Fotobudki szturmem zdobywają polskie imprezy. To must have przyjęć weselnych oraz wydarzeń firmowych, na których goście ustawiają się w kolejce, aby zrobić sobie serię zdjęć w śmiesznym kapeluszu, finezyjnych okularach lub z wąsami na patyku. Trend pojawił się w Polsce w 2013 r. i od tego czasu wykazuje stały wzrost. Firmy wynajmujące fotobudki konkurują ze sobą przede wszystkim szerokim wyborem nietuzinkowych gadżetów. Mogą jednak również postawić na jakość sprzętu. I wówczas w sukurs przychodzi Smove, producent sprzętu fotograficznego i filmowego.

Połączeni spółką i pasją
Fotobudki są tylko częścią oferty Smove. Jednak jest to element niebagatelny i wykazujący dużą tendencję rozwojową, nad czym stale pracują współwłaściciele spółki: Tomasz Klusczyk, Przemysław Jacek, Mateusz Łozowski oraz Krzysztof Drabik. Ich wspólna droga zaczęła się na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, gdzie poznali się na kierunku automatyka i robotyka.
— Na początku były wspólne projekty maszyn. Już wtedy rozważaliśmy skomercjalizowanie ciekawszych realizacji, jak np. interaktywnego robota grającego w szachy — wspomina Mateusz Łozowski.
— Mieliśmy również ambitniejsze projekty, m.in. zabawki do rehabilitacji dzieci z dysfunkcjami motoryki. Jednak wprowadzenie produktu do branży medycznej wiąże się z bardzo wysokimi kosztami, m.in. na certyfikację, badania, co okazało się nie do przeskoczenia dla studentów — dodaje Przemysław Jacek.
Po studiach założyli własne firmy, a w 2014 r. postanowili je połączyć, powołując do życia Smove. Firma zaczynała od projektowania na zamówienie urządzeń i maszyn CNC (ang. computer numerical control) i drukarek 3D. Następnie zajęli się sprzętem do wideofilmowania cyfrowymi lustrzankami (stabilizatory, krany i jazdy filmowe itp.). Kolejnym krokiem były fotobudki.
Nie tylko dla fachowców
Smove kieruje ofertę do profesjonalistów w dziedzinie filmowania, do pasjonatów i amatorów, a także do tych, którzy myślą o własnym biznesie. Tym ostatnim proponują właśnie fotobudki. Jak zapewniają szefowie firmy, „działania w tym obszarze są zintensyfikowane”. Obecnie miesięcznie sprzedają ok. 20 fotobudek na rynek polski i ok. 10 za granicę. Ale, jak wiadomo, fotobudka fotobudce nierówna. W ofercie Smove są trzy warianty do wyboru: Fbox Pro, Fbox Mini i Fbox Compact. Na początku przyszłego roku w sprzedaży pojawi się też Fbox Mirror.
W każdej wersji produkt składa się z dwóch modułów wygodnych do transportowania. Urządzenie daje duże możliwości konfiguracji sprzętowej, m.in. z elementami optycznymi i drukarką. Oprogramowanie zaś pozwala na tworzenie nieskończonych kombinacji unikalnych układów zdjęć z ramkami, reklamami, opisami.
Nie muszą być pierwsi
W zespole Smove jest obecnie dziewięć osób: cztery pracują w biurze i pięć przy produkcji. Ta ostatnia jest podzielona na dwie części: czystą i brudną. — Produkcja brudna to pierwsze etapy. Na tym etapie półprodukty są surowe i brudne. Etapy czystej produkcji to prace wykańczające: montaż elementów i wykonanie instalacji elektrycznych itd. — przybliża Przemysław Jacek.
Jak mówią właściciele Smove, ich produkty nie muszą mieć metki „pierwsze w Polsce”, ale powinny odznaczać się jakością. — Pilnujemy każdego szczegółu, aby fotobudka była maksymalnie funkcjonalna przy zachowaniu mobilności i ergonomii pracy. Dbamy również, by nasze rozwiązania były nowatorskie. Mamy zarejestrowanych ponad 20 zastrzeżeń patentowych — mówi Mateusz Łozowski.
— Często kosztem pierwszeństwa wprowadzamy produkt innowacyjny i dopracowany. Nasze doświadczenie pokazuje, że taka strategia z biegiem czasu bardziej procentuje — podkreśla Krzysztof Drabik. Nie chce brać udziału w swoistym „wyścigu zbrojeń”, jaki obserwuje u konkurencji.
— Z przymrużeniem oka i uśmiechem na twarzy czytamy opisy produktów konkurenta oznajmiające, że jest on „liderem branży”, „pierwszym na rynku” i ma „największe doświadczenie w branży”. Zdarza nam się serwisować sprzęty konkurencji, więc mamy wgląd w to, co oferują. Okazuje się, że nie zawsze wszystko wygląda tak jak w reklamie. To tylko utwierdza nas w przekonaniu, że mamy sprzęt z najwyższej półki — podsumowuje Krzysztof Drabik. © Ⓟ