK WIŚNIEWSKI

JABŁKO W SZLAFROKU

Zdań głównych zdumiał nas sandacz z jajami, polany gorącym i nie zrumienionym masłem. Znakomity okazał się do niego zasugerowany przez sommeliera Chardonnay Beringer 2006 z Napa Valley. Aksamitność wina spowodowała, że wszystko harmonijne łączyło się ze sobą. Dla kontrastu spróbowaliśmy wcześniej podanego alzackiego Rieslinga. Masakra.

Przyszła kolej na dania mięsne. Tu zaskoczyła nas potrawka z zająca w czerwonym węgierskim winie. Z ziemniaczanymi krokietami i suszonymi śliwkami. Marynowana z jabłkiem, gruszką i pietruszką. Pasował do niej świetny sos (który jest tajemnicą kuchni).

Ponownie wspaniale się wpasował Pinot Noir Kim Crawford 2010 z Nowej Zelandii, chociaż gdzieś z daleka dorzucało nutkę gorzkości. Podano słodycze. Skosztowaliśmy jabłka w szlafroku i puddingu czekoladowego. Smaki obu deserów wspaniale wzmacniał Fleur D’Or Monbazillac 2006. Doskonałe zwieńczenie udanego wieczoru.

Restauracja hotelu Rialto

ul. Wilcza 73 Warszawa

Ogólne wrażenie 5

Karta win 5

Potrawy 5,5

Wystrój wnętrza 5

Obsługa 5

Na biznes lunch 5

Na obiad z rodziną 3