PB: Zarówno Chiny, jak też Unia Europejska - choć w mniejszym stopniu znalazły się na celowniku Donalda Trumpa. Jednak działania Waszyngtonu paradoksalnie mogą doprowadzić do zbliżenia Europy z drugą gospodarką Azji. Na koniec lipca zaplanowano w Pekinie szczyt z udziałem unijnych przywódców. Czy w obliczu amerykańskiej presji handlowej możemy spodziewać się zbliżenia Brukseli z Pekinem?
Prof. Bogdan Góralczyk: Obecnie żyjemy w takim czasie, że każdego dnia jesteśmy zaskakiwani nowymi deklaracjami amerykańskiej administracji, co gruntownie zmienia całą sytuację. Chiny znalazły się pod silnym ostrzałem ceł Trumpa i w tej sytuacji będą szukać pola do manewru. Paradoksalnie w wyniku działań Stanów Zjednoczonych rzeczywiście może nastąpić zbliżenie gospodarcze Unii z Chinami. Proszę pamiętać, że jesteśmy skazani na współpracę z Pekinem. Absolutnie nie można pozwolić sobie na sytuację, w której stracimy łańcuch tanich dostaw z Państwa Środka. Z tamtejszych fabryk pochodzi 32 proc. światowej produkcji. Dla porównania, Stany Zjednoczone odpowiadają za zaledwie 11 proc.
Szefowa Komisji Europejskiej w wywiadzie dla „Financial Times'a” zapowiedziała, że będzie chronić unijny rynek przed zalewem chińskich towarów, które pierwotnie miały iść na eksport do Stanów Zjednoczonych, a nie trafią tam z powodu zaporowych ceł. Czy to odpowiedni moment na dialog?
Odradzałbym stawianie takich kategorycznych tez. Obecnie zmiany zachodzą tak dynamicznie, że nie wiemy, czego będzie się można spodziewać w nadchodzących dniach. Jednak rzeczywiście nastał odpowiedni czas na rozpoczęcie rozmów.
Nie zapominajmy, że Unię z Chinami sporo dzieli, a ostanie relacje możemy określić jako chłodne. Przykładem było nałożenie ceł na chińskie elektryki pod koniec października 2024 r. Odpowiedzią Pekinu było wstrzymanie inwestycji w krajach, które poparły uderzenie w chińską elektromobilność. Odwet odczuliśmy też my, ponieważ w listopadzie wstrzymano decyzję o montowaniu aut Leapmotor w fabryce Stellantisa w Tychach. Czy pomimo tej wymiany ciosów możemy liczyć na poprawę relacji?
Oczywiście, że relacje Unii z Chinami są chłodne, ale proszę pamiętać, że sytuacja geopolityczna cały czas się zmienia. Na pewno argumentem za ewentualną poprawą relacji jest to, że zarówno Unia, jak i w większym stopniu Chiny są ofiarami amerykańskiej polityki celnej. Myślę, że obecny klimat sprzyja politycznej i gospodarczej odwilży, jednak z tym może być różnie.
Dlaczego?
Jeśli chodzi o politykę wobec Pekinu, nie ma unijnej jedności. Są tylko pojedyncze kraje i ich partykularne interesy gospodarcze.
Chińczycy konsekwentnie i umiejętnie wykorzystują nasze wewnętrzne podziały i rozgrywają całą Wspólnotę, stosując starą zasadę „dziel i rządź”.
Przypominam, że w głosowaniu nad cłem wobec chińskich elektryków unijne państwa były mocno podzielone. Polska poparła cło, a w konsekwencji straciliśmy inwestycję za 200 mln USD. Projekt przejęli Hiszpanie, którzy wstrzymali się od głosu.
Pekin będzie stawiać na relacje bilateralne, w tym przypadku są to Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy, jednocześnie unikając kompleksowego porozumienia z Komisją Europejską.
Naszym nadrzędnym celem powinno być zbudowanie europejskiej jedności, ale na razie czegoś takiego nie ma. To bardzo poważny błąd.
