Solar narzeka na ruch w galeriach

ANP
opublikowano: 2012-08-31 00:00

EURO 2012 i olimpiada spowodowały, że klienci zostali w domach. Oby nie na dłużej.

15-20 proc. — o tyle, zdaniem Stanisława Bogackiego, prezesa odzieżowego Solara, spadła liczba odwiedzających galerie handlowe. — Tylko nieliczne centra wykazały wzrost liczby gości — mówi Stanisław Bogacki.

Jego zdaniem, spadek frekwencji widać także w warszawskich galeriach.

— W latach 2010-11 sytuacja w handlu detalicznym wyglądała dobrze. Teraz jednak już się nie mówi, że Polska jest zieloną wyspą. Dynamika wzrostu PKB już jest niższa, a banki udzielają mniej kredytów. A to przekłada się na nasze wyniki [spadek przychodów i zysku netto — przyp. red.] — uważa prezes Solara.

Na mniejszą liczbę odwiedzających narzekało też obuwnicze NG2 (m.in. marka CCC). Według jego danych, w kwietniu i czerwcu tego roku spadek wyniósł odpowiednio: 6 i 14,3 proc. Ponad 10-procentową dynamikę zanotowano w maju, gdy do sklepów zawitało ponad 11,5 mln osób. Vistula, choć nie obserwuje istotnego zmniejszenia klientów, przyznaje, że w części jubilerskiej biznesu doszło „do pewnego wahnięcia”.

— Trzeba jednak pamiętać, że jest coraz więcej centrów handlowych i może dochodzić do kanibalizmu — uważa Grzegorz Pilch, prezes Vistuli.

Zdaniem Patrycji Dzikowskiej, dyrektor z zarządzającej powierzchniami handlowymi agencji Jones Lang LaSalle, jeśli obiekt jest dobry, nie powinno być problemu z liczbą gości.

— Problem może być tam, gdzie jest duża powierzchnia niewynajęta, nie odświeżono struktury najemców lub w pobliżu pojawiła się konkurencja. Generalnie nie widzimy trendu zmniejszania liczby odwiedzających. Niewykluczone, że Polacy wydają mniej pieniędzy albo producenci nie trafili z kolekcjami — uważa Patrycja Dzikowska.

Przyznaje, że problem ze spadkiem liczby klientów centra odnotowały w czerwcu i sierpniu, gdy odbywały się EURO 2012 i letnia olimpiada. Firmy odzieżowe i tak nie mają alternatywy. Grzegorz Pilch jest przekonany, że nowoczesny handel będzie się toczyć wyłącznie w galeriach handlowych. Dlatego ostatnio zlikwidowała znany i istniejący od lat salon jubilerski Kruka przy Floriańskiej w Krakowie.

— To dowód na to, że nawet z prestiżowych lokalizacji handel przenosi się do galerii. Floriańska stała się ulicą, która zaczyna przypominać bazar. Nasz salon tam nie pasował. Nie mieliśmy skrupułów, by go zamknąć. Podobną sytuację mieliśmy w Łodzi, a Piotrkowska przestała być ulicą handlową — mówi Grzegorz Pilch.

— To, czy Polacy będą chodzić do galerii w tym półroczu, zależy od tego, czy przestraszą się ciągłego wieszczenia kryzysu — kwituje Patrycja Dzikowska.