Idea może i dobra, lecz wykonanie pozostawia wiele do życzenia – takie jest podejście państwowych specjalistów od ochrony danych osobowych do rządowego projektu deregulacyjnego, który dotyczy usprawnienia przekazywania danych o płatnikach składek na ZUS instytucjom kredytowym i pożyczkowym oraz firmom chcącym sprawdzić kontrahentów.
Mirosław Wróblewski, prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO), przedstawił w Sejmie bardzo krytyczną opinię o rządowych propozycjach. Klub parlamentarny PiS już zapowiedział głosowanie przeciw.
Ułatwienia budzące strach
Jedną z ciekawszych propozycji zespołu deregulacyjnego Rafała Brzoski, szefa InPostu, jest usprawnienie procedur zmierzających do przyznawania kredytów i pożyczek oraz ułatwienie przedsiębiorcom poznawania sytuacji finansowej i biznesowej kontrahentów.
Postulaty te zyskały poparcie Rady Ministrów i zostały zawarte w projekcie rządowym pilotowanym przez resort rodziny, pracy i polityki społecznej. Projekt zakłada, że kredytobiorca lub pożyczkobiorca będzie udzielać zgody na to, by bank lub inna instytucja finansowa pobierały z bazy ZUS wszelkie interesujące informacje na potrzeby oceny zdolności kredytowej i sfinalizowania pożyczki.
4 sierpnia odbyło się pierwsze czytanie projektu w Sejmie (połączone komisje ds. deregulacji oraz polityki społecznej i rodziny).
- Chodzi przede wszystkim o to, aby obywatele lub przedsiębiorcy nie musieli chodzić do ZUS, by wziąć np. zaświadczenie o niezaleganiu ze składkami. Ponadto projekt ułatwiałby firmom poznawanie statusu partnerów biznesowych lub potencjalnych kontrahentów. Cel projektu jest stricte deregulacyjny, zmniejszający biurokrację. Zgoda podmiotu na dostęp do jego danych z ZUS wystawiana ma być w formie elektronicznej za pomocą kwalifikowanego podpisu elektronicznego. Dostęp zainteresowanych instytucji byłby bezpłatny – tłumaczył Sebastian Gajewski, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Pełne poparcie dla projektu wyraził przedstawiciel Związku Banków Polskich. Posłowie opozycji przypuścili jednak ostry atak.
- Ten projekt budzi poważne obawy o tak szerokie udostępnianie wrażliwych danych zgromadzonych w ZUS. A czy banki nie będą wymuszać na ludziach takich zgód? To może od razu przyjąć ustawę, że banki mają dostęp do wszystkiego? - mówił Andrzej Gawron, poseł PiS.
Jego klubowy kolega Jan Mosiński pytał, czy wrażliwe dane obywateli i firm będą należycie chronione.
- Jako klub będziemy głosowali przeciwko temu projektowi – zadeklarowała Urszula Rusecka, posłanka PiS.
Wielka baza – wielka gratka
Obawy opozycji miały oparcie w pisemnym krytycznym stanowisku Mirosława Wróblewskiego, prezesa UODO. Urząd ten nie został zaproszony do prac nad projektem na etapie rządowym. Teraz alarmuje, że projekt jest bardzo niejasny i może być niezgodny z konstytucją. Prezes UODO zaznacza, że nie wynika z niego, na czyj wniosek ZUS miałby udostępniać dane z konta płatnika składek.
„Niezbędne jest wyjaśnienie, czy z wnioskiem miałby prawo występować nie tylko płatnik składek (osoba, której dane dotyczą), ale także podmiot, któremu dane miałyby zostać przekazane – banki, instytucje finansowe. W tym drugim przypadku projektowana regulacja stanowić będzie istotną ingerencję w konstytucyjne prawa jednostki, tj. prawo do prywatności i prawo do ochrony danych osobowych” - czytamy w stanowisku prezesa UODO.
Obawia się on też, że dane pozyskiwane z ZUS byłyby przetwarzane w znacznie większym zakresie, niż wynikałoby z projektu, i wykorzystywane mogłyby być do tzw. profilowania osób. Krytykuje również przekazywanie takich danych przedsiębiorcom na potrzeby oceny sytuacji kontrahentów. Wskazuje, że nowe przepisy mogłyby stać się gratką np. dla wywiadowni gospodarczych.
Zdaniem Mirosława Wróblewskiego zakres informacji otrzymywanych z ZUS nie jest uzasadniony. Podkreśla, że rząd powinien przeprowadzić tzw. test prywatności proponowanych rozwiązań.