Gdy rok temu pisaliśmy o spółce Van Berde, szykowała się właśnie do uruchomienia własnej linii produkcyjnej z technologią wtrysku, pierwszej takiej w branży BRD w Europie Środkowej i Wschodniej. Ale produkowane przez Van Berde podstawy i znaki drogowe, progi zwalniające, progi kablowe, separatory parkingowe, azyle, bariery, lampy i lustra od blisko 20 lat zapewniają bezpieczeństwo ruchu drogowego i robót drogowych w wielu krajach świata. Bo firma z Tuszowa Narodowego została powołana do życia przez Jarosława Pogodę i Jarosława Zubiela w 2005 r.
Co schodzi z taśmy
Linia zaprojektowana specjalnie dla Van Berde działa od czerwca 2023 r. Pytamy więc współwłaściciela firmy Jarosława Zubiela, jakie ta inwestycja przyniosła efekty.
– To, co chcieliśmy osiągnąć, udało się w 100 proc. Mówię o zwiększeniu wydajności, poprawie jakości, która odpowiada wyśrubowanym niemieckim normom, poszerzeniu asortymentu produkowanych wyrobów. Ale także – co było dla nas bardzo istotne – poprawiliśmy warunki pracy. Przypomnę, że wcześniej cała nasza produkcja opierała się wyłącznie na tradycyjnej metodzie prasowania: zmielony recyklat kształtowano przy użyciu form na prasach hydraulicznych. Ta technologia wymaga od pracowników siły fizycznej i wystawia ich na wysokie temperatury, co powodowało konieczność częstego skracania zmian. Po uruchomieniu nowej linii produkcyjnej jesteśmy w stanie realizować nawet bardzo duże zamówienia przy znacznie mniejszym zaangażowaniu ludzi – mówi Jarosław Zubiel.
Co nie oznacza, że połowa załogi straciła pracę. Pracownicy obsługujący wcześniej prasy zostali przesunięci do innych zadań, bo do obsługi linii produkcyjnej wystarczą dwie lub trzy osoby. Ale metodą wtrysku produkowane są najcięższe wyroby, czyli podstawy znaków drogowych. Lżejsze elementy nadal są kształtowane metodą formowania na prasach.
Firma rozwinęła asortyment wyrobów z recyklingu gumowego – w ofercie pojawi się nowość: tzw. wyniesione przejście dla pieszych, które jednocześnie jest progiem zwalniającym dla kierowców. Dla administratorów dróg jest prostszym rozwiązaniem niż podobne wyniesienia z kostki brukowej, ponieważ nie trzeba wycinać asfaltu, zamykać jezdni. Wystarczy przykręcić elementy do podłoża. Jak wyjaśnia Jarosław Zubiel, jest to produkt głównie na rynek polski, choć firma zamierza go również eksportować.
– Kończymy też formę na separator do oddzielania ścieżki rowerowej od jezdni. Będzie wyposażony w elastyczny słupek. To nasza odpowiedź na zapotrzebowanie rynku. Czasami nie ma miejsca na budowę oddzielnej ścieżki rowerowej i wydziela się pas dla rowerów na jezdni, a dla bezpieczeństwa oddziela się go takim krawężnikiem, czyli separatorem – wyjaśnia Jarosław Zubiel.
Kolejny krok: robotyzacja
Van Berde przymierza się do kolejnej inwestycji technologicznej.
– Chcemy zrobotyzować system paletowania. Teraz, gdy te ciężkie wyroby – a mowa o 15–30 kg – opuszczają linię produkcyjną, ludzie muszą układać je ręcznie na paletach. Zastąpi ich robot, a człowiekowi zostanie tylko spięcie i odwiezienie wózkiem widłowym do magazynu wyrobów gotowych – wyjaśnia dyrektor Zubiel.
Jego zdaniem nie ma odwrotu od robotyzacji i cyfryzacji, więc muszą się znaleźć na to środki.
– Nie wypłacamy dywidendy, wszystkie zarobione pieniądze reinwestujemy. Na szczęście takie postępowanie jest premiowane podatkową ulgą, z której zamierzamy skorzystać – mówi Jarosław Zubiel.
Tryb kryzysowy
Czy lepsza jakość i wydajność pozwoliły firmie jeszcze mocniej wejść na wymagający i konkurencyjny rynek zachodnioeuropejski?
