U2 mi w duszy gra

Anna GołasaAnna Gołasa
opublikowano: 2024-05-23 18:00
zaktualizowano: 2024-05-23 17:20

Jarosław Zagórski, dyrektor zarządzający Ghelamco Poland, ma w biurze salkę inspirowaną irlandzkim zespołem U2. W gabinecie wita nas natomiast nie kto inny, jak… Bono.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

- skąd u szefa Ghelamco Poland zamiłowanie do U2

- jakie motywy, związane z zespołem wykorzystał w swoim biurze

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Z Jarosławem Zagórskim, dyrektorem zarządzającym Ghelamco Poland spotykamy się w siedzibie firmy w wieżowcu Warsaw Spire, w sali konferencyjnej inspirowanej zespołem U2. Już na wejściu uwagę zwraca fototapeta z Bono w roli głównej. Jest też scena z gitarą, wzmacniaczem dźwięku i mikrofonem. Pod sufitem natomiast zawieszono – służące za oświetlenie – perkusje. Zanim zaczniemy rozmowę, w pomieszczeniu rozbrzmiewa dzwonek telefonu.

– To „New Year’s Day”, mój ulubiony utwór U2. Inspiracją do jego powstania było internowanie Lecha Wałęsy i wprowadzenie stanu wojennego w Polsce – mówi Jarosław Zagórski.

Zawiła droga

Szef Ghelamco Poland zakochał się w muzyce U2, gdy miał zaledwie kilkanaście lat.

– Należę do pokolenia, które dorastało w czasach komunizmu. Muzyka była wówczas jedną z niewielu dostępnych odskoczni od szarości dnia codziennego. Moi rówieśnicy słuchali głównie polskiego rocka. Zamiłowaniem do U2 zaraził mnie nieżyjący już dziennikarz muzyczny Tomek Beksiński, który prowadził dwie audycje radiowe. Jedną z nich był „Wieczór płytowy”. W jednym z odcinków Tomek bardzo fajnie opowiedział historię U2, po czym puścił płytę „The Joshua Tree” albo „Unforgettable fire” – nie pamiętam już dokładnie. Do dziś to dwa moje ukochane single – opowiada Jarosław Zagórski.

Posługując się słownikiem, zaczął na własną rękę tłumaczyć utwory U2, co też nie było proste, bo teksty trzeba było najpierw znaleźć.

– To były lata 80 XX w. Nie dało się tak po prostu wyszukać piosenek w sieci. A chciałem widzieć, o czym one w ogóle są – mówi szef Ghelamco Poland.

Oczywiście problemem był także dostęp do samych krążków.

– Nie można było pójść do sklepu i kupić płytę. Nowością na rynku były studia nagrań, do których się szło z własną kasetą. Tydzień czekało się na nagranie piosenek, oczywiście za opłatą. Gdy mój brat był dzieckiem, udało mu się wyjechać na pół roku do cioci do Kanady. Przywiózł stamtąd płytę „Hysteria” zespołu Def Leppard. Pamiętam, że u nas w domu ustawiały się wtedy kolejki chętnych, by piosenki zgrać na kasetę. Marzeniem było w tamtych czasach posiadanie plakatu ulubionej kapeli, już nie mówiąc o bilecie na koncert – opowiada Jarosław Zagórski.

Uczta dla zmysłów

W 1997 r. grupa U2 po raz pierwszy przyjechała do Polski, dając koncert na warszawskim Służewcu.

– Zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Bono jeszcze w czasie PRL powiedział jednemu z polskich dziennikarzy, że jego marzeniem jest zagrać po drugiej stronie żelaznej kurtyny. I to marzenie się spełniło. W koncercie na Służewcu uczestniczyło prawie 100 tys. osób. To było niesamowite, gdy po koncercie ludzie szli ul. Puławską w stronę centrum, trzymając się za ręce – wspomina Jarosław Zagórski.

Uczestniczył także w dwóch pozostałych koncertach U2 w Polsce. Obydwa odbyły się na Stadionie Śląskim w Chorzowie w latach 2005 i 2009.

Z czasem zaczął jeździć na spotkania z grupą także za granicę.

– Byłem na czterech koncertach w Berlinie, na dwóch w Amsterdamie i na jednym w Chicago. Miałem bilet na event w Paryżu i Barcelonie, ale niestety nie udało mi się na nie dotrzeć. Koncerty U2 to uczta dla zmysłów. Poza tym, że jest to jedna z najlepszych kapel rockowych na świecie, wyróżnia ją też to, że gra na żywo lepiej niż w studio. Bono wierzy w to, co śpiewa. Do wielu piosenek U2 najpierw napisano tekst, a dopiero potem linię melodyczną. Zwykle robi się odwrotnie. U2 słynie z tego, że ma w swoich utworach zawarty jakiś przekaz. Niektórzy nawet wytykają Bono, że stara się być pewnego rodzaju kaznodzieją. On się od tego odcina, twierdząc, że jest po prostu rockmanem – mówi Jarosław Zagórski.

Upominek od zespołu

Gdy Ghelamco wprowadzało się do biurowca Warsaw Spire, pojawił się pomysł, by urządzić wewnętrzne salki konferencyjne w konkretnych klimatach. Wystrój jednej z nich inspirowano U2.

– Lubię w tym miejscu organizować spotkania. Salka ma też ten atut, że pomaga podczas prezentacji biura potencjalnym najemcom – stanowi fajny element rozluźniający atmosferę. Wiążą się z tym ciekawe historie. Kiedyś na przykład gościliśmy przedstawicieli dużego banku inwestycyjnego z Nowego Jorku. Gdy jedna z pań zobaczyła salkę, krzyknęła „wow!” i zapytała, czy może sobie na jej tle zrobić zdjęcie. Oczywiście się zgodziłem, pytając jednocześnie z ciekawości, skąd taki zamysł. Opowiedziała, że przyjaźni się z Jonem Bon Jovim. On z kolei przyjaźni się z Bono. Chciała wysłać Jonowi zdjęcie, żeby pokazał Bono, jaką ma salkę w Warszawie – wspomina Jarosław Zagórski.

W biurze, w swoim gabinecie, ma kilka książek poświęconych U2, ale też… tekturowy stand Bono z napisem: „Happy birthday, Jarek!”.

– To prezent od mojego zespołu na 50-te urodziny. Na pewno jest to jedna z tych rzeczy, które chciałbym zabrać ze sobą, kiedy będziemy zmieniać biuro. Pytanie, gdzie go wtedy postawię, to spory gabaryt – śmieje się Jarosław Zagórski.