Przy okazji publikacji wyników za drugi kwartał notowana w Sztokholmie spółka ogłosiła nowy plan strategiczny, w ramach którego ma skupić się na rynkach nordyckich i Holandii. To oznacza, że wycofa się z Polski, a także z krajów bałtyckich, Wielkiej Brytanii, USA i Kanady.
"Wyjście nastąpi w postaci sprzedaży aktywów, partnerstwa lub wygaszenia biznesu" - napisano w prezentacji wynikowej.
- Przeanalizowaliśmy, na jakich rynkach możemy być konkurencyjni z naszymi treściami i w jakim horyzoncie czasowym możemy być na nich rentowni. Patrząc konkretnie na polski rynek i na to, jak się na nim rozwinęliśmy, doszliśmy do wniosku, że będzie nam trudno zrobić to samodzielnie. Uznaliśmy, że najlepszą strategią może być znalezienie partnera, któremu sprzedamy kontent lub całą działalność - powiedział na telekonferencji wynikowej Jørgen Madsen Lindemann, szef grupy Viaplay.

Rynkowe trzęsienie ziemi
Viaplay wszedł do Polski z przytupem w sierpniu 2021 r. Jeszcze w 2020 r. podpisał kontrakt na wyłączność na pokazywanie meczów Bundesligi do sezonu 2024-25.
- Zamierzamy osiągnąć pozycję lidera w Polsce i szybko zmienić pejzaż streamingu dzięki pozyskaniu dalszych praw do treści - mówił wtedy Anders Jensen, ówczesny szef grupy.
Potem kupiono kolejne prawa, m.in. do transmisji Ligi Europy i Ligi Konferencji Europy, a także prestiżowy kontrakt na pokazywanie angielskiej Premier League do 2028 r. (prawa te stracił Canal+). Podpisano też m.in. wieloletnią umowę o współpracy z KSW. Federacja mieszanych sztuk walki pod koniec 2021 r. zakończyła wieloletnią współpracę z Polsatem i podpisała z platformą kontakt na wyłączność na 11 rynkach, w tym w Polsce. Zobowiązała się w nim do organizacji dwunastu gal rocznie.
- Kontrakt z jednej strony dał nam wieloletnią przewidywalność finansową, a z drugiej wymusił zmianę podejścia. To dla nas rewolucja i element planu znacznego wzrostu przez trzy-pięć lat. Przejście na 12 gal rocznie wymagało sporych zmian w organizacji, które właśnie się dzieją - mówił jeszcze kilka miesięcy temu w PB Martin Lewandowski, prezes KSW.
Co teraz? Federacja zapewnia, że na razie nic się nie zmienia.
„Viaplay ogłosiło, że zamierza przeprowadzić strategiczną ocenę swojej międzynarodowej działalności, która może doprowadzić do sprzedaży, nawiązania współpracy z innymi firmami lub opuszczenia polskiego rynku. Nie wpłynie to jednak na KSW i nasze bieżące relacje z Viaplay. Otrzymaliśmy zapewnienie, że Viaplay kontynuuje swoją działalność, a wszystkie kontrakty zostaną wypełnione i w tej kwestii nic się nie zmieni. KSW wciąż stanowi ważną część oferty Viaplay i niezmiennie będzie co miesiąc organizować wydarzenia" - czytamy w oświadczeniu KSW.
Prawa do wzięcia
Od tego roku Viaplay miał również trzyletni kontrakt na pokazywanie wyścigów Formuły 1, które wcześniej transmitował w Polsce Eleven Sports z Grupy Polsat. Viaplay ma obecnie ok. 1 mln polskich subskrybentów.
- Wydaje się, że Polsat mógłby być potencjalnie zainteresowany odkupieniem części praw do transmisji od Viaplay. Naturalna byłaby chęć odzyskania choćby tego, co stracił na rzecz platformy streamingowej, czyli np. transmisji KSW i F1. Spółka ma oczywiście przed sobą duże inwestycje w segmencie energetycznym, ale jednocześnie jej zarząd wielokrotnie podkreślał, że mocno stawia na treści sportowe. Telekomunikacja to commodity, usługa, w której trudno odróżnić się od konkurencji. W sprzedawanych z nią w pakiecie usługach medialnych można się jednak odróżnić na plus właśnie dzięki unikatowym treściom - ocenia Piotr Raciborski, analityk Wood&Company.
Grupa Polsat nie chciała komentować planów wyjścia Viaplay z Polski.
- Spodziewam się raczej rozebrania praw do transmisji na rynkach, z których wycofuje się Viaplay, pomiędzy wielu operatorów. Wątpię, by znalazł się chętny na całe, bardzo szerokie i międzynarodowe portfolio. Nie znamy szczegółów umów licencyjnych, ale można zakładać, że proces będzie skomplikowany formalnie. Viaplay, ogłaszając wycofanie się z dużej części rynków, w praktyce przedstawił publiczną „ofertę handlową” i wyraźnie zaprosił do negocjacji. Jednak ze względu na to, że ma duże zadłużenie, na pewno nie będzie chciał radykalnie schodzić z cen, a z kolei potencjalni kupujący wiedzą o tej presji i będą chcieli skorzystać z okazji - ocenia Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska.
Drapieżność się nie opłaciła
Podczas czwartkowej sesji w Sztokholmie notowania Viaplay spadają o ponad 40 proc. Od początku czerwca, gdy obniżono prognozy i wymieniono prezesa, kurs spadł już o 80 proc.
Szwedzka spółka podała, że tylko w drugim kwartale miała 5,89 mld SEK (w przeliczeniu 2,3 mld zł) straty netto, co wynikało m.in. z odpisów wartości aktywów. W ramach działań restrukturyzacyjnych poza wycofaniem się z dużej części rynków Viaplay planuje zwolnić 25 proc. z prawie 1,7 tys. pracowników.
Negocjuje też z bankami i wierzycielami - ma 2,3 mld SEK (w przeliczeniu 0,9 mld zł) długu netto, a w czynnikach ryzyka w ostatnim raporcie finansowym wskazano, że niewykluczone jest złamanie kowenantów w umowach kredytowych, czyli zobowiązań spółki do utrzymywania ustalonego poziomu wskaźników finansowych. To mogłoby doprowadzić do cofnięcia gwarancji bankowych, od których zależy utrzymanie przez spółkę praw do transmisji rozgrywek.
- Viaplay miał strategię bardzo agresywnej, drapieżnej ekspansji - rzucił się na głęboką wodę, kupując prawa do transmisji na wielu rynkach ponad głowami krajowych operatorów i przepłacając za wiele z nich. Jest tu dużo analogii z ogólnobiznesowymi historiami z lat dziewięćdziesiątych czy dwutysięcznych, gdy na rynkach robiło się dużo bardzo agresywnych akwizycji i fuzji, koncentrując się na wzroście skali, a nie na rentowności. Oczywiście dziś można mówić, że ta strategia była od początku skazana na porażkę. Ciekawym zagadnieniem jest jednak to, czy w praktyce można było działać inaczej, wolniej, ostrożniej, na mniejszej liczbie rynków czy udzielając sublicencji operatorom w poszczególnych krajach. Jako nowy gracz z wielkimi ambicjami, Viaplay musiał zbudować skalę i bazę subskrybentów, a do tego potrzebne są najbardziej popularne, czyli drogie, produkty sportowe. Rynek to jednak szybko zweryfikował - komentuje Grzegorz Kita.
