Stare lekarstwa, które nie leczą

Adam Sofuł
opublikowano: 2007-08-09 00:00

Kolejni ministrowie zdrowia mają od lat ten sam problem. Zadłużenie szpitali. I wszyscy stosują na tę dolegliwość jeden sposób. Oddłużenie. Z takim samym od lat skutkiem. Zapowiadany przez ministra zdrowia na jesień projekt ustawy o restrukturyzacji długów szpitali na pierwszy rzut oka wydaje się wyłomem w tej tradycji. Nie, tym razem nie chodzi jednak o oddłużenie, lecz o zamianę długów krótkoterminowych na długoterminowe. Wygląda ładnie, tylko trzeba będzie — bagatela — namówić wierzycieli szpitali, by się zgodzili na ten plan. A trzeba przypomnieć, że są to w znacznej części prywatne firmy. Aby taki projekt miał sens, z każdą z nich trzeba się będzie porozumieć.

Humorystycznie brzmizapowiedź ministra o warunkach udziału w takiej restrukturyzacji długu — przedstawić program naprawczy, który zagwarantuje, że nie będą się zadłużać w przyszłości. Wszystkie dotychczasowe oddłużenia w służbie zdrowia, poczynając od zamierzchłych czasów śp. ministra Ryszarda Jacka Żochowskiego, były takimi warunkami obwarowane. A i tak, prędzej czy później, dyrektorzy tych placówek, którzy unikali zadłużenia, wychodzili na ciężkich frajerów.

Niewiele więcej nadziei można wiązać z kolejnym projektem ministra Religi — ustawą o sieci szpitali. Ma on doprowadzić do sytuacji, w której znikną nieefektywne placówki. Zamysł szlachetny, z realizacją mogą być problemy. Bo o tym, które z nich mają być likwidowane, a które nie, będą decydować samorządy oraz rady ds. szpitali na szczeblu lokalnym i centralnym. Ostateczna decyzja będzie należała do ministra zdrowia. A to oznacza ścieranie się rozmaitych grup wpływu. Pojawia się ryzyko, że o tym, który szpital znajdzie się w sieci, będzie decydowała jego efektywność i poziom usług, a przede wszystkim siła przebicia dyrekcji.

Trzeba ministrowi Relidze przyznać, że próbuje naprawić system ochrony zdrowia i robi w tym kierunku więcej niż jego poprzednicy. Ale niechęć do zmian w służbie zdrowia jest od lat tak duża, że nawet proponowane obecnie zmiany, niewiele wykraczające poza kosmetykę, można uznać za postęp. Najbardziej zadziwiające jest zaś to, że na chorobę trawiącą system ochrony zdrowia kolejne rządy stosują wciąż te same lekarstwa. I nie zauważają, że już parę razy okazały się nieskuteczne. Skąd więc nadzieja, że tym razem zadziałają?