Monika Krzyżanowska zaczęła od zbierania prezentów dla dzieci z domów dziecka ze znajomymi, ale wśród wypisywanych dziecięcych marzeń zaczęły pojawiać się… koce. To przekonało ją, że dzieciakom trzeba też pomóc w usamodzielnieniu. Dziś oprócz wymarzonych nowych butów dostają od Fundacji One Day solidny zawodowy zastrzyk — testy wykrywające ich talenty, wsparcie psychiczne, szkolenia i kursy edukacyjne. Wszystko po to, by po osiągnięciu dorosłości mogły zmienić środowisko i zbudować swoje wymarzone życie. Fundacja prowadzi dwa sztandarowe projekty. Pierwszy to tabelka marzeń, do której wpisuje różne marzenia dzieciaków z ponad 30 domów dziecka, celowo wybranych spoza większych miast, z biedniejszych regionów. Akcja ma finał w grudniu, gdy dzieciaki przed świętami przyjeżdżają na kilka dni do Warszawy.

— W tym roku zgłosiło się 1 tys. dzieci. Na razie mamy 700 osób, które zadeklarowały wykupienie prezentów takich jak buty czy kurtki. Rozdajemy je uroczyście na Politechnice Warszawskiej — zwozimy dzieci autokarami do stolicy, organizujemy im tu zwiedzanie, zajęcia i warsztaty — również pod takim kątem, by zobaczyły różne zawody — opowiada Monika Krzyżanowska, założycielka Fundacji One Day.
One Day, czyli jeden dzień — taki czas nieraz wystarcza, by odmienić czyjeś życie: zainspirować, wesprzeć, poprowadzić.
Monika Krzyżanowska przyznaje, że sama tego doświadczyła.
— Wyszłam z założenia, że dzieci powinny mieć możliwość wskazania czegoś, na co mają ochotę, co będzie ich niczym nieskrępowanym marzeniem bez zastanawiania się nad jego użytecznością, oczywiście w ramach pewnych ram finansowych. I tak narodziła się tabelka marzeń. Znajdowaliśmy w niej jednak też dość nieoczywiste „marzenia”, np. podstawowe elementy wyposażenia mieszkania jak sztućce czy pościel. Okazało się, że dotknęliśmy problemów związanych z usamodzielnianiem się. Dzieci, czy właściwie dorośli już ludzie, prosili o to, bo wychodzili z domów dziecka i brakowało im w zasadzie wszystkiego — mówi Monika Krzyżanowska.
Sam zakup tych rzeczy nie rozwiązałby problemu. Pracownicy fundacji uznali więc, że stworzą całoroczny program wspierający nastolatków w starcie do nowego, samodzielnego życia. I to „Usamodzielnieni”, bo tak nazywa się projekt, to wędka, która ma umożliwić łowić ryby.
— Według różnych szacunków, ponad 30 proc. dzieci wychodzących z domu dziecka trafia do różnych patologicznych środowisk. Nie są w stanie się utrzymać, nie wierzą w swoje siły, nie walczą. Zdecydowaliśmy, że chcemy te dzieciaki zmobilizować — rozpoczynamy od dwudniowych warsztatów z nimi związanych z odbudowaniem ich poczucia własnej wartości. To tak naprawdę to największe wyzwanie — zmienić ich sposób myślenia o sobie. Pokazujemy im, że należy mieć marzenia, że każdy ma cenne cechy i umiejętności, że należy odkrywać i walczyć o swoje zainteresowania i pasje — tłumaczy Monika Krzyżanowska.
Po pracy nad poczuciem własnej wartości przychodzi czas na test Gallupa — uznawany na świecie test, ukazujący talenty danej osoby. Później fundacja wraz z nastolatkami dobiera adekwatne kursy zawodowe.
— W tym roku wykupiliśmy ich 67. W przyszłym roku celujemy w 120. To kursy fryzjerskie, manicure, księgowości, operatora wózka widłowego, prawa jazdy na tira itp. Chodzi o uzyskanie relatywnie szybko kompetencji, które pozwolą zarabiać na życie — dodaje Monika Krzyżanowska.
Zdarzają się też mniej typowe, np. ratownika wodnego czy medycznego.
— Dla dzieciaków najważniejszy jest dyplom. To pozwala im coś dołączyć do życiorysu i buduje jakąś pewność siebie, zmienia ich świadomość — oznacza, że „coś potrafię”, Niesamowite jest to, że część dzieciaków, które takie kursy skończyła i zaczęła pracę, już z własnej inicjatywy dokłada się do kursów dla innych czy do prezentów z tabelki marzeń — dodaje Szymon Krzyżanowski, również zaangażowany w działalność fundacji.