Naszym nadrzędnym celem powinno być zbudowanie europejskiej jedności wobec Chin, ale póki co czegoś takiego nie ma. To bardzo poważny błąd.
Cofnijmy się do grudnia 2020 r. Wówczas Unia Europejska i Chiny osiągnęły porozumienie w sprawie kompleksowej umowy inwestycyjnej (CAI), której celem było stworzenie bardziej zrównoważonych i przejrzystych zasad inwestowania między obiema stronami. Jednak narastające napięcia polityczne, zwłaszcza po tym, jak Pekin nałożył sankcje na europosłów, ekspertów i instytucje unijne w odpowiedzi na europejskie sankcje za łamanie praw człowieka w Xinjiangu, doprowadziły do zamrożenia procesu ratyfikacji przez Parlament Europejski w 2021 r. i tak jest do dziś. Czy jest szansa na wyjęcie umowy z zamrażarki?
Już pojawiają się głosy, również z Parlamentu Europejskiego, że należałoby odmrozić umowę CAI. Chiny na pewno będą na to naciskać.
Niemcom również będzie bardzo zależało na reaktywacji porozumienia. Państwo Środka jest największym rynkiem zbytu ich przemysłu motoryzacyjnego, jak również największym partnerem handlowym. W tych burzliwych czasach Berlin będzie naciskać, żeby mieć zagwarantowane dostawy towarów z Chin i stabilne środowisko biznesowe.
W przypadku Francji będzie podobnie. Prezydent Macron również stawia na silne relacje z Pekinem, czego przykładem była jego wizyta w Państwie Środka w 2023 r. i rewizyta Xi Jinpinga w maju ubiegłego roku.
Czy Polska w tej rozgrywce będzie mogła coś uzyskać?
Tak samo jak w przypadku Unii, naszym strategicznym błędem jest brak spójnej polityki wobec Chin. Myślę, że nie powinniśmy patrzeć na relacje z partnerami przez pryzmat wspólnych wartości i praw człowieka. Owszem, są to istotne kwestie, ale dziś liczy się tylko hard power [twarda siła - red.]. Polska musi bronić swoich interesów gospodarczych, a może zrobić to tylko poprzez dywersyfikację. Na pewno nie powinniśmy patrzeć tylko na Unię Europejską i Stany Zjednoczone, a bardziej skłonić się ku Chinom, Korei Południowej, Japonii i Indiom.
Pamiętamy, kiedy to prezydent Andrzej Duda w 2015 r. i ówczesna premier Beata Szydło w 2017 r. złożyli wizyty w Państwie Środka. Czy błędem po naszej stronie nie było zacieśnienie relacji z Pekinem?
Wydźwięk tych wizyt był mocno przeszacowany. Gdy w 2014 r. Rosja zajęła Krym, przestaliśmy patrzeć na Chiny jako potencjalny kierunek inwestycji i współpracy gospodarczej i skupiliśmy się na kwestiach bezpieczeństwa. Nie ma powrotu do tego co było, bo żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości geopolitycznej.
Obecnie następuje rekonfiguracja światowego ładu, a jeśli się wyłoni nowy porządek, Chiny będą jednym z głównych rozgrywających.
Od dawna apelowałem o to, aby traktować Chiny jako przyszłe supermocarstwo. Oczywiście to nie oznacza, że należy im się podporządkować, jednak trzeba z nimi współpracować mądrze i tam gdzie to możliwe.
Polska musi bronić swoich interesów gospodarczych, a może zrobić to tylko poprzez dywersyfikację. Na pewno nie powinniśmy patrzeć tylko na Unię Europejską i Stany Zjednoczone, a bardziej skłonić się ku Chinom, Korei Południowej, Japonii i Indiom.
Moja rada dla polskiego rządu jest taka, aby uważnie przyglądał się, jaki kurs w stosunku do Chin obiorą największe gospodarki Unii Europejskiej jak Niemcy czy Francja.