Tymczasowe zarządzanie drogami

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2015-05-13 00:00

Żaden z 13 kandydatów na szefa generalnej dyrekcji nie nadawał się do objęcia stanowiska.

Prowizorki funkcjonują najdłużej. Od siedmiu lat Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) kierują „pełniący obowiązki”. W latach 2008-14 jako p.o. zarządzał nią Lech Witecki, a przez ostatni rok Ewa Tomala-Borucka. Kilkanaście dni temu „tymczasowo pełniącym obowiązki” szefa GDDKiA został Tomasz Rudnicki, dotychczasowy wicedyrektor.

KROPLÓWKA DLA DROGOWCÓW:
KROPLÓWKA DLA DROGOWCÓW:
GDDKiA, kierowana obecnie przez Tomasza Rudnickiego, jest jednym z największych inwestorów w sektorze publicznym. W poprzedniej perspektywie finansowej UE zainwestowała ponad 100 mld zł. W bieżącej — kwoty będą podobne.
Marek Wiśniewski

Wygląda jednak na to, że to tymczasowe zarządzanie nieprędko się skończy. Resort infrastruktury zdecydował anulować konkurs na szefa dyrekcji, uznając, że żaden z 13 kandydatów nie spełnia wymogów i nie otrzymał wymaganej liczny punktów.

— Nie wierzę, że w tej grupie nie znalazł się nikt lepszy od Tomasza Rudnickiego — uważa Rafał Bałdys, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Wśród kandydatów była m.in. Ewa Tomala-Borucka odwołana niedawno z p.o. szefa GDDKiA.

Resort infrastruktury twierdził, że nagłe odwołanie było konieczne „ze względu na interes i dobro dyrekcji”. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chodziło o przekazanie poufnej informacji. Sprawę analizują śledczy. Ewa Tomala-Borucka nie komentuje tych doniesień, podkreślając, że otrzymując odwołanie, nie została powiadomiona o powodach.

Co ciekawe, tracąc stanowisko w centrali dyrekcji, wróciła na wcześniej zajmowane — dyrektora oddziału w Katowicach. Resort infrastruktury nie odpowiedział na pytania „PB”, dlaczego w interesie dyrekcji nie mogła szefować instytucji w Warszawie, a może zarządzać nią w Katowicach. — To się nie trzyma kupy — uważa Rafał Bałdys.

Eksperci uważają, że gdyby resort infrastruktury faktycznie miał mocny oręż przeciwko Ewie Tomali-Boruckiej, nie zostawiłby jej w zarządzie śląskich dróg.