Wielki debet SKOK Wołomin

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2016-08-07 22:00

Suma kredytów udzielonych przez upadłą kasę to 3 mld zł, wartość spłacanych — 66,5 mln zł.

Wiadomo już, jakie długi zostawiła po sobie SKOK Wołomin. Lista wierzytelności przygotowana przez syndyka zawiera 678 pozycji i opiewa na 2,37 mld zł. Majątek, wydrenowany przez gang oszustów, do którego według prokuratury należeli wszyscy członkowie zarządu kasy, jest o wiele mniejszy. O ile? To zależy głównie od tego, ile uda się odzyskać z udzielonych kredytów i pożyczek. Pewne jest, że niewiele. Z portfela wartego na dziś 3 mld zł „pracuje”, tzn. jest w jakiejkolwiek części spłacane, zaledwie nieco ponad 2 proc. kredytów. Obsługiwane terminowo stanowią jeszcze mniej, bo 1 proc., czyli zaledwie 30 mln zł. Znaczący wierzyciele SKOK Wołomin to Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG), któremu syndyk uznał 2,25 mld zł ze zgłoszonych 2,28 mld zł, i kilkuset deponentów, których wierzytelności przekraczały 100 tys. EUR (uznane około 100 mln zł z blisko 120 mln zł). BFG optuje za sprzedażą kasy w częściach, bo w takim wypadku stałby się wyłącznym beneficjentem pozostałości po bankrucie. Dla deponentów jedyną szansą jest sprzedaż SKOK Wołomin w całości innej spółdzielczej kasie lub bankowi, bo nabywca przejąłby ich depozyty. To rozwiązanie może okazać się jednak misją niemożliwą, ze względu na katastrofalną jakość kredytów, udzielanych na tzw. słupy.

WM, Puls Biznesu

Łąki i pastwiska

Na razie jednak syndyk ma spróbować sprzedać wołomińską kasę w całości. To dlatego w połowie czerwca sąd powołał biegłego do wyceny przedsiębiorstwa kasy. Został nim Instytut Zarządzania i Inwestycji Uniwersytetu Szczecińskiego. Na sporządzenie opinii ma pół roku. Termin biegnie jednak od momentu odebrania od syndyka pełnej i bardzo obszernej dokumentacji, a do dziś nawet tego nie udało się zrobić. Do zadań biegłego będzie należała m.in. wycena wszystkich nieruchomości stanowiących zabezpieczenie kredytów. Kokosów dla wierzycieli nie należy się spodziewać. Z ustaleń Komisji Nadzoru Finansowego (na podstawie próby) wynika, że w ponad połowie przypadków na tych samych nieruchomościach zabezpieczano kredyty różnych członków kasy. Większość z nich to łąki, pastwiska, „potencjalne” złoża żwiru czy kruszywa. Ich realna wartość stanowi zaledwie 5 proc. przedstawianej w operatach, załączanych do wniosków kredytowych. W wielu wypadkach może okazać się więc, że egzekucji z nieruchomości w ogóle nie opłaca się prowadzić — zwłaszcza że umowy kredytowe często były obarczone wadami prawnymi, takimi jak źle ustanowione hipoteki czy niewłaściwa reprezentacja kasy.

Egzekucja ze słupa

Kolejnym potencjalnym źródłem pieniędzy mogą być wyroki, orzekane w stosunku do osób wyłudzających kredyty. Obecnie przed sądami w całym kraju toczy się, bagatela, 50 procesów karnych w sprawach SKOK Wołomin, a kolejne 80 śledztw prowadzą prokuratury. Wszędzie tam, gdzie to jest możliwe, syndyk wołomińskiej kasy składa wnioski o naprawienie szkody. Do dziś prawomocne wyroki zapadły w sprawach, w których szkoda wyniosła 75 mln zł. Nie oznacza to bynajmniej, że taką kwotę uda się odzyskać.

— To, że jeden czy drugi słup dobrowolnie podda się karze i zgodzi się oddać 2 czy 6 mln zł, nie oznacza, że je odda — nie będzie miał z czego. Jakieś pieniądze jednak tą drogą uda się odzyskać, szczególnie od osób, które były na szczycie gangu. Nie stanie się to jednak szybko, bo ich sprawy wciąż jeszcze są na etapie prokuratorskim — mówi nasz informator, znający sprawę. Na razie pewnymi składnikami majątku wołomińskiej kasy pozostają więc jedynie: żywa gotówka w kasie syndyka (na koniec czerwca było to 146,8 mln zł), warte ponad 20 mln zł nieruchomości pozostałe po bankrucie oraz spłacane kredyty (ponad 60 mln zł). Wszystko razem jest warte dziesięć razy mniej niż długi, które zostawiła po sobie wołomińska kasa.