Rozstrzygnięcie przetargu na produkcję butów dla wojska potrwa przynajmniej dwa miesiące. Jeśli będą protesty, to nawet dłużej.
Lubelski LZPS Protektor od lat wygrywał przetargi na buty dla wojska, ale w tym roku po wejściu Polski do Unii sytuacja się zmieniła. Do walki o intratne zlecenie stanęli nowi gracze, a procedura się wydłużyła.
Podwójne sito
Czując, co się święci, Protektor wyraźnie obniżył cenę w swojej ofercie i 5 maja okazało się, że znowu była ona najlepsza. Lubelska firma parę swoich butów wyceniła na 152,50 zł brutto, Wojas — na 173,85 zł, a Demar — na 180,32 zł.
Ale do podpisania kontraktu ciągle droga daleka.
— Teraz trzeba sprawdzić, czy wszystkie dokumenty zostały poprawnie przygotowane, czy nie ma nieścisłości. To potrwa około półtora miesiąca — mówi Sławomir Sieradzki, rzecznik Agencji Mienia Wojskowego.
Jeśli kontrolerzy dopatrzą się uchybień, oferta nie będzie dalej rozpatrywana, a przetarg może nawet być odwołany. Ale to jeszcze nie koniec.
— Teraz mamy podwójne sito, dlatego w dokumentach wszystko musi być naprawdę w porządku — dodaje Sławomir Sieradzki.
Rzecz w tym, że wartość kontraktu przekracza 5 mln EUR, a w takim przypadku do przetargu przydzielany jest obserwator z Urzędu Zamówień Publicznych. Poza tym urząd dostanie dodatkowo dwa tygodnie na przejrzenie ofert. Cała procedura potrwa więc około dwóch miesięcy od otwarcia kopert, a dopiero po jej zakończeniu konkurenci firmy, która wygra, będą mogli składać protesty do przetargu. Wystarczy jeden, by całą procedurę jeszcze wydłużyć.
Bez kontraktu źle
Już samo obniżenie ceny spowoduje spadek tegorocznych przychodów Protektora o 2 mln zł — do 41 mln zł. Znacznie bardziej, przynajmniej o połowę, spadnie zysk, który w 2004 r. wyniósł 5,7 mln zł. W reakcji na te informacje kurs spółki w dwa dni spadł o połowę, choć już zaczął odbijać.
Piotr Kwaśniewski, szef Protektora, nie ukrywa, że gdyby spółka nie dostała trzyletniego kontraktu z wojskiem, jej sytuacja byłaby tragiczna. Trzeba by zwalniać ludzi, a wynik netto byłby ujemny.