Jestem obiektem kampanii plotek, pomówień i oszczerstw. Wiem, że stanęliśmy na drodze wielu ludziom realizującym swój interes kosztem PZU — twierdzi Zdzisław Montkiewicz, prezes PZU.
Na konferencji prasowej prezes odpierał zarzuty dotyczące wypowiedzianej już umowy z bankiem HSBC. Dotyczyła ona doradztwa przy skupie akcji PZU od mniejszościowych akcjonariuszy i wsparcia przy ofercie publicznej.
— W życiu gospodarczym trzeba szukać rozwiązań. Dlatego zarząd PZU zlecił bankowi HSBC przygotowanie koncepcji przejęcia części akcji akcjonariuszy mniejszościowych. Rozmawialiśmy też na temat możliwości opracowania pomysłu na rozwiązanie pata, związanego z realizacją umowy prywatyzacyjnej PZU i dalszą obecnością Eureko w akcjonariacie. Pomysłu, a nie decyzji. Proponowanych rozwiązań nie ukrywaliśmy przed naszymi mocodawcami — stwierdził prezes.
— Umowa została podpisana bez wiedzy MSP. To powinno się spotkać z reprymendą, do dymisji włącznie — ucina Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu.
Umowa z HSBC została podpisana na początku grudnia. Zdzisław Montkiewicz poinformował nas, że w lutym wysłał pismo w tej sprawie do Ireneusza Sitarskiego, byłego wiceministra skarbu.
Prezes Montkiewicz nie wskazał, kto jest autorem kampanii medialnej — jego zdaniem — wymierzonej w jego osobę. Przypomniał jednak sprawę głośnej inwestycji przeprowadzonej przez Grzegorza Wieczerzaka, byłego szefa PZU Życie, który zdeponował w funduszu TDA 225 mln zł.
Zdzisław Montkiewicz stwierdził też, że wiele problemów związanych z PZU ma swoje korzenie w wyborze przez Emila Wąsacza, byłego ministra skarbu, Eureko na inwestora dla PZU. Przypomniał też, że niejasne okoliczności zawarcia tej umowy są przyczyną dyskusji parlamentarnej nad postawieniem Emila Wąsacza przed Trybunałem Stanu i prób wypowiedzenia jej przez Andrzeja Chronowskiego, jego następcę. Równocześnie zachowania Eureko określił jako niezrozumiałe. W oświadczeniu prezesa PZU dostało się też audytorowi zakładu — firmie Ernst & Young.
— Jak wytłumaczyć niezwykłą aktywność przedstawicieli firmy audytorskiej E&Y w sprawie umowy z HSBC, a jednocześnie brak ich zdecydowanej reakcji na wiele nieprawidłowości ujawnionych przez Deloitte & Touche w „Raporcie Kobra”? — pytał Zdzisław Montkiewicz.
Zapowiedział, że przedstawi swoje racje ministrowi skarbu i sejmowym komisjom skarbu i finansów.
Prezes PZU chciałby pełnić swoją funkcję co najmniej do wiosny 2004 r. Zaprzecza, jakoby dysponował dokumentami gwarantującymi mu nietykalność.
„Puls Biznesu”: W jakim celu zwołał Pan konferencję prasową?
Zdzisław Montkiewicz: Zdecydowałem się przerwać milczenie i wyjaśnić publicznie pojawiające się kłamstwa. Od dłuższego czasu w mediach opisywane są nieprawdopodobne historie dotyczące PZU, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. To sprawia, że politycy i biznesmeni powołują się na fakty prasowe i odnoszą do wydarzeń, które nigdy się nie zdarzyły. Ta kampania trwa od marca.
Dlaczego ruszyła właśnie wtedy?
Być może dlatego, że wówczas audytor pozytywnie zaopiniował naszą działalność za 2002 r. Zaraz po tym — niespodziewanie dla mnie — jedna z wielu umów zawartych przez zarząd, o niewielkim znaczeniu finansowym, stała się przedmiotem spekulacji, pomówień i oszczerstw.
Czy uważa Pan, że ktoś był zawiedziony opinią audytora?
Jest grupa ludzi, która do dnia mojego przyjścia do PZU żerowała na tej firmie. Jest ona bardzo precyzyjnie opisana w „Raporcie Kobra” autorstwa firmy Deloitte & Touche. Raport ten zawiera opis nieprawidłowości, rejestr umów uznanych za niekorzystne dla PZU oraz kwoty, które zostały wytransferowane z naszej firmy pod pozorem różnego rodzaju usług. Część osób wymienionych w raporcie próbowała działać tak w dalszym ciągu, ale wszystkie niekorzystne umowy z poprzedniego okresu zostały przez nas wypowiedziane. Istnieje też druga grupa osób, którym zależy na obniżeniu wartości firmy na chwilę przed jej wejściem na giełdę. Liczą na to, że teraz kupią akcje taniej, a po upublicznieniu dostaną premię.
Kto zalicza się do pierwszej grupy?
Są to różnego rodzaju firmy, które w minionych latach miały umowy z PZU na świadczenie rzekomych usług. To był proceder służący wyprowadzaniu olbrzymich kwot.
