Emil Wąsacz, były minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka, twierdzi, że Sławomir Cytrycki, który złożył dymisję, nie miał szans na realizację swoich projektów, ponieważ za krótko kierował resortem. Intencje miał jednak dobre.
„Puls Biznesu”: Co udało się zrealizować ministrowi Cytryckiemu?
Emil Wąsacz: Zazwyczaj nie wypowiadam się na temat swoich następców. Ale chcę zwrócić uwagę, że dokonanie czegokolwiek w Ministerstwie Skarbu Państwa w ciągu dwóch miesięcy jest praktycznie niemożliwie. Jest to okres, który ministrowie poświęcają głównie na poznanie specyfiki i problematyki resortu. Dlatego też trudno mówić o konkretnych dokonaniach ministra Cytryckiego. Poznaliśmy tylko jego deklaracje. Z tego, co wiem, miał we wtorek przedstawić program prywatyzacji na najbliższe lata.
Czy zanosiło się na to, że coś zrobi?
— Jedynie informowano o przygotowywanych planach prywatyzacyjnych. Ale powtarzam — najwyraźniej zabrakło czasu.
Dlaczego, Pana zdaniem, minister złożył dymisję?
— Wydaje się, że mogło dojść do rozbieżności między tym, co minister Cytrycki zamierzał realizować, a tym, czego oczekiwał rząd Leszka Millera. Ale nie znam szczegółów.
Jakie mogą być konsekwencje tej dymisji dla budżetu?
— Zmiana na stanowisku ministra zawsze zakłóca funkcjonowanie nie tylko resortu. Znowu minie kolejny kwartał, aż nowa osoba zapozna się z problemami i realnie zacznie kierować resortem. To nieracjonalne działanie.
Co to oznacza dla firm, które czekały na prywatyzację?
— Dla firm jest to fatalna wiadomość. Każde opóźnienie obniża wartość przedsiębiorstwa, może także zniechęcać inwestorów. Teraz wszystko zależy od tego, kto zostanie następcą ministra Cytryckiego.
Jaka powinna to być osoba?
— Przede wszystkim decyzyjna, uczciwa, nie podatna na korupcję oraz niepowiązana różnymi układami.
Jakie najpilniejsze zadania czekają nowego szefa MSP?
— Prywatyzować i jeszcze raz prywatyzować.