Ich przygoda z modą zaczęła się w 2013 r. od bloga SuperStyler, na którym zamieszczali teksty o tematyce lifestyle’owej. Jan Lech prowadził wtedy własną działalność, Marta Lech-Maciejewska pracowała w branży marketingu internetowego. Dopiero po 3,5 roku regularnego wrzucania tekstów zaczęli na tym zarabiać, choć nie były to pieniądze, które pozwoliłyby Marcie zrezygnować z etatu.
– Pracowaliśmy po prostu po godzinach i w weekendy. Staraliśmy się publikować codziennie, co też wbrew pozorom nie było łatwe. W tym czasie zainwestowaliśmy w bloga około 70 tys. zł – wspomina Jan Lech.
Kiedy reklamodawcy zaczęli przenosić swoje budżety do sieci, ich blog stał się zyskowny. Prowadząc go, czuli jednak, że czegoś im brakuje. W końcu wpadli na pomysł marki Spadiora, która specjalizuje się w szyciu jedwabnych apaszek z przesłaniem.
– Mieliśmy poczucie, że nie przeszczepiamy serc, nie wyciągamy kotków z płonących domów – nie robimy nic, co miałoby pożytek społeczny. Zarabiamy na rozrywce i to też jest potrzebne, ale zawsze chcieliśmy czegoś więcej od życia. Stąd pomysł na stworzenie własnego produktu – mówi Marta Lech-Maciejewska.
Początek pod górkę
Inspiracją była jedwabna apaszka marki Hermes, którą dostała od męża. Zaczęła nagrywać i pokazywać na YouTubie tutoriale, jak nosić chusty. Filmiki cieszyły się sporą, jak na owe czasy, popularnością. Sporo osób zaczęło pytać o tę konkretną apaszkę, a jedna z obserwatorek zasugerowała jej stworzenie własnej marki jedwabnych akcesoriów. Marta Lech-Maciejewska pomyślała, że to dobry kierunek.
Próbną partię apaszek zamówili w Polsce. Okazało się jednak, że nadruki i szwy były krzywe. Zadzwonili do fabryki z pytaniem o powody tak słabej jakości i usłyszeli, że jeśli im się nie podoba, mogą znaleźć inną pracownię. Znaleźli, ale ponieważ szwalnia sprowadzała jedwab z Chin, tak naprawdę płacili pośrednikowi. Zabrali się więc za poszukiwania własnych dostawców z tego azjatyckiego kraju. Kiedy się z tym uporali, stanęli przed kolejnym wyzwaniem – okazał się nim dla nich trend wspierania polskich producentów.
– Nie wszyscy się orientują, że przepisy pozwalają, by za kraj pochodzenia konkretnego produktu uznać ten, w którym przebiega ostatni etap jego tworzenia. Dlatego jeśli materiał został ściągnięty z Chin i poddany nawet delikatnej obróbce w Polsce, produkt można podpisać made in Poland. Postanowiliśmy z szacunku dla klientów nie nabijać ich w butelkę. To trudne zadanie, ponieważ pod postami polecającymi naszą markę w internecie zawsze pojawia się przynajmniej jeden komentarz: ale oni mają jedwab z Chin – mówi Jan Lech.
Początkowo szyli w Polsce z jedwabiu sprowadzanego z Azji. Czasem jednak dostawali sukienki pachnące papierosami czy ubrudzone kawą, herbatą, a nawet okruszkami kanapek. Ich reklamacje ponownie spotkały się z odpowiedzią, że mogą zmienić szwalnię. Wiele z nich w ogóle nie chciało podejmować z nimi współpracy ze względu na to, jak drogim i trudnym w obróbce materiałem jest jedwab. Natomiast chińscy producenci traktowali ich poważnie i bez wahania wysyłali im w kolejnej partii dodatkowy towar, jeśli do poprzedniej mieli zastrzeżenia. Dzisiaj dysponują własną pracownią krawiecką, w której projektują, konstruują i szyją prototypy i niektóre akcesoria Spadiory.
– Wielu ludzi kładzie duży nacisk na produkcję mody w Polsce. Tylko że w Chinach mają kilka tysięcy lat doświadczenia w pracy z jedwabiem, świetne maszyny i wielopokoleniową kadrę. Są po prostu jakościowo najlepsi. Wciąż jednak część społeczeństwa wszystko, co zostało wyprodukowane w Chinach, uważa za masówkę. Większość jedwabiu na świecie pochodzi właśnie z tego kraju, w Polsce jego produkcja jest nieopłacalna. Nie ma też firm, które byłyby w stanie ręcznie rolować jedwab. Od 1997 r. nie wyprodukowano u nas nawet grama jedwabiu do celów sprzedażowych. Istniał ośrodek naukowy w Milanówku, który zajmował się nim w celach naukowych, ale dzisiaj wszystkie firmy importują jedwab, głównie z Chin – tłumaczy Jan Lech.
Ich firma wystartowała w listopadzie 2019 r. Początkowo zamówili 100 apaszek, jednak po namyśle domówili kolejne 900, ponieważ na powiadomienie o dostępności produktu zapisało się ponad 1200 osób. Ku zaskoczeniu małżonków po rozpoczęciu sprzedaży rozeszło się… 21 apaszek, a chwilę później w świat uderzyła pandemia koronawirusa.
