Z uproszczonej procedury oświadczeń, na podstawie których można podjąć pracę w Polsce przez pół roku w ciągu roku, Ukraińcy mogą korzystać od dekady. Jednak fala migrantów ze Wschodu wezbrała mocniej dopiero po wybuchu konfliktu z Rosją, a ubiegły rok był pod tym względem rekordowy — dla naszych wschodnich sąsiadów pojawiło się ponad 1,2 mln ofert zatrudnienia. Wszystko wskazuje, że w tym roku ten wynik zostanie pobity, bo tylko w pierwszym kwartale w pośredniakach było blisko 460 tys. oświadczeń.

Z punktu widzenia lokalnych deficytów na rynku pracy jest to wsparcie, ale demograficznej bomby Ukraińcy nam nie rozbroją. Polska zaś oprócz pracy krótkoterminowej nie jest ziemią obiecaną dla cudzoziemców. — Migracja w długim okresie nie jest w stanie rekompensować zmian demograficznych. Może jednak mieć istotny wpływ w okresie krótkim i średnim — przypominał dr Paweł Kaczmarczyk, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami UW na seminarium mBank-CASE.
Demografia rzuca rękawicę
Ministerstwo Finansów (MF) w tegorocznej aktualizacji programu konwergencji zwraca uwagę, że należymy do grona krajów UE, w których problem starzenia się ludności szybko się nasila. Ostatnie prognozy — skorygowane o dane GUS dostępne do marca — są nieco lepsze, bo wskazują na stabilizację populacji Polski do końca tej dekady, a jeszcze rok temu przewidywany był spadek o 0,1 proc.
Powodów do optymizmu jednak nie ma. Liczba ludności w wieku 15-64 lata, czyli produkcyjnym, obniży się w tym czasie. Niepokoi szczególnie to, że w perspektywie najbliższych pięćdziesięciu lat wskaźnik obciążenia demograficznego w Polsce (relacja osób powyżej 64. roku życia do ludności w wieku 15-64) niemal potroi się z obecnych 22 proc.
Dzisiaj Polacy są społeczeństwem relatywnie młodym, jednak problemy demograficzne będą narastały niczym kula śniegowa. Starzenie się populacji napędza wydłużanie się oczekiwanej długości życia, niska dzietność oraz obecna struktura wiekowa ludności. Do ostatniego wzrostu urodzeń i tego, że część z nich może być efektem programu 500+, resort finansów też radzi podchodzić ostrożnie, bo dopiero w dłuższej perspektywie będzie można ocenić, czy demografia na tym zyska.
Starzenie się społeczeństwa zacznie uderzać w finanse państwa coraz mocniej, a politycy dorzucają budżetowi kolejnych problemów i konieczności pokrycia ubytków w FUS związanych z niższym wiekiem emerytalnym. Ekonomiści od dłuższego czasu alarmują zaś, że malejąca podaż pracy i krótszy czas, jaki Kowalski spędzi na rynku pracy, to poważne wyzwanie dla naszego rozwoju.
Łatanie dziur
W obecnej ekipie rządzącej panuje przekonanie, że problemy rynku pracy rozwiążą, a demografii złagodzą, napływający nad Wisłę Ukraińcy. Niestety zdecydowana większość z nich podejmuje tu pracę krótkoterminową. Chociaż rośnie liczba studiujących i osiadających w Polsce dzięki pozwoleniom na pracę, to wciąż jest zbyt mała, aby rozwiązać problemy z podażą pracy. Ukraińcy są dzisiaj szczególnie mile witani przez przedsiębiorców, bo łatają dziury na rynku pracy i nie tworzą presji płacowej. Resort pracy szacuje, że na jednego zarabiającego w Polsce sąsiada ze Wschodu przypada 1,5 oświadczenia wystawionego przez pracodawcę.
