Prywatyzacja Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowa (SSN), dwóch największych zakładów tej branży w Polsce, może sporo kosztować państwowy budżet. Stan finansowy spółek jest tak fatalny, że skarb państwa musi sporo dołożyć, by inwestorzy zechcieli je kupić. Przemysław Sztuczkowski, prezes Złomreksu, który do zakupu stoczni założył spółkę Amber, zaczyna liczyć, ile skarb państwa powinien dorzucić do prywatyzacji stoczni. W grę wchodzi nawet 2 mld zł.
Na spłatę długów…
Zgodnie z dotychczasowymi planami, rząd dokapitalizuje Stocznię Gdynia 515 mln zł, by pomóc jej w spłacie państwowych wierzytelności. Z powodu wielkości jej długów może to jednak nie wystarczyć.
— Zależy nam np. na potwierdzeniu, że wierzyciele, którzy zgodzili się na umorzenie czy odroczenie spłaty zobowiązań, nie wycofają się z deklaracji, bo może okazać się, że zamiast 515 mln zł stocznię trzeba będzie wesprzeć 1 mld zł — mówi Przemysław Sztuczkowski.
Jeśli do podobnego wniosku dojdzie jego prywatyzacyjny konkurent — armator Rami Ungar — to skarb państwa może nie mieć wyjścia.
Oczywiście kolejne 500 mln zł powinien stoczni dać inwestor, bo oprócz spłaty długów spółka musi mieć kapitał na inwestycje.
…nierentowne kontrakty...
Amber nie ma natomiast konkurencji w przetargu na zakup SSN. Jest tu jedynym kandydatem i także nie ukrywa, że bez państwowej pomocy na prywatyzację nie ma szans.
— Od dawna jest jasne, że stocznia z powodu nierentownych kontraktów będzie przynosić znaczne straty, sięgające nawet 1 mld zł. Dlatego też mam nadzieję, że skarb państwa będzie partycypować w ich spłacie — dodaje Przemysław Sztuczkowski.
Czy podwyższając jej kapitał, podobnie jak w Gdyni?
— Czemu nie? Można wziąć pod uwagę taką możliwość — twierdzi Przemysław Sztuczkowski.
Według wyliczeń SSN, jeśli uda się renegocjować umowy z armatorami, skumulowana strata w latach 2006-09 sięgnie 300 mln zł. Jeśli nie — to aż 1,2 mld zł.
Przemysław Sztuczkowski także uzależnia wejście do stoczni od rozmów z armatorami o renegocjowaniu kontraktów. To ważne, bo im wyższe ceny uda się uzyskać, tym niższa będzie strata stoczni i mniejszy drenaż państwowej kieszeni.
— Nabywca ma swoje warunki, my przedstawiamy swoje, ale publicznie nie będziemy sprawy komentować — powiedziano nam w resorcie skarbu.
…za zgodą Brukseli
Pomoc dla stoczni zależy od Komisji Europejskiej. Niedawno przedstawiciele rządu spotkali się z jej przedstawicielami, ale nie ujawniają szczegółów. Bez rządowego wsparcia stocznie nie mają szans na inwestorów, a wówczas grozi im plajta. Jeśli upadną, skarb będzie musiał spłacić gwarantowane kredyty i poręczenia eksportowe. Wniosek jest jeden — albo skarb dołoży do prywatyzacji, albo do upadłości.
Katarzyna Kapczyńska, [email protected]