Panika wywołana wybuchem wojny w Ukrainie skutkowała gwałtownym wzrostem cen wyrobów stalowych. W ostatnich tygodniach sprzedawcy notowali jednak spadki wywołane brakiem popytu na produkty hutnicze. Ostatni tydzień przyniósł zaskakującą zmianę. Stal przesłała tanieć. Pręty budowlane po wybuchu wojny kosztowały nawet 6,7 tys. zł za tonę. Według ubiegłotygodniowych danych Polskiej Unii Dystrybutorów Stali (PUDS) ceny kształtowały się w przedziale 3,9-4,14, a zestawienia z bieżącego tygodnia wyceniają pręty na 3,87-4,21. Za kształtowniki gięte na zimno po wybuchu wojny trzeba było płacić nawet ponad 9 tys. zł, ale ostatnio ceny utrzymują się średnio na poziomie 5 tys. zł.
- Rzeczywiście ceny niektórych wyrobów przesłały spadać, mimo że popyt nadal jest na niskim poziomie. Trwa okres urlopowy oznaczający mniejszą aktywność ze strony producentów w Europie, którzy zazwyczaj w wakacje ograniczają produkcję, przeprowadzają bieżące remonty itp. Nie rośnie popyt, ale spada podaż, co może wpływać na ceny – mówi Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu.

Turcy znowu kupują złom
Henryk Orczykowski informuje też, że coraz droższe są surowce do produkcji stali – takie jak złom czy ruda żelaza – co także mogło wyhamować spadek cen wyrobów hutniczych.
- Ceny złomu wzrosły w kilka dni o 300-400 zł za tonę, m.in. w powodu rosnących zakupów tego surowca przez Turcję – mówi Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru.
Wzmożone zakupy złomu przez Turcję były jedną z przyczyn wzrostu cen na początku ubiegłego roku, który zapoczątkował wielomiesięczną hossę stalową. Jak będzie tym razem, trudno prognozować. Henryk Orczykowski podkreśla, że na razie nie wiadomo, czy stabilizacja cen utrzyma się w długim okresie. Sporo zależy od tego, czy i kiedy zostanie odbudowany popyt na wyroby stalowe oraz jak mocno dystrybutorzy już przecenili zapasy i na ile jeszcze będą musieli przeszacować ich wartość.
Koszty produkcji w Polsce rosną
Przemysław Sztuczkowski podkreśla, że dystrybutorzy wciąż składają producentom oferty z niskimi cenami, których wytwórcy stali nie mogą zaakceptować, bo wciąż rosną koszty.
- Dostaliśmy wyceny energii na III i IV kwartał na poziomie 1,5-1,8 tys. zł za MWh. Mamy kontrakt na dostawę prądu, ale kiedyś terminy długookresowych umów miną i będziemy musieli zawrzeć nowe. Jeśli musielibyśmy płacić za energię po cenach, jakie obecnie proponują dostawcy, żeby wyjść na zero musielibyśmy podnieść stawki np. za pręty o 1 tys. zł za tonę. Tylko czy rynek by je zaakceptował? – konkluduje Przemysław Sztuczkowski.
Jeśli wróci popyt na stal, europejskim producentom łatwiej będzie dyktować ceny. Z powodu sankcji klienci nie będą kupować stali w Rosji i na Białorusi, a dostawy z Ukrainy są niepewne. Dotychczas szerokim strumieniem do Europy płynęła także tania stal turecka. Przemysław Sztuczkowski informuje jednak, że obecnie pręty z Turcji są droższe niż wyprodukowane w Polsce. Turecka inflacja może osłabić konkurencyjność tamtejszych producentów.