Z tego wynikałoby, że tylko w pierwszym kwartale pracę dostało u nas ok. 300 tys. Ukraińców. Fala wezbrała, bo od przyszłego roku zmieniają się przepisy w sprawie pracy sezonowej i regulacje dotyczące oświadczeń, które zdaniem biznesu będą kłodami rzuconymi pod nogi przedsiębiorców i skutecznym hamulcem dla chcących pracować nad Wisłą cudzoziemców.
Eksperci rynku pracy nie mają jednak wątpliwości, że chociaż imigranci są nam potrzebni, to cudownie nie uleczą gospodarki. Dr Joanna Tyrowicz z Uniwersytetu Warszawskiego od dłuższego czasu zwraca uwagę, że struktura demograficzna na Ukrainie jest jeszcze gorsza niż w Polsce i nie wiemy, ile tych osób realnie do nas napływa. Dlatego trudno w tym zjawisku szukać ratunku dla rynku pracy.
— Kiedy pytamy pracodawców o to, czy korzystają z pracowników-obcokrajowców, to 10-20 proc. odpowiada: tak, a jeśli pytamy, jak duży to jest odsetek wśród ich pracowników, to liczba spada do 1-2 proc. W to wlicza się też ekspatów, więc trudno utożsamiać całe zjawisko pracujących obcokrajowców z nowym napływem migrantów zza wschodniej granicy — wyjaśnia Joanna Tyrowicz.
Eksperci rynku pracy nie mają jednak wątpliwości, że chociaż imigranci są nam potrzebni, to cudownie nie uleczą gospodarki.
Tracimy przewagę
Eksperci od dawna apelują o rządową politykę migracyjną z prawdziwego zdarzenia, która pozwoli przybyszom zapuścić korzenie w Polsce. Problem staje się palący, bo UE znosi właśnie wizy dla Ukraińców, co pozwoli im legalnie przebywać w strefie Schengen przez 90 dni w ciągu pół roku. Do podjęcia pracy będą musieli jednak zdobyć pozwolenie.
Marta Jaroszewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) zwraca jednak uwagę, że taki ruch ze strony Unii może skierować Ukraińców do krajów, z którymi nie możemy konkurować płacami. Beneficjentami mogą zostać Niemcy i Czechy, gdzie legalnie mieszka już po 113 tys. Ukraińców oraz Włochy, w których ta liczba jest ponaddwukrotnie wyższa. Wszyscy mają duże zapotrzebowanie na siłę roboczą i więcej argumentów do przyciągania pracowników.
— Można się spodziewać, że możliwość legalnego pobytu krótkoterminowego bez posiadania wizy na terenie tych krajów może skutkować także większym zainteresowaniem podjęciem pracy przez Ukraińców — podkreśla Marta Jaroszewicz. Niemiecki bank centralny przedstawił właśnie nienastrajające najlepiej prognozy.
W najbliższych 10 latach liczba osób w wieku produkcyjnym między Odrą a Renem skurczy się o 2,5 mln osób, a imigracja będzie w stanie zasypać tylko 80 proc. tego ubytku.
Mamy rezerwy
Joanna Tyrowicz przypomina też prognozy mówiące o tym, że w połowie XXI w. podaż pracy nad Wisłą zmniejszy się o ok. 6 mln osób. Jej zdaniem, zamiast spoglądać z nadzieją zza wschodnią granicę, warto poszukać rezerw w kraju. Z analiz ekspertów wynika, że do zaktywizowania jest nawet 1,4 mln osób. Największym wyzwaniem są zaś bierni zawodowo ze względu na opiekę nad osobami zależnymi.
Barierą, której usunięcie pomogłoby w ich aktywizacji (szczególnie kobiet), jest poprawa dostępu do usług opiekuńczych. Kolejna grupa z potencjałem poprawy wskaźników aktywności zawodowej to studenci. Nad Wisłą nauka i praca nie idą zbyt często w parze, a gdybyśmy skopiowali wzorce unijne, ten stan mógłby się zmienić. Dla resortu finansów zaś balsamem łagodzącym demografię jest wydłużanie aktywności zawodowej seniorów. To zaś może nie być łatwe szczególnie po obniżce wieku emerytalnego.