Druga grupa to zapewne ktoś, kto chce kupić akcje spółki?
To nie jest nasza opinia, tylko Pańska. O tej grupie wypowiem się w rozmowie z ministrem skarbu.
Czy ma Pan na myśli tylko instytucje i firmy, czy także polityków?
Te informacje są zawarte w „Raporcie Kobra”, którym dysponują organy ścigania. Ich rolą jest wyjaśnienie, kto, z kim i kiedy prowadził działania wymierzone w interesy PZU.
Barbara Misterska-Dragan, wiceminister skarbu, powiedziała, że resort stracił do Pana zaufanie...
Chciałbym mieć możliwość spotkania się z panią minister i wyjaśnienia wszystkich aspektów sprawy. Od kilku tygodni kolportuje się informacje o tym, że umowa z HSBC była tajna, że zawarto ją bez wiedzy akcjonariuszy. Takie działania, jeżeli miałyby miejsce, byłyby naganne, uzasadniały negatywne wypowiedzi. Ale tak nie było. Odbyłem szereg spotkań poświęconych temu tematowi, także z byłymi ministrami skarbu. Zapewne są odnotowane w kalendarzach wszystkich tych osób.
Spotkał się Pan też z Piotrem Czyżewskim, nowym ministrem skarbu. O czym panowie rozmawiali?
Mogę tylko powiedzieć, że poinformowałem o najważniejszych kwestiach dotyczących PZU.
Czy rozważa Pan podanie się do dymisji?
Nie, bo moja dymisja byłaby na rękę wyłącznie moim przeciwnikom. Minister skarbu ma możliwość odwołania w każdej chwili każdego powołanego przez siebie członka zarządu PZU, także mnie. Jeżeli uzna, że moje działania szkodzą spółce, to podejmie decyzję.
Ale członek zarządu może sam zrezygnować...
...jeżeli członek zarządu ma przekonanie, że wykonuje swoją pracę dla dobra firmy, to nie powinien rezygnować. A ja uważam, że nie ma powodów do mojej rezygnacji.
Czy dzisiaj jeszcze raz podpisałby Pan umowę z HSBC?
Tak, bo była to umowa korzystna dla rozwoju PZU. Spełniała wszelkie wymogi prawne i formalne.
To skąd cała afera?
Nie mam pojęcia. Jestem zdziwiony, że fragment tej umowy — dokładnie 1,5 strony — znalazł się w rękach mediów. Wiem, że przedstawiciel audytora robił wyciąg z tej umowy i możemy podejrzewać, że ten wyciąg — 1,5 strony z 12 stron — był podstawą spekulacji prasowych. Dokumenty spółki świadczą, że nie było żadnej tajnej umowy.
Panie Prezesie, do jakiego stopnia PZU jest firmą polityczną?
Nigdy pracy w PZU nie traktowaliśmy jako pracy politycznej, ale jako pracę organiczną. Nie spotkaliśmy się z politycznymi oddziaływaniami ani próbami nacisku.
Czy PZU finansuje jakąś partię polityczną?
Od czasu, gdy zostałem prezesem, PZU nie finansuje żadnej partii.
Obiegowa opinia głosi, że kolejnym ministrom nie udawało się Pana odwołać. Podobno ma Pan tajne „kwity” gwarantujące nietykalność...
Jako zarząd pracujemy tylko i wyłącznie na rzecz firmy. Nie mamy żadnych teczek, kwitów itd. Takie działania są nam obce.
Jak Pan zatem ocenia umowę o inwestycji PZU w fundusz TDA?
Była wyjątkowo niekorzystna dla PZU, ale dzięki naszym staraniom pieniądze wróciły do grupy.
Wiadomo, że z TDA był związany krewny premiera Leszka Millera. To rodzi różne przypuszczenia.
Po pierwsze, gdybym chciał kogoś szantażować, to nie dążyłbym do ujawniania sprawy, ale raczej starał się ją ukryć. Działalność TDA bardzo precyzyjnie opisano w raporcie Deloitte & Touche, który został przekazany organom ścigania. Dokumentacja dotycząca TDA trafiła nie do PZU, ale do TFI PZU. Według mojej informacji, osoby, o których pan mówi, nie były związane z procesem decyzyjnym. Sama umowa była skandalicznie niekorzystna dla PZU i została wypowiedziana, a ponad 200 mln zł wróciło do PZU.
Czy zdąży Pan poinformować ministra o szczegółach umowy z HSBC i przedstawić informację w Sejmie, skoro podobno 28 kwietnia mija Pańska kadencja?
28 kwietnia odbędzie się WZA przyjmujące bilans za 2002 r. Zostało ono zaplanowane w grudniu i musimy trzymać się kalendarza. Co do kadencji prezesa — to z posiadanej przeze mnie analizy prawnej wynika, że kończy się ona w kwietniu 2004 r. Oczywiście minister może mnie odwołać w każdej chwili.
Kto jest Pana mocodawcą?
Formalnie jest nim rada nadzorcza, która podpisuje ze mną umowę o pracę. Osobą delegującą mnie do pracy jest zaś minister skarbu, którego jestem reprezentantem.