Nasze informacje z połowy września 2014 r. o katastrofalnej sytuacji Dolnośląskich Surowców Skalnych (DSS) szybko znalazły potwierdzenie. Stołeczny sąd zdecydował właśnie o zmianie opcji postępowania upadłościowego spółki z układowej na likwidacyjną. W reakcji na tę informację kurs stracił wczoraj aż 34 proc. — spadł z 0,47 do 0,31 zł za akcję. — Postanowienie jest nieprawomocne i na pewno je zaskarżymy — mówi Rafał Abratański, prezes DSS.

Pusta kasa
Przekonanie sądu drugiej instancji do zmiany decyzji będzie jednak graniczyło z cudem. Powód? Stanowisko BZ WBK — największego wierzyciela, któremu DSS są winne 143 mln zł z tytułu kredytu, a drugie tyle za poręczenia kredytów spółki zależnej KKSM. Ujawniliśmy — zarząd producenta kruszyw proponował bankowi oddanie jedynie 44 mln zł, i to rozłożonych na 15 lat. BZ WBK natomiast żądał 73 mln zł. Tu i teraz.
Decyzja banku o odmowie przystąpienia do układu nie może dziwić, szczególnie że to właśnie BZ WBK będzie największym, jeśli nie jedynym, beneficjentem zmiany opcji upadłości z układowej na likwidacyjną. Jego wierzytelność zabezpieczona jest praktycznie na całym majątku DSS i dlatego będzie zaspokajana w pierwszej kolejności. DSS w upadłości są od kwietnia 2012 r. Najpierw, przez dwa miesiące, w opcji likwidacyjnej, a od czerwca 2012 r. — w układowej.
Lechosław Kochański, nadzorca sądowy, który złożył wniosek o ponowną zmianę opcji na likwidacyjną, tłumaczył go m.in. tym, że nawet zobowiązania spółki powstałe po upadłości są wyższe niż jej należności. „W okresie przeszło dwóch lat od daty zmiany sposobu prowadzenia postępowania upadłościowego upadły nie wypracował żadnej nadwyżki finansowej, pozwalającej na ewentualne spłacanie zobowiązań w razie zawarcia układu z wierzycielami” — napisał w piśmie do sądu.
Zastrzyki gotówki
Z ustaleń „PB” wynika też, że jeszcze na początku wakacji 2012 r. DSS miały w kasie i na rachunkach 12,4 mln zł, na koniec kwietnia 2014 r. już 1,85 mln zł, a na koniec sierpnia 2014 r. zaledwie 210,7 tys. zł.
Sytuacja DSS jest tak zła, że zdaniem nadzorcy, możliwe jest nawet umorzenie postępowania upadłościowego ze względu na brak pieniędzy na jego prowadzenie.
W ostatnich tygodniach wszystkie konta DSS były zajęte przez komorników, a spółka miała problemy nawet z regulowaniem wynagrodzeń. Sytuacja jest tak zła, że zdaniem nadzorcy, możliwe jest nawet umorzenie postępowania upadłościowego ze względu na brak pieniędzy na jego prowadzenie. Szczególnie że zbliża się okres jesienno-zimowy, w którym DSS sprzedaje dużo mniej kruszywa. W tej sytuacji prawdopodobne jest to, że sąd wystąpi do BZ WBK o wpłatę zaliczki na koszty postępowania. Tak właśnie zrobił kielecki sąd, prowadzący postępowanie upadłościowe spółki zależnej DSS, czyli KKSM. Po zmianie opcji upadłości z układowej na likwidacyjną w lipcu 2014 r. wystąpił do banku o zaliczkę wysokości 1 mln zł i bank te pieniądze wyłożył.
Łabędzi śpiew
Zarząd KKSM (prezesem spółki jest szef DSS, Rafał Abratański) lipcową decyzję o zmianie opcji upadłości zaskarżył. Posługuje się m.in. argumentami ze sprawozdania sędziego wizytatora, który na zlecenie prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie we wrześniu zbadał akta upadłościowe KKSM. W dokumencie można przeczytać m.in., że Tycjan Saltarski, nadzorca sądowy KKSM, i nadzorujący jego pracę sędzia komisarz niewłaściwie wykonywali swoje obowiązki.
Sędzia wizytator wytyka nadzorcy liczne nieprawidłowości w sprawozdaniach i liściewierzytelności, a sędziemu niewłaściwy nadzór nad nadzorcą. Kilka dni temu zarząd KKSM złożył też w prokuraturze zawiadomienie przeciwko nadzorcy, dotyczące rzekomego przywłaszczenia przez niego na szkodę KKSM prawie 230 tys. zł. Powołuje się przy tym na sędziego wizytatora, który zwrócił uwagę na niejasności w ostatecznym sprawozdaniu nadzorcy, dotyczące jego wynagrodzenia i innych wydatków.
— Te zarzuty są śmieszne, bo oparte co najwyżej na nieprecyzyjnym sposobie prezentacji przeze mnie danych. Powoływanie się na sprawozdanie sędziego wizytatora jest natomiast nieuprawnione, bo dokument nie jest ostateczny — mówi Tycjan Saltarski.
Działania zarządu KKSM uznaje za nieuzasadnioną próbę dyskredytowania jego, sądu i postępowania upadłościowego oraz próbę wywarcia wpływu na sąd drugiej instancji, który będzie rozpatrywał wniosek o ponowną zmianę opcji upadłości. — To taki łabędzi śpiew zarządu KKSM, któremu po prostu brakuje argumentów merytorycznych — uważa Tycjan Saltarski.