Szkoły lotnictwa czeka certyfikacja

Tadeusz Markiewicz
opublikowano: 1999-04-06 00:00

Szkoły lotnictwa czeka certyfikacja

Szkolenia dla pilotów

Nie tylko firmy poddają się certyfikacji. Ten proces prawdopodobnie będzie musiał objąć również ośrodki kształcenia lotniczego.

Zdaniem kpt. Stanisława Helińskiego, znawcy lotniczej branży, w najbliższym czasie w zakresie kształcenia pilotów może powstać szkoleniowa wyrwa. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Oczywiście powodem podstawowym jest brak pieniędzy dla jednostek budżetowych. Ale to nie jest jedyny czynnik. Istniejące ośrodki nie chcą bądź nie mogą poddać się certyfikacji, dokonywanej na podstawie międzynarodowych przepisów przez Główny Inspektorat Lotnictwa Cywilnego. Taki certyfikat to przepustka do pracy i współpracy w krajach Unii Europejskiej.

— Wejście do UE tak czy owak wymusi certyfikację ośrodków szkoleniowych. Takiego dokumentu większość szkół jednak nie ma. Warunki jego uzyskania są rygorystyczne, ale możliwe do spełnienia. Można sobie wyobrazić, że po wejściu do Unii polscy kandydaci na pilotów nie będą mieli gdzie się kształcić, a napłyną do nas specjaliści z Zachodu. Z tym że prawdopodobnie nie będzie to pierwszy garnitur — mówi kpt. Heliński.

Możliwości są

W tej chwili — w opinii naszego rozmówcy — najlepszą szkołą jest Ośrodek Kształcenia Lotniczego Politechniki Rzeszowskiej. Jego mury rocznie opuszcza dwunastu pilotów. Większość z nich — oprócz licencji pilota zawodowego — dostaje uprawnienia do lotu na samolotach wielosilnikowych lub tzw. lotów IFR, potrzebnych do poruszania się w korytarzach lotniczych. Nieoficjalnie wiadomo, że możliwości edukacyjne Politechniki Rzeszowskiej są trzykrotnie większe, lecz jak zwykle na przeszkodzie stoi brak pieniędzy. Nie wiadomo również, dlaczego nie chce ona uruchomić płatnych studiów, tak jak to czyni część uczelni państwowych, szukających dodatkowych środków. Innym, tym razem prywatnym, ośrodkiem, który posiada już certyfikację (takiej nie ma Politechnika Rzeszowska), jest podpoznańska Aerotechnika. Ta jednak kształci tylko kilku pilotów rocznie. Możliwości uruchomienia takiej szkoły ma również Instytut Lotnictwa i nieoficjalnie wiadomo, że jego władze są przychylnie nastawione do tej idei.

— Moim zdaniem, brakuje kilku takich ośrodków. Wiadomo, że nie ma nic lepszego jak konkurencja. Podniósłby się jeszcze ich poziom, a i ceny szkoleń pilotów zapewne uległyby obniżeniu — mówi Stanisław Heliński.

Niewesoło z pracą

W tej chwili rynek dla pilotów, którzy latają na liniach komunikacyjnych, nie jest zbyt atrakcyjny. Jeszcze dwa-trzy lata temu ostrą rekrutację prowadził LOT. Wyssał z rynku pilotów o największym doświadczeniu. W tej chwili pracują oni w samym Locie, jak i Eurolocie — firmie córce, obsługującej krajowe trasy. Jak mówi Jan Czyżewski, dyrektor operacji lotniczych Eurolotu, w tej chwili na jego biurku znajduje się prawie dwadzieścia podań o pracę, pochodzących od pilotów. Nie wiadomo, czy wejście White Eagle w przewozy czarterowe może spowodować zamieszanie na rynku zatrudnienia. Wszystko zależy od tego, jakie samoloty i w jaki sposób kupi spółka Zbigniewa Niemczyckiego. Może zaistnieć bowiem taka sytuacja, że maszyny zostaną wyleasingowane wraz z pilotami. Wówczas krajowi piloci nie będą potrzebni.

Powoli rozwija się lotnictwo usługowe tzw. general aviation. Na razie w tym segmencie rynku lotniczego działa tylko kilkanaście firm. I w tym wypadku nie ma dużych trudności ze znalezieniem odpowiednich osób.

— Trudno spodziewać się jakichś poważnych ruchów na rynku pracy. Ubytki naturalne nie są duże, a rozwój usług lotniczych powolny — podsumowuje Stanisław Heliński.