Twórcy walczą z sieciami kablowymi

Magdalena WierzchowskaMagdalena Wierzchowska
opublikowano: 2012-12-04 00:00

Sądy zakazują dużym i małym operatorom reemisji sygnału. To pokłosie sporów o prawa autorskie, wartych miliony złotych. Pada nawet słowo szantaż

Grażyna Błoch, dyrektor generalna operatora kablowego Elsat z Górnego Śląska, przeżyła chwile grozy, gdy sąd wydał nakaz zaprzestania reemisji sygnału w zarządzanej przez nią firmie.

— Zgłosiliśmy się z apelacją o uchylenie postanowienia. Na szczęście sąd apelacyjny w Katowicach ją przyjął i postanowienie o zakazie reemisji zostało wobec nas uchylone. Nie ma co ukrywać, że sieci kablowe żyją z przekazywania sygnału. Zakaz reemisji w teorii oznacza zamknięcie naszej firmy: powinniśmy odciąć klientom dostęp do sygnału, co spowodowałoby zaprzestanie działalności — mówi Grażyna Błoch. Coraz więcej operatorów kablowych staje przed takim zagrożeniem.

— Na kilkunastu największych operatorów kablowych działających bez umowy sądy nałożyły zakazy reemisji. Część jest już prawomocna — mówi Ryszard Kirejczyk, dyrektor Stowarzyszenia Filmowców Polskich (SFP), przy którym działa Związek Autorów i Producentów Audiowizualnych. Ujawnia, że dotyczy to m.in. operatorów sieci Vectra i Multimedia.

— Nakazu nie da się wykonać — jest obiektywnie niewykonalny. Nasi abonenci mogą być spokojni. Natomiast mamy tu do czynienia z ewidentnym szantażem organizacji zbiorowego zarządzania wobec operatorów, które próbują wykorzystać sądy do akceptowania arbitralnie narzuconych stawek — mówi Krzysztof Stefaniak, rzecznik Vectry.

— To nie jest wyłącznie nasza sprawa, ale dotyczy całego środowiska. Mimo że płacimy stosowne składki za prawa autorskie, sprawa jest wciąż nierozwiązana — mówi Krystyna Kanownik, rzecznik Multimediów.

Jedni płacą, inni — nie

Operatorzy sieci kablowych i organizacje zarządzające prawami autorskimi od lat toczą ze sobą batalię. Sprawa opłat za utwory emitowane w sieciach jest, delikatnie mówiąc, nieuporządkowana. Nie ma jednolitej organizacji zarządzającej prawami: jest ich kilkanaście i każda działa trochę na własną rękę. Stawki, po jakich mają się rozliczać operatorzy i organizacje zbiorowego zarządzania (OZZ), nie są precyzyjnie ustalone. Operatorzy skarżą się, że OZZ dość swobodnie narzucają ich wysokość — czytaj — że są zawyżone.

— Nie znamy dnia ani godziny. Tych organizacji jest tak dużo. Gdy dojdziemy do porozumienia z jedną, zawsze może przyjść kilka kolejnych i zażądać dodatkowych opłat — mówi Grażyna Błoch. Organizacje zbiorowego zarządzania denerwują się, że nie dostają pieniędzy, które — zgodnie z prawem — kablówki mają im płacić.

— Zgodnie z ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych operatorom sieci kablowych wolno reemitować utwory wyłącznie na podstawie umowy zawartej z organizacją zbiorowego zarządzania. Tymczasem część operatorów, m.in. największy działający w Polsce [UPC — przyp. red.], w ogóle nie płaci za wykorzystywanie utworów audiowizualnych, jeszcze inni płacą znacznie zaniżone kwoty według własnego uznania. SFP musi dochodzić praw w sądach. To nam utrudnia działalność, a uprawnieni nie dostają należnego im wynagrodzenia — mówi Ryszard Kirejczyk.

Sprawa budzi duże emocje — jak zawsze, gdy chodzi o duże pieniądze. Operatorzy kablowi szacują kwotę roszczeń OZZ na 300 mln zł rocznie, Stowarzyszenie Filmowców Polskich — na 50-60 mln zł rocznie.

— Żadna z działających aktywnie organizacji nie legitymuje się zatwierdzoną tabelą, która określi poziom należnego im wynagrodzenia. W konsekwencji część środowiska, w tym UPC, postanowiła nie odpowiadać na wygórowane żądania finansowe organizacji zbiorowego zarządzania. Tym samym ryzyko finansowe, związane z nieuregulowanym stanem prawnym przedmiotowych tabel, spoczęło po stronie OZZ — mówi Patrycja Gołos, rzecznik UPC.

Potrzebny sędzia specjalista

Sędziowie w sprawach tak trudnych jak prawa autorskie wydają sprzeczne orzeczenia w podobnych przypadkach. Dotarliśmy do wyników sześciu takich spraw — w Poznaniu, Łodzi i Katowicach. W każdym z tych miast spór OZZ z operatorem kablowym o prawa autorskie raz kończył się oddaleniem sprawy, innym razem — nakazem zaprzestania reemisji.

— Jak wskazuje praktyka, sądy nie posiadają dostatecznej wiedzy z zakresu prawa oraz realiów rynku praw autorskich i pokrewnych. Orzeczenia w wielu przypadkach są krzywdzące dla podmiotów chcących prowadzić działalność gospodarczą zgodnie z prawem i w państwie prawa. Brak kompetencji sądów przyczynia się do wydawania diametralnie różnych orzeczeń w tych samych sprawach, jak również do przeciągania czasu procesów do niezwykle odległych terminów. Sytuację mógłby usprawnić wyspecjalizowany sąd dedykowany tylko sprawom z obszaru własności intelektualnej — mówi Jerzy Straszewski, prezes Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej (PIKE), zrzeszającej m.in. kablówki.

Próba porozumienia

Jest jednak światełko w tunelu — strony usiadły do stołu. Pomysł na porozumienie generalne zakłada opłatę za prawa autorskie na poziomie 4 proc. przychodów operatorów sieci kablowych z reemisji. Zdaniem izb zrzeszających twórców, to PIKE blokuje porozumienie — pozostałe organizacje zrzeszające operatorów zgodziły się podpisać porozumienie z OZZ.

— Taka postawa wskazuje na rzeczywisty brak woli ze strony tej izby rozwiązania problemu, jakim jest wykorzystywanie przez niektórych operatorów sieci kablowych cudzych praw intelektualnych bez zgody uprawnionych i bez zapłaty im stosownego wynagrodzenia. Tutaj problemem może być konieczność porozumienia co do zapłaty zaległości, które idą w miliony złotych. Nasze szacunkowe roszczenia, w porównaniu z dochodami operatorów kablowych, to niewielkie kwoty — mówi Anna Biernacka, rzecznik ZAIKS.

— To nie my jesteśmy podmiotami wstrzymującymi porozumienie. Od kilku miesięcy negocjujemy warunki kontraktu generalnego ujmującego całokształt zobowiązań wobec twórców. Chcemy porozumieć się co do jednolitej stawki obciążenia na rzecz wszystkich operatorów kablowych, popartej tabelami wynagrodzeń. Zaproponowana przez twórców stawka 4 proc. to dyktat OZZ, nieoparty na żadnych wyliczeniach ekonomicznych — mówi Jerzy Straszewski.