– Mieliśmy 900 apaszek na stanie, przyszedł COVID-19, ludzie nie wiedzieli, co się wydarzy, czy nie stracą pracy, czy nie stracą życia. Wszyscy byśmy przerażeni, bo nikt nie miał pojęcia, o co chodzi. A my zostaliśmy z produktem ostatniej potrzeby… – wspomina Marta Lech-Maciejewska.
Apaszki z przesłaniem
Początkowo tworzyli tylko apaszki, teraz wzbogacają ofertę o kolejne akcesoria i elementy garderoby. Szyją z naturalnego jedwabiu, a wzory powstają we współpracy z polskimi graficzkami. Każdy projekt jest zaangażowany w inny temat społeczny, kulturowy czy ekologiczny. Spadiora chce w ten sposób dać ludziom możliwość wyrażenia siebie, swoich poglądów czy wartości. Mają w kolekcji m.in. apaszkę Kobiecość symbolizującą akceptację swojego ciała i wzajemne wsparcie. To hołd złożony teściowej Marty Lech-Maciejewskiej, która po wielu latach przegrała walkę z rakiem piersi. Innym przykładem jest apaszka Duma, która ma być przyczynkiem do refleksji nad tym, co nas nią napawa.
– Baliśmy się, że zostaniemy z 900 apaszkami, aż nagle zaczęły się sprzedawać. Okazało się, że ludzi przekonało ich przesłanie. Każdy wzór je ma – tematy feministyczne, światopoglądowe, czasami polityczne, jak apaszka Polki 2.0, która powstała w czasie marszów przeciwko zaostrzaniu prawa aborcyjnego w Polsce. Okazało się, że są manifestem kobiet, które nosząc je, mają jeszcze niewyartykułowane słowami poczucie, że opowiedziały się po jednej stronie, nawet jeśli wciąż nie mają w sobie siły, żeby o tym mówić głośno. Te dziewczyny zaczęły się w ten sposób doceniać – wyjaśnia Marta Lech-Maciejewska.
Ubrania Spadiory można znaleźć w HE Concept Store w Hotelu Raffles Europejski Warsaw, jednak poza tym właściciele marki prowadzą tylko sprzedaż internetową i nie planują tego zmieniać.
Często angażują się też w akcje charytatywne. Co roku w październiku wypuszczają na rynek apaszkę, z której 100 proc. zysku przekazują Fundacji Spa For Cancer na rzecz kobiet chorych na raka piersi. W 2021 r. było to ponad 63 tys. zł. Po agresji Rosji na Ukrainę wsparli całym przychodem ze sprzedaży innego wzoru apaszek – ponad 31 tys. zł –Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Spadiora stawia również na recykling – z apaszek, które nie przeszły testów jakości, powstają nowe produkty.
– Spowodowaliśmy, że moda przestaje być pusta. My nie sprzedajemy apaszek, my sprzedajemy uczucia i emocje – twierdzi Jan Lech.
Ambitne podejście
Przedsiębiorcze małżeństwo pragnie też zmieniać polski rynek pracy. W połowie 2021 r. wprowadzili w firmie czterodniowy tydzień pracy przy zachowaniu pełnego wynagrodzenia dla pracowników i utrzymaniu ośmiogodzinnego dnia pracy. Ich pracownice mogą też skorzystać z płatnego urlopu menstruacyjnego na żądanie, nielimitowanego płatnego urlopu wypoczynkowego, dofinansowania urlopów i trzynastej pensji.
Pod koniec 2023 r. marka zaprezentowała kampanię reklamową opracowaną przez sztuczną inteligencję, w której połączono słynne dzieła sztuki z apaszkami marki i wizerunkiem jej założycielki. W wirtualnej galerii sztuki Spadiory znalazło się 10 obrazów, które Maja Michalak, historyczka sztuki, znaczeniowo połączyła z motywami przewodnimi apaszek. Na obrazach pojawiła się nie tylko Marta Lech-Maciejewska, lecz także jej rodzina, w tym wygenerowany przez AI wizerunek zmarłej teściowej, oraz ich pies.
– Chcielibyśmy ekspandować na rynki zagraniczne. W Polsce popyt na apaszki może być ograniczony, ale widzimy duży potencjał za granicą, gdzie możemy osiągać większe sukcesy. Naszym celem jest rozpoznawalność marki nie tylko w Polsce, lecz także na arenie międzynarodowej – zapowiada Jan Lech.
W wolnym czasie dużo podróżują, ich ulubionym kierunkiem są Malediwy, gdzie uwielbiają nurkować. Oboje są po kursach, a ich marzeniem jest nurkowanie na Jukatanie w cenotach, czyli naturalnych studniach krasowych. Lubią też jeździć z dziećmi na nartach.
– Naszym największym marzeniem jest zdrowie i czas na życie. Na co dzień jesteśmy mocno zapracowani i chciałabym, abyśmy się w tym wszystkim nie pogubili, mieli czas na wypicie porannej kawy bez pośpiechu czy na wspólny spacer. Życie polega na tym, co jest tu i teraz, na prostych rzeczach, które z perspektywy czasu doceniam najbardziej – konkluduje Marta Lech-Maciejewska

