Możecie organizować streamingową prezentację ubrań, pokaz mody online, modowe konsultacje na czacie - to tylko kilka porad polskiej firmy Divante dla branży odzieżowej na przetrwanie trudnego okresu pandemii. Działająca na kilku kontynentach polska spółka wspiera firmy w rozwijaniu skrzydeł w handlu elektronicznym. Klientów ma też w Azji, gdzie handel detaliczny - inny niż sklepy spożywcze i apteki - jako pierwszy zmierzył się z osłabieniem sprzedaży wynikającym z pandemii koronawirusa.

- Naturalną reakcją ludzi w obliczu kryzysu jest zakup artykułów pierwszej potrzeby: żywności i leków. Nikt nie myśli o zakupie wiosennej kurtki lub butów, ale jest to okres przejściowy - prognozuje Tomasz Karwatka, prezes Divante, firmy wspierającej handel detaliczny w internecie.
Dodaje, że w Chinach i Hongkongu sprzedaż spadła odpowiednio o 50 i 10 proc. Najbardziej jego zdaniem narażona na straty branża odzieżowa ma jednak szanse na przezwyciężenie trudności. Antidotum jest aktywna działalność w internecie.
- Na przykładzie Chin widzimy, że po pierwszym uderzeniu i spadku sprzedaży niemal we wszystkich branżach, przychodzi czas pewnej stabilizacji i robienia zakupów, w tym także odzieżowych. Konsumenci uzmysławiają sobie własne mniej podstawowe potrzeby. Nie mogą pójść do sklepu, zakupy przenoszą się więc do internetu - mówi Tomasz Karwatka.
Ocenia, że tzw. faza zakupowa następuje po dwóch, trzech tygodniach od rozpoczęcia kwarantanny.
- Myślę, że w przypadku Polski czeka nas to dopiero za dwa tygodnie, bo obecny tydzień uważam za pierwsze siedem dni szoku, kiedy dociera do nas, że wszystko jest zamknięte, a większość firm pracuje zdalnie – mówi Tomasz Karwatka.
W jaki sposób dać znać w internecie, że twoja firma istnieje?
- Azjatyckie firmy wykorzystały potencjał swoich pracowników, którzy ze względu na zamknięte sklepy zostali w domu, bez pracy. W modelu azjatyckim pracownicy stają się ambasadorami marki. Na własnych social mediach wrzucają informacje o marce i zachęcają do zapoznania się z jej ofertą. Nie jest to jednak agresywny marketing. Nazwałbym to szczerymi, nienachalnymi postami, w których pracownik - prywatnie twój znajomy - informuje, że ze względu na koronawirusa nie może pracować, ale sklep wciąż ma ubrania w sprzedaży, więc jeśli chcesz, możesz tu zajrzeć. Myślę, że tego rodzaju szczery apel zadziała o wiele lepiej niż bezosobowe marketingowe narzędzia – uważa prezes Divante.
Dodaje, że marki wzorem branży gamingowej mogą sprzedawać „preordery”, czyli projekty ubrań, których nie ma jeszcze fizycznie w magazynach, ale pojawią się już wkrótce. Klient w takim wypadku poza pierwszeństwem zakupu ma też nieco niższą cenę a przedsiębiorstwo zapewnia sobie płynność finansową. Co w przypadku sklepów, które nie mają sklepów online?
- Te dwa tygodnie wykorzystałbym na ich stworzenie. Nawet, jeżeli nie działają jeszcze w internecie mogą w szybki sposób, za małe pieniądze, stworzyć prostą stronę online i wrzucić własnoręcznie zrobione zdjęcia produktów. Polacy są solidarni, jeżeli będą wiedzieć, że sklep z ich sąsiedztwa walczy o przetrwanie nawet jeżeli niczego nie kupią, podzielą się tą informacją ze swoimi znajomymi – uważa Tomasz Karwatka.
Tomasz Karwatka w trosce o morale pracowników, którzy z dnia na dzień zostali pozbawieni zajęcia sugeruje, aby pracodawca znalazł im inne. Jego propozycją jest przekształcenie sklepów stacjonarnych w centra logistyczne, a sprzedawców w dostawców, którzy w czasie kwarantanny mogą dostarczać ubrania z półek sklepowych do klientów.
Dominika Masajło