Około 140 mld zł miało Ministerstwo Finansów (MF) na rachunkach budżetowych na koniec listopada. To z tego właśnie zaskórniaka resort miał finansować potrzeby pożyczkowe, zwiększone w wyniku nowelizacji tegorocznego budżetu.
Na razie jednak MF nie tylko nie wykorzystuje tych pieniędzy na finansowanie deficytu, ale nawet powiększyło zaskórniak. W październiku na rachunkach było 137 mld zł.
To może sugerować, że sytuacja w budżecie nie jest aż tak napięta, jak oczekiwał resort, gdy przygotowywał nowelizację ustawy budżetowej. MF było przekonane, że w wyniku problemów z dochodami trzeba podnieść całoroczny limit deficytu do 240 mld zł, o 56 mld zł w porównaniu z planem z ustawy budżetowej. Ale już po wynikach budżetu na koniec października było widać, że nowelizacja jest zrobiona z dużą zakładką, bo faktyczny deficyt sięgał jedynie 129,8 mld zł. Zwiększenie poduszki płynnościowej może oznaczać, że w listopadzie sytuacja raczej się radykalnie nie zmieniła.
Deficyt pod kontrolą
To, że deficyt budżetowy nadal jest daleko od limitu z nowelizacji ustawy budżetowej, pośrednio przyznaje samo ministerstwo. Zapytaliśmy je, czy istnieje bezpośredni związek między tym, ile pieniędzy teraz na rachunkach ma MF, a finansowaniem zwiększonych potrzeb pożyczkowych, wynikających z nowelizacji ustawy budżetowej. I, konkretnie, w jakim stopniu MF finansuje potrzeby pożyczkowe środkami z rachunków.
„Stan środków na rachunkach budżetowych na koniec 2023 r. wyniósł 101 mld zł, co oznacza, że w pierwszych 11 miesiącach 2024 r. wartość ta wzrosła, a zatem środki na rachunku nie były w tym okresie źródłem finansowania potrzeb pożyczkowych. Ewentualny spadek wartości stanu środków w grudniu 2024 r. będzie świadczył o tym, że zostały one wykorzystane do finansowania potrzeb pożyczkowych bieżącego roku" – odpowiedziało biuro prasowe MF.
Wniosek? MF do końca listopada nie miało większych problemów z budżetem, zwłaszcza z finansowaniem jego deficytu, ale jest jeszcze grudzień, w którym w ostatnich latach w państwowej kasie dużo się działo. I często miało to związek już z budżetem na kolejny rok.
Co zrobi MF
Od momentu publikacji założeń zmian w tegorocznym budżecie ekonomiści spekulują, że hojne zwiększenie deficytu, jakie w nich założono, tak naprawdę zostało zrobione z myślą o przyszłym roku. MF będzie musiało zmierzyć się wtedy ze sfinansowaniem potrzeb pożyczkowych w rekordowej kwocie 366,9 mld zł.
Mogłoby zrobić kilka tricków, dzięki którym nieco rozłożyłoby ten ciężar, a tegoroczny duży limit dla deficytu mógłby w tym pomóc. Choćby pozwolić na przyspieszenie w grudniu wypłat zwrotów podatku VAT. Fiskus wypłaciłby podatnikom pieniądze wcześniej, niż wynika to z ustawowych terminów, co doprowadziłoby do spadku dochodów budżetowych w tym konkretnym miesiącu. To powiększy deficyt jeszcze w tym roku. Ale dzięki przesunięciu zwrotów wpływy z VAT-u w styczniu i w lutym kolejnego roku byłyby wyższe, co z kolei zmniejszyłoby deficyt budżetowy w roku kolejnym.
Lepsza od zakładanej sytuacja w budżecie tylko zwiększa prawdopodobieństwo takich ruchów. Jeśli na dokładkę okaże się, że poduszka bezpieczeństwa na rachunkach budżetowych nie zostanie naruszona, to MF w przyszły rok wejdzie we względnie komfortowej sytuacji.
Dlaczego budżet ma się dobrze
Inna sprawa to powody, dla których budżet w tym roku ma się lepiej, niż spodziewało się ministerstwo i rząd. Jeden trop to niski poziom wykonania planu wydatków. Po dziesięciu miesiącach wydano niespełna 75 proc. kwoty zaplanowanej na cały rok.
Drugi to jakaś niespodzianka w dochodach. Na przykład we wpływach z akcyzy. MF przeforsowało wyższe od wcześniej zakładanych podwyżki akcyzy na wyroby tytoniowe. Wyższe stawki zaczną obowiązywać od 1 stycznia i MF szacuje, że da to w przyszłości dodatkowe 4 mld zł. Ale już może występować efekt „ucieczki przed podwyżką”, czyli wzmożonej produkcji wyrobów tytoniowych i wprowadzania ich na rynek po obowiązujących jeszcze stawkach. To może przejściowo zwiększać dochody akcyzowe już teraz i poprawiać wyniki całego budżetu.