TERAPEUCI SZUKAJĄ DOSTĘPU DO MEDIÓW

Grzegorz Zięba
opublikowano: 1998-11-20 00:00

TERAPEUCI SZUKAJĄ DOSTĘPU DO MEDIÓW

Z medycyny naturalnej żyje w Polsce około 50 tys. osób

REKOMENDACJA JUŻ NIE WYSTARCZA: Zdaję sobie sprawę, że reklama jest w naszej działalności coraz ważniejsza. Dobrego terapeutę ludzie sobie jeszcze polecają. Niedługo jednak może się okazać, że to nie wystarczy, by utrzymać się na rynku — uważa Zofia Telesińska-Bratek, prezes Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego. fot. Grzegorz Zięba

Zwykła rekomendacja już nie wystarczy bioenergoterapeucie. Względy klientów wygrywają ci, którzy postawili na działania marketingowe. Rekordy powodzenia biją terapeuci korzystający z telewizji.

Książka telefonicza Warszawy zawiera około setki adresów różnych gabinetów medycyny naturalnej. Można korzystać z usług homeopaty, bioterapeuty, radiestety, zielarza czy irydologa. Swe anonse ogłaszają adepci akupunktury, akupresury, chiropraktyki, elementoterapii, hipnozy, terapii kolorami, aromatoterapii, świecowania metodą Indian Hopi, refleksoterapii i wielu innych rzadkich metod. Istnieje nawet leczenie śmiechem i bioenergoterapia zwierząt.

— W Polsce zawodowo medycyną naturalną zajmuje się około 50 tys. osób. Blisko 90 proc. z nich ma zarejestrowaną działalność gospodarczą, część zatrudniona jest w różnych spółkach. Trudno powiedzieć, ilu działa obcokrajowców, szczególnie ze Wschodu — szacuje Wojciech Syroka, ekspert bioterapii i hipnozy z Biotonu.

Według Zofii Telesińskiej-Bratek, prezes Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego, liczba tych osób jest znacznie większa i niemożliwa do bliższego oszacowania.

Niektórzy po papier

— Każdy może zarejestrować taką działalność. Jedynie homeoterapia i leczenie ziołami wymagają zezwolenia. Trudno też sobie wyobrazić taką weryfikacje. Uważam, że to co robimy lepiej nazywać uzdrawianiem, a nie leczeniem. Ministerstwo zdrowia nie jest więc kompetentne do takiej weryfikacji. My też nie wchodzimy w kompetencje służby zdrowia. Niestety, podaż tego typu usług jest bardzo duża. Mam poważne obawy, że wiele z nich nie stoi na zbyt wysokim poziomie. W naszym stowarzyszeniu takie podstawowe kursy kończy około stu osób rocznie. Wiem, że są często wśród nich takie, które robią je dla papierka. Potem chcą na tym zarabiać pieniądze — twierdzi Zofia Telesińska-Bratek.

Popyt na takie szkolenia jest duży. W gazetach ogłaszają się firmy, które oferują dwudniowe szkolenie, po którym dostaje się certyfikat eksperta radiestezji. Za takie szkolenie trzeba czasem zapłacić nawet 2 tys. zł.

— Po naszych kursach, które odbyły się w ciągu ostatnich dziesięciu lat, znam tylko trzy osoby naprawdę dobre. Widać teraz, jaka to skala problemu. Rynek na takie usługi jest ogromny i cały czas rośnie, stąd jest wielu, którzy liczą na łatwe pieniądze — twierdzi Zofia Telesińska-Bratek.

Urlop inaczej

Ceny usług w zakresie medycyny naturalnej niewiele odbiegają od tego, co trzeba zapłacić za wizytę u lekarza prywatnego. Wahają się w przedziale od 20 do 100 zł za wizytę. Najtańsze są niektóre masaże lecznicze, stosowane przez terapeutów z Chin i Tybetu. Seans akupunktury u nich kosztuje od 30 do 50 zł. Nieliczni z uzdrowicieli życzą sobie „co łaska”, ale najczęściej jest to jakaś konkretna kwota. Seanse wielu terapii trzeba często powtarzać wiele razy. Wówczas koszty rosną nawet kilkunastokrotnie. Na przykład całkowite leczenie alergii, dość kontrowersyjną metodą rezonansu, wynosi średnio około 700 zł, chociaż koszt jednej wizyty najczęściej nie przekracza 30 zł.

— Niektórzy stali klienci traktują naszą pomoc jako regenerację i doskonały relaks. Mówią wprost, że stosują bioterapię zamiast urlopu. Jednak wbrew pozorom nie jest to taki złoty interes dla osób chcących uczciwie pomagać chorym. Dobry radiesteta może zrobić tylko kilka badań w tygodniu. Podobnie bioenergoterapeuta. Jest to działalność szkodliwa i wyczerpująca. Jeden zabieg może trwać nawet 1,5 godz. Tylko nieliczni mogą przyjmować więcej klientów — twierdzi Zofia Telesińska-Bratek.

Megaterapie

W kraju jest wąska grupa bioenergoterapeutów, którzy zrobili ze swojej działalności ogromny biznes. Są to prawdziwi potentaci. Mają doskonałą reklamę, która ściąga rzesze ludzi gotowych zapłacić każdą cenę za przywrócenie zdrowia. Prowadzą najczęściej zbiorowe seanse. Indywidualne wizyty są bardzo drogie. Mogą nawet kosztować kilkaset złotych.

— Czasami mamy poważne zastrzeżenia do ich działalności. Każdy człowiek jest niepowtarzalną istotą i wymaga odrębnego podejścia. Dlatego nie wierzę w dużą skuteczność terapii zbiorowej. Często takim akcjom towarzyszy dość tandetny „show”. Zdaję sobie jednak sprawę, że reklama jest w naszej działalności coraz ważniejsza. Dobrego terapeutę ludzie sobie jeszcze polecają. Niedługo jednak może się okazać, że to nie wystarcza, by utrzymać się na rynku — podsumowuje Zofia Telesińska-Bratek.