Świat podgryza unijnych rolników

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2016-04-26 22:00

Rolnikom z UE, w tym z Polski, rośnie konkurencja, a światowy spadek cen mocno im szkodzi. Sięgając daleko poza Europę, zaniedbaliśmy własny rynek

Zachłysnęliśmy się perspektywami wzrostu popytu — uważa Czesław Siekierski, przewodniczący komisji rolnictwa Parlamentu Europejskiego. Na razie jednak podaż go wyprzedza, pozaunijna konkurencja spycha Europę z wielu rynków, a branża debatuje o kryzysie cenowym, m.in. na rynku produktów mleczarskich i wieprzowiny.

BEZ SKUTKU:
BEZ SKUTKU:
Działania podjęte w ramach instrumentów Wspólnej Polityki Rolnej nie dały oczekiwanych rezultatów — mówi Czesław Siekierski, szef komisji rolnictwa Parlamentu Europejskiego. Chodzi o wprowadzony w zeszłym roku program pomocowy w wysokości 500 mln EUR, o finansowanie prywatnego przechowywania mleka w proszku, masła, sera i wieprzowiny.
EP-BENOIT BOURGEOIS

Prognozy i rzeczywistość

— Sami nakręciliśmy ogromny wzrost produkcji. Wszyscy mają w głowie prognozy, że w 2050 r. będzie nas na Ziemi 9-10 mld, więc produkcja musi wzrosnąć nawet o 85 proc., żeby nas wyżywić. Podaż rośnie jednak szybciej niż popyt, a przez to spadają ceny artykułów spożywczych na świecie. Embargo [rosyjskie — red.] to tylko jeden z czynników. Także Indie i Chiny zmniejszają zakupy. Żeby obniżyć koszty, musimy zwiększać skalę produkcji, a to prowadzi do uprzemysłowienia i intensyfikacji produkcji. Zwiększa się obszar gospodarstw rolnych i zużycie pestycydów. Odchodzimy od europejskiego modelu rolnictwa, które jest bardziej zrównoważone pod względem środowiskowym, socjalnym i jakościowym — mówi Czesław Siekierski. Unijne rolnictwo musi sobie radzić nie tylko z wewnętrzną konkurencją, ale też rywalami z zewnątrz, głównie z Ameryki Południowej.

— Pozycja Argentyny i Brazylii w handlu rolno-spożywczym na świecie rośnie szybciej niż Europy. Argentyna zwiększyła eksport dzięki likwidacji cła wywozowego, a słabość walut tych państw zwiększa opłacalność ich eksportu. W rezultacie wypychają z rynków trzecich unijnych eksporterów produktów rolnych — zwraca uwagę europoseł.

Marta Skrzypczyk, koordynatorka zespołu analityków sektora rolno-spożywczego Banku Zachodniego WBK, podaje, że między 2000 a 2014 r. wartość eksportu rolno-spożywczego UE na rynki trzecie urosła trzykrotnie. — W tym czasie Argentyna zwiększyła swój eksport 2,8-krotnie, a Brazylia 7-krotnie. UE wciąż jest największym eksporterem. Nie zostaje w tyle, choć rzeczywiście rośnie wolniej i specjalizuje się w bardziej przetworzonych artykułach. Nie jesteśmy w stanie wygrać konkurencji w surowcach — nasze koszty produkcji zawsze będą wyższe — twierdzi ekspertka BZ WBK.

Dlaczego Europa nie przestawi się na import surowców? Zdaniem Marty Skrzypczyk, ze względów bezpieczeństwa. — Gdy ceny zbóż biły rekordy, niektóre kraje wprowadziły cła na eksport, żeby ograniczyć ich wywóz z kraju i wzrost krajowych cen. Dlatego częściowa samowystarczalność jest niezbędna — tłumaczy ekspertka BZ WBK. Czesław Siekierski mówi też o rosnącej konkurencji ze strony rolników z Ukrainy. — Coraz mocniej widać w UE produkty ukraińskie, zwłaszcza w produkcji roślinnej. To kolejne wyzwanie dla unijnego rolnictwa — uważa europoseł.

Promocja i powiązanie

Zdaniem Czesława Siekierskiego, UE tak jak Polska mocno skupiała się na promocji eksportu na rynki trzecie, a zaniedbała promocję na rynku wewnętrznym.

— Czołowym przykładem takiej zaniedbanej konsumpcji są produkty mleczne i czerwone mięso. Często słyszy się, że laktoza czy czerwone mięso szkodzą zdrowiu. Potrzebna jest strategia promocji polskiej żywności również w samej Unii. Dobrze promują się przede wszystkim stare kraje członkowskie, które mają najwięcej zarejestrowanych produktów regionalnych, będących motorem rozwoju ich eksportu rolno-spożywczego — twierdzi przewodniczący.

Na nierosnący popyt, którego nie są w stanie nakręcić spadające ceny surowców, narzekają w Polsce m.in. mleczarze. Taniejąca wieprzowina podratowała natomiast statystyki konsumpcji, ale nie pomogło to w ściąganiu nadwyżek z rynku.

— Trudną sytuację w rolnictwie widać w wielu krajach europejskich — najbardziej we Francji, gdzie występują masowe bankructwa, a nawet samobójstwa wśród rolników. W Polsce sytuacja jest lepsza, choć też poważna. To przekonuje nas, że pewne formy interwencji nawet w gospodarce rynkowej muszą być zachowane. Kluczowe jest wytłumaczenie konsumentom, dlaczego jako podatnicy mają za to zapłacić — uważa Czesław Siekierski. Marta Skrzypczyk tłumaczy, że spadek cen surowców na światowych rynkach szkodzi mocniej rolnikom z UE niż Ameryki Południowej.

— Unijne rolnictwo jest bardziej intensywne — zwierzęta karmione są paszami przemysłowymi, ograniczona dostępność ziemi sprawia, że trzyma się je w oborach, a rolnicy nastawieni są na podnoszenie efektywności. To wszystko generuje koszty. Tymczasem rolnik w Argentynie czy Brazylii w chowie bydła przez cały rok wykorzystuje wielkoobszarowe pastwiska naturalne, więc inwestycje i koszty produkcji są znacznie niższe — tłumaczy Marta Skrzypczyk.

Zdaniem Czesława Siekierskiego, długofalową stabilizację mogłoby zapewnić ścisłe powiązanie producentów i przetwórców, a stworzenie takich powiązań wymaga m.in. odpowiednich zachęt i instrumentów na poziomie unijnym. Wtóruje mu Tadeusz Blicharski, dyrektor Polskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej Polsus.

— Od siedmiu lat wałkujemy temat powiązania rolników z przemysłem mięsnym. Na razie bezskutecznie. Chcielibyśmy, by było to prawnie uregulowane, i z tym apelem zwracamy się również do obecnego szefa resortu rolnictwa. Jedyną drogą jest powiązanie umowami kupna-sprzedaży, które będą zawierać algorytm obliczania ceny w odniesieniu do bieżących warunków rynkowych, np. w Niemczech, jako największym producencie. Dziś cena jest nam narzucana. Podajemy też przykład rynku hiszpańskiego, gdzie producenci i przetwórcy regularnie się spotykają, każdy wypisuje cenę, skrajne propozycje są odrzucane i jest wyciągana średnia obowiązująca w kolejnym tygodniu — tłumaczy Tadeusz Blicharski.