Rok 2024 był niezły dla polskiej spółki miedziowej KGHM. Firma osiągnęła zysk netto na poziomie 2,87 mld zł, co oznacza poprawę wyniku o ponad 6,5 mld zł względem 2023 r., gdy poniosła stratę netto w wysokości 3,69 mld zł. Ten rok może być jeszcze lepszy. Światowe trendy powinny sprzyjać, mimo widma radykalnej wojny handlowej.
Ceny metali przemysłowych, w tym miedzi, rosną na światowych rynkach w reakcji na poprawiającą się koniunkturę przemysłową i handel światowy. Według danych za styczeń, kontrakty terminowe na miedź notowane na londyńskiej giełdzie metali (LME) rosły w tempie 11 proc. rok do roku, wolumen globalnej wymiany handlowej wzrósł o 3,2 proc., natomiast produkcja przemysłowa zwiększyła się o 2 proc., co stanowi najwyższą roczną dynamikę od stycznia 2023 r. (wszystkie wskaźniki to 6-miesięczna średnia krocząca, wygładzająca nieco dane). Obecnie cena miedzi na londyńskiej giełdzie wynosi 9,9 tys. dolarów za tonę metryczną i od początku roku wzrosła już o 13,2 proc. Krótko mówiąc, nadchodzi ożywienie w przemyśle, co odbija się na cenach miedzi, a także aluminium, które stanowią najważniejsze metale wykorzystywane w sektorze produkcyjnym.
Ale to nie koniec. Jest jeszcze inna siła kształtująca szybki wzrost cen miedzi na globalnych rynkach. To polityka handlowa administracji Trumpa. Amerykańskie firmy przemysłowe akumulują miedź z wyprzedzeniem, by zabezpieczyć dostawy przed podwyżką cen po wprowadzeniu ceł na miedź, do którego ma dojść znacznie wcześniej niż oczekiwano – w nadchodzących kilku tygodniach. To podbija popyt na ten metal i zarazem jego cenę. Istotny jest tu fakt, że rynek miedzi rozdzielił się na dwa światy. W Stanach Zjednoczonych ceny kontraktów na miedź na giełdzie Comex sięgają 11,7 tys. dolarów za tonę, podczas gdy na giełdzie londyńskiej – która stanowi benchmark dla rynku europejskiego – jest to 9,9 tys. dolarów. Różnica w cenie tego surowca po dwóch stronach Atlantyku to 1,8 tys. dolarów, czyli ok. 18 proc., co oznacza jedną z największych różnic cenowych w historii handlu miedzią. W rezultacie, traderzy masowo wykupują miedź na tańszym rynku europejskim i wysyłają ją do USA, by sprzedać z dużym zyskiem, zanim cła wejdą w życie.
Można więc powiedzieć, że USA wysysa miedź z całego świata. Dostawy miedzi, które normalnie trafiłyby na rynek chiński czy europejski teraz przekierowywane są do USA. A to wywołuje obawy o niedobory surowca. Bloomberg podaje, że dostawy do chińskich portów w kwietniu i maju mogą spaść nawet o jedną trzecią w porównaniu z rokiem poprzednim. A to wszystko w momencie, gdy chiński przemysł wchodzi w fazę ożywienia. Ale podobne niedobory mogą wystąpić także w Europie, gdzie przecież przemysł również radzi sobie coraz lepiej. W rezultacie, Goldman Sachs szacuje, że w tym roku popyt na miedź przewyższy podaż, co doprowadzi do niedoboru surowca na poziomie ok. 180 tys. ton.
Jak ta sytuacja wpłynie na KGHM? Jeśli rzeczywiście dojdzie do fizycznych niedoborów miedzi, KGHM będzie w uprzywilejowanej pozycji – jako europejski producent może sprzedawać surowiec po wyższych cenach i z lepszymi marżami. To naturalnie powinno poprawić jego wyniki finansowe. W połączeniu z globalnym trendem transformacji energetycznej, w której miedź odgrywa kluczową rolę, rysuje się mocny scenariusz bazowy na ten rok. Oczywiście istnieje ryzyko – jeśli administracja Trumpa zdecyduje się na agresywne podwyżki ceł i wywoła pełnowymiarową wojnę handlową, skutki dla globalnej gospodarki mogą być recesyjne. Ale póki co, to raczej scenariusz alternatywny, a nie główny.
