Saddam Husajn robi wszystko, byśmy nie znaleźli w Iraku broni masowego rażenia — powiedział sekretarz stanu USA. Dla Amerykanów był to przełomowy dzień na drodze do wojny. Inwestorzy tracą nerwy.
Na to wydarzenie czekali wszyscy. Zainteresowanie mediów posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa ONZ nie było tak duże od tzw. kryzysu kubańskiego z 1962 r. A wszystko dlatego, że Colin Powell, sekretarz stanu USA, przedstawił dowody na niestosowanie się Iraku do kolejnych rezolucji ONZ.
Szef amerykańskiej dyplomacji przede wszystkim wytłumaczył, dlaczego inspektorzy rozbrojeniowi ONZ, działający w Iraku, niczego dotąd nie znaleźli.
— Inspektorzy to nie detektywi, oni są w Iraku, by sprawdzić prawdziwość słów władz w Bagdadzie. Nie mają możliwości znalezienia rzeczy, które są pieczołowicie ukrywane — mówił Colin Powell.
W jego ocenie, władze w Bagdadzie nie wykazały woli współpracy z Radą Bezpieczeństwa i nie zastosowały się do kolejnych rezolucji rozbrojeniowych.
— Irak oblał egzamin z uczciwości — mówi Colin Powell.
Przedstawił on dowody nie tylko na brak woli współpracy, ale przede wszystkim na posiadanie przez Irak broni masowego rażenia, w tym biologicznej.
Podczas gdy Ameryka szykuje się do wojny, ekonomiści zastanawiają się nad jej skutkami. Najnowsze dane makroekonomiczne pokazują, że nasza gospodarka, choć przyspieszyła, wciąż rozwija się powoli. Dane pokazują też, że przyspieszenie jest generowane głównie przez eksport.
Dlatego z punktu widzenia gospodarki jako całości istotne jest pytanie o perspektywy naszych partnerów handlowych. Chodzi tu przede wszystkim o państwa Unii — głównie Niemcy — i naszych wschodnich sąsiadów. Gospodarka Niemiec — podobnie jak większość krajów Eurolandu — przeżywa poważne trudności. Dynamika wzrostu jest bliska zera, rośnie bezrobocie, słabe są oceny koniunktury w przemyśle i handlu oraz oczekiwania na rozwój. Inaczej sprawa ma się z naszymi wschodnimi sąsiadami. Wzrost eksportu na tamte rynki nie wynika ze wzrostu popytu, ale z dostosowania oferty polskich firm do realiów rosyjskich, czeskich czy ukraińskich. Dlatego też należy oczekiwać, że — jeśli trend się utrzyma — bez względu na to, kiedy wojna wybuchnie i jak długo potrwa, polski eksport cierpieć nie powinien.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że bez zdecydowanej poprawy popytu krajowego i poziomu inwestycji nie można liczyć na osiągnięcie przez naszą gospodarkę wysokiego tempa wzrostu. Najnowsze dane pozwalają mieć nadzieję na poprawę. Okres silnego spadku inwestycji mamy już za sobą. Zachętą dla przedsiębiorstw do zwiększenia inwestowania było, poza niższymi kosztami finansowania, rosnące spożycie indywidualne.
O ile jednak wybuch czy przebieg ewentualnego konfliktu zbrojnego nie powinien mieć większego wpływu na polską gospodarkę, o tyle ma i będzie mieć znaczenie dla naszych rynków.
— Konflikt na Bliskim Wschodzie ma negatywny wpływ na zachowanie inwestorów na rynkach wschodzących. Wśród globalnych graczy wzrasta awersja do ryzyka i, co za tym idzie, skłonność do redukcji pozycji na najbardziej zmiennych rynkach — uważa Marcin Bilbin, analityk Banku Handlowego.
Jego zdaniem, duża zmienność kursu EUR/USD będzie wciąż miała największy wpływ na kurs złotego, a sytuacja powinna zmienić się dopiero po rozwiązaniu konfliktu USA-Irak.
— Ewentualna wojna na Bliskim Wschodzie będzie niekorzystna dla dolara. Wybuch wojny oraz jej przebieg mogą powodować prawdziwą huśtawkę nastrojów inwestorów. Dopóki nie ma wyraźnych oznak poprawy gospodarczej za oceanem, należy oczekiwać dalszych wzrostów EUR/USD. Dopiero perspektywa powrotu gospodarki amerykańskiej na ścieżkę wzrostu powinna przyciągnąć inwestorów za ocean i odwrócić obecny trend EUR/USD — konkluduje analityk Banku Handlowego.