Po pierwszym półroczu z wyższą wódczaną akcyzą budżet państwa jest 64 mln zł poniżej wyniku sprzed roku, gdy akcyza była niższa. Gdyby jednak nie uwzględniać styczniowego rekordu, który był skutkiem gromadzenia pod koniec roku gigantycznych zapasów przez sieci handlowe (akcyza płatna jest w terminie 25 dni), w ciągu pięciu miesięcy do państwowej kasy wpłynęło o ponad 567 mln zł mniej niż rok wcześniej.
Dane Głównego Urzędu Statystycznego o produkcji wódki też nie dają fiskusowi powodów do zadowolenia — przez pierwszych sześć miesięcy 2014 r. wyprodukowaliśmy o ponad 22 proc. mniej niż w tym samym okresie 2013 r. Tymczasem, jak wynika z naszych informacji, w kręgach rządowych rozważana jest... kolejna podwyżka wódczanej akcyzy. Tym razem o 5-9 proc.
„Uprzejmie wyjaśniamy, że aktualnie nie są prowadzone prace nad zmianą stawek podatku akcyzowego na wyroby spirytusowe, wino oraz piwo” — odpisało biuro prasowe Ministerstwa Finansów na nasze pytania. Nie uzyskaliśmy jednak deklaracji resortu dotyczących przyszłości.
Sposób na dziurę
W branży spirytusowej nieoficjalnie mówi się, że niektórzy już zaczęli robić zapasy. Od września ubiegłego roku, czyli od chwili ogłoszenia 15-procentowej podwyżki, produkcja wódki zaczęła gwałtownie rosnąć — tylko we wrześniu zwiększyła się o 22 proc., a w kolejnych miesiącach (do grudnia) odpowiednio o 28, 35 i 47 proc. Pozwoliło to szybko zasypać podatkowwą dziurę — w 2013 r. zrealizował wpływy z akcyzy od wyrobów spirytusowych na poziomie 111,1 proc. planu (7,16 mld zł), choć po pierwszym półroczu był pod kreską (3 mld zł — 95,1 proc. planu). Powtórka to szansa na ponowne podreperowanie państwowej kasy.
— Taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Wychodzimy z założenia,że resort finansów mimo trudnej sytuacji budżetu myśli racjonalnie. Tegoroczne wpływy z akcyzy będą niższe od zeszłorocznych, bo przekroczyliśmy optymalny poziom opodatkowania. Już dzisiaj opłaca się przywozić alkohol z Niemiec, Słowacji i Czech, więc budżet na kolejnej podwyżce nic nie zyska, a branża nie podniosła się jeszcze po poprzedniej — uważa Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego (ZP PPS).
— To świetny sposób na załatanie dziury budżetowej na koniec roku. Jeśli ogłosi się podwyżkę z dużym wyprzedzeniem, wszyscy zdążą zrobić zapasy i zapłacić podatek. W poważnym państwie europejskim jednak takich rzeczy się nie robi — dodaje Grzegorz Ślak, prezes Bartimpeksu, do którego należą Akwawit- -Polmos i Krakus.
Słowo ministra
Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka, podkreśla, że poważnie traktuje publiczne wypowiedzi przedstawicieli resortu finansów, z których wynika, że podwyżki nie będzie.
— Wierzę, że ministerstwo traktuje branżę spirytusową poważnie, więc wszelkie zmiany stawki akcyzowej byłyby z nią konsultowane, a takich konsultacji nie było — mówi Andrzej Szumowski.
W czerwcu Mateusz Szczurek, minister finansów, deklarował, że „jeśli chodzi o akcyzę na używki: alkohol i papierosy, to czas skokowych podwyżek stawek podatku jest już za nami. Teraz raczej możliwe są jedynie dostosowania o poziom inflacji”.
Nie całkiem jak w Szkocji
W lipcu branża spirytusowa apelowała do rządu o deregulację, m.in. wydłużenie terminów płatności akcyzy (w Polsce to 25 dni, a np. w Czechach 55 dni), spójny i długofalowy program rozwoju eksportu i promocji polskich mocnych alkoholi w świecie oraz skuteczniejszą walkę z szarą strefą, która stanowi obecnie 15 proc. rynku. Przemysł przywoływał przykład Szkocji, gdzie inwestowanie w narodowy trunek okazało się sposobem na rozwój gospodarczy całego kraju. Jak podaje ZP PPS, eksport szkockiej whisky stanowi 80 proc. eksportu żywności i napojów z tego regionu oraz 25 proc. — z Wielkiej Brytanii. Jego wartość sięga 22 mld zł rocznie. Tymczasem w Polsce w latach 2008-12 upadło osiem polmosów, eksport wódki od czasów PRL skurczył się niemal o połowę, a na spotkaniach dyplomatycznych serwujemy… węgierskie wino.


