Z niezawodnością programów bywa różnie — tu się zatnie, tam wyskoczy błąd, czasem wyłączy się, kiedy nie trzeba, lub nie działa, kiedy trzeba. Efektem jest nie tylko frustracja użytkownika. Gdy w irlandzkim Ulster Banku po aktualizacji system IT padł, klienci nie mogli korzystać z rachunków. Wartość rekompensat, jakie trzeba było im wypłacić, sięgnęła 35 mln euro.

Jakość z testerem
Nic dziwnego, że rośnie rola testerów oprogramowania. — Jeszcze kilka lat temu testowaniem zajmowali się najmłodsi stażem pracownicy działów IT, których aspiracją było objęcie stanowiska programisty. Od około pięciu lat firmy szukają osób, które chcą się w testowaniu specjalizować. Na przykład przy zwinnej metodzie wdrożenia oprogramowania (Agile) na 10 osób pracujących nad projektem dwie to testerzy — mówi Justyna Mirska, lider zespołu w firmie doradztwa personalnego Experis, m.in. rekrutującej dla branży IT i inżynieryjnej.
Testerów dzieli się na dwie grupy. Jedna to testerzy funkcjonalni, którzy nie muszą mieć wykształcenia technicznego, ale potrzebna im wiedza o testowanych produktach i o branży, której dotyczy oprogramowanie. Druga — to testerzy techniczni, którzy muszą mieć odpowiednią wiedzę informatyczną.
Tomasz Szadkowski, prezes firmy Soflab Technology, zajmującej się m.in. testowaniem oprogramowania, dodaje, że przy większych projektach zatrudnia się tzw. problem solverów, którzy definiują przyczyny problemów i wskazują najlepsze sposoby ich rozwiązania. — Popularność zawodu testera wynika z dojrzałości rynku. Firmy bardziej zwracają uwagę na jakość usług, w tym oprogramowania czy stron internetowych, i chcą unikać wizerunkowych wpadek wynikających z awarii — uważa Tomasz Szadkowski.
Pierwsze kroki w IT
Również zdaniem Marty Kowalówki z portalu Rynekpracy.pl, pozycja testerów na rynku pracy rośnie. — Ma to związek z rozwojem branży IT w Polsce, w tym sektora outsourcingowego. Testowanie oprogramowania doskonale wpisuje się w usługi dla biznesu. Jak wskazuje raport ABSL, najwięcej, bo aż 29 proc. pracowników centrów outsourcingowych zajmuje się informatyką.
Ale wynagrodzenia testerów są nieco niższe niż w innych specjalizacjach IT — wskazuje Marta Kowalówka. Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń 2013 firmy Sedlak & Sedlak, mediana wynagrodzeń testerów wyniosła 5,5 tys. zł brutto. W całej branży IT było to 6 tys. zł.
Ale w porównaniu do pracowników najlepiej opłacanego działu IT (architektura i programowanie) testerzy zarabiali o ponad 3 tys. zł mniej. Z doświadczenia firmy Experis wynika, że początkujący tester może liczyć na 2,5 tys. zł brutto, ale doświadczony analityk testów z 5-letnim doświadczeniem nawet na 12 tys. zł. Zdaniem Justyny Mirskiej, posada testera funkcjonalnego jest dla osoby, która nie ma wykształcenia kierunkowego, dobrym sposobem na wejście na rynek IT.
— Łatwiej jest po kierunku technicznym, ale np. absolwenci geografii mogą się szczególnie przydać przy testach oprogramowania wykorzystującego mapy cyfrowe — informuje Justyna Mirska. Experis realizowała niedawno (wraz z Edukacyjnym Centrum Doskonalenia przy pomorskim klastrze ICT Interizon i powiatowym Urzędem Pracy w Gdańsku) szkolenia dla testerek oprogramowania.
Bezrobotne kobiety po miesięcznym kursie uzyskały certyfikat ISTQB i odbyły 3-miesięczne praktyki w firmach. Na 10 uczestniczek siedem znalazło zatrudnienie.
Raczej specjaliści
Tomasz Szadkowski sprowadza jednak na ziemię tych, którzy myślą o łatwym wejściu do branży IT. — Akurat testy funkcjonalne nie są częścią branży, która przeżywa największy rozwój. W testowaniu oprogramowania największy nacisk kładzie się na automatyzację, bo to pozwala lepiej realizować tzw. testy regresyjne, które weryfikują, czy wprowadzone zmiany nie popsuły systemu. Ważnymi polami testów są też wydajność i bezpieczeństwo. Od testerów wymaga się specyficznych umiejętności i doświadczenia, które teraz łatwiej zdobywać. W niektórych firmach można już zrealizować całą ścieżkę kariery testera oprogramowania — mówi Tomasz Szadkowski. Bo rola testera nie kończy się na etapie wdrożenia. — Dobrze przetestowany system powinien działać bez większych problemów, jeśli nie wprowadza się do niego zmian. Kłopotem może być tylko tzw. naturalna degradacja danych, czyli nagromadzenie informacji mało użytecznych. Co jakiś czas warto to sprawdzać — firmy często po prostu budują zestaw automatycznych skryptów, które sprawdzają system np. w nocy. Kiedy zaś system jest rozwijany, poprawiany i zmieniają się oczekiwania firmy, wymaga to już kontroli jakości nowych komponentów oraz testów regresyjnych, oceniających poprawki za każdym razem, kiedy pojawiają się w systemie — wyjaśnia Tomasz Szadkowski.