– Z tym nie jest tak dobrze, jak chcieliśmy. Kryzys, który dosięgnął Europę po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, bardzo mocno uderzył w rynek, inwestycje w Niemczech czy we Francji praktycznie stanęły. A my eksportujemy akurat głównie do Niemiec, więc ich kłopoty odbiły się na nas rykoszetem – przyznaje Jarosław Zubiel.
Trudno też konkurować z Niemcami ceną.
– Takie firmy jak nasza mają w Niemczech dopłaty do produkcji opartej na materiałach z recyklingu. A my musimy konkurować z nimi bez takich udogodnień. Na starcie jesteśmy przegrani – wyjaśnia dyrektor.
Jak mówi, dużo więcej zamówień Van Berde ma teraz z krajów Europy Wschodniej, bo w Czechach, na Węgrzech, w Rumunii, Bułgarii, Chorwacji, Serbii czy Słowenii prawie w ogóle nie widać kryzysu w branży budowy dróg.
– Nie ukrywam, że liczyliśmy na wielkie inwestycje w Polsce, takie jak Centralny Port Komunikacyjny. Zresztą nie tylko my, cała branża z nadzieją czekała na rozpoczęcie budowy CPK. Miała zaangażować mnóstwo firm budowlanych i generować zapotrzebowanie na zabezpieczenie robót. Każdy chciał coś uszczknąć z tego tortu. A teraz nie wiadomo, czy budowa dojdzie do skutku – tłumaczy Jarosław Zubiel.
Czekając na państwo
Współtwórcy Van Berde nie pokładają nadziei w pieniądzach z Krajowego Planu Odbudowy, bo te mają być przeznaczone głównie na inwestycje w odnawialne źródła energii, a nie na budowę dróg. Liczą jednak na zmiany w prawie i podejściu urzędników do firm, które tak jak Van Berde produkują z odpadów.
– Z naszego zakładu wychodzi pełnowartościowy wyrób, który jest kolejny raz użytkowany. Dbamy o środowisko. Powinno się nas jakoś docenić. Tymczasem i nas, i wszystkie firmy zajmujące się recyklingiem państwo traktuje jak złoczyńców. Tylko dlatego, że w przepisach jesteśmy włożeni do jednego worka z firmami prowadzącymi wysypiska i składowiska odpadów. Pożary, które u nich wybuchały z powodu podpalenia, idą teraz na nasze konto. Mamy ciągły monitoring, jesteśmy zasypywani kontrolami – nie kryje żalu dyrektor Zubiel.
Przyszłość na antypodach
Jarosław Zubiel przyznaje, że po doświadczeniu z covidem i kryzysem w Niemczech plany Van Berde są krótkoterminowe. Przedłużający się konflikt w Ukrainie zrewidował też nadzieje związane z rynkiem ukraińskim.
– Nadal mamy wprawdzie swój oddział w Kijowie, ale jego działalność jest praktycznie zamrożona. Elementy zabezpieczenia robót drogowych to nie jest towar, którego teraz Ukraina potrzebuje najbardziej – tłumaczy dyrektor.
Ponieważ jednak Jarosław Zubiel z natury jest optymistą, upatruje szans na kontrakty w zupełnie nowych kierunkach.
– Jeszcze w tym roku nasze wyroby pojadą do Turcji, a przez partnera tureckiego chcemy zdobyć klientów jeszcze dalej na południe, w północnej Afryce i w Emiratach Arabskich. Będziemy też walczyć o rynek australijski. Okazuje się, że z asortymentu drogowego nic nie jest produkowane w Australii. Elementy zabezpieczenia budów Australijczycy importują, głównie z Chin. Kraj ten leży bliżej, ale my wygrywamy z Chińczykami jakością – mówi współtwórca Van Berde. Jak informuje, próbki wyrobów polskiej firmy już są w Australii, trwają rozmowy z tamtejszymi firmami.
Van Berde z wielką nadzieją przygotowuje się do kwietniowych targów Intertraffic – najważniejszej i największej na świecie imprezy branżowej, która co dwa lata odbywa się w Amsterdamie.
– Jesteśmy obecni na tych targach od początku istnienia firmy i zawsze owocowały one wieloma kontraktami. Teraz też liczymy na sukces i przynajmniej kilka kontraktów – mówi Jarosław Zubiel.