Nie ma już wątpliwości, że sędzia Anna Wielgolewska, będąca dotychczas sędzią zapasowym, została przewodniczącą składu orzekającego, który ma rozstrzygnąć o odpowiedzialności menedżerów Idea Banku i firm z nim współpracujących za dystrybucję obligacji GetBacku oraz powiązanych z GetBackiem funduszy Trigon Profit. Wraz z nią sprawę rozstrzygną Marzena Tomczyk-Zięba i Monika Niezabitowska-Nowakowska, które już w pierwotnym rozdaniu zostały wyznaczone do zasadniczego składu orzekającego.
Z listy członków składu orzekającego zniknął nie tylko Paweł du Chateau, który był sędzią zapasowym, ale i Iwona Strączyńska, która jeszcze 26 lutego 2025 r. figurowała na wokandzie jako przewodnicząca składu orzekającego, choć nie było jej na sali rozpraw. Tym samym nie ma już żadnej rezerwy, by kontynuować proces, gdyby ktoś ze składu orzekającego nie mógł w nim uczestniczyć do końca.
Zniknięcie kolejnej sędzi na tym etapie oznaczałoby konieczność powtórzenia procesu. Właśnie by tego uniknąć, przed wielomiesięczną orzerwą na sali było pięcioro sędziów, choć sprawę rozstrzyga skład trzyosobowy. Dwoje stanowiło swoistą rezerwę kadrową, pozwalającą podmienić sędziego lub sędzię z zasadniczego składu.
Na osiem miesięcy proces utknął w martwym punkcie przez nieobecność dotychczasowej przewodniczącej składu. Specyficzne okoliczności tej absencji opisywaliśmy w listopadzie.
Świadek z zarzutami
Trójka sędziów, która nadal prowadzi rozprawę, próbowała ją wznowić w środę, 26 lutego, ale niewiele z tego wyszło. W piątek 28 lutego proces jednak ruszył. Choć nie przesłuchano jeszcze wszystkich nabywców obligacji GetBacku i funduszy Trigon Profit, proponowanych przez prokuraturę na świadków, zaczęto już przesłuchiwać świadków z innej kategorii.
Na pierwszy ogień poszła pracownica Lion’s Banku (marka Idea Banku) zajmująca się obsługą klientów. Jak wiele innych osób pracujących na podobnych szeregowych stanowiskach ma zarzuty prokuratorskie za sprzedaż obligacji GetBacku, w związku z czym co jakiś czas odmawiała odpowiedzi. Dużo częściej mówiła, że nie pamięta.
Gdy sędzia Anna Wielgolewska zapytała, czy przełożeni sugerowali, by przedstawiać klientom obligacje jak lokaty, świadek odparła, że nie było takich nakazów. Sędzia odczytała jej zeznania ze śledztwa. Kobieta mówiła wtedy, że w trakcie szkoleń sugerowano pracownikom oddziałów, by unikać słowa „obligacje", zastępując je słowami „rozwiązanie" czy „oferta". Na szkoleniach miano też przekazywać pracownikom, że GetBack jest nadzorowany przez KNF, a kondycja GetBacku jest także monitorowana przez zarząd Idea Banku. Pracownicy mieli też informować klientów, że oferta jest ograniczona czasowo i więcej emisji nie będzie.
W zeznaniach sprzed lat kobieta mówiła też, że sugerowano pracownikom, by nie wysyłali klientom informacji o obligacjach, tłumacząc to tym, że są sprzedawane w ramach oferty prywatnej, a nie publicznej.
Po odczytaniu części zeznań ze śledztwa sąd zwrócił kobiecie uwagę, że na sali rozpraw mówiła o braku nacisków na eksponowanie wobec klientów bezpieczeństwa inwestowania w obligacje GetBacku, ale w śledztwie twierdziła coś innego.
- Zeznania, które składałam pięć lat temu, to prawdziwe zeznania – odparła świadek, dodając zarazem, że nie będzie odpowiadać na pytania o sprzeczności w wersjach przedstawionych 28 lutego 2025 . i kilka lat wcześniej (jako osoba z zarzutami ma prawo do uchylenia się od odpowiedzi na pytania, które mogą jej zaszkodzić).
Pracownicy chcieli więcej informacji
Z tego, co świadek opowiadała na sali rozpraw, wynikało, że przynajmniej od pewnego momentu szeregowi pracownicy sieci sprzedaży Idea Banku domagali się od menedżerów większej liczby informacji o sprzedawanych obligacjach. Pytania z tym związane zadawali bezpośrednio zarządowi, ale nie zawsze otrzymywali odpowiedź.
28 lutego 2025 r. na sali rozpraw było dwóch oskarżonych członków zarządu Idea Banku: Dariusz M., odpowiedzialny za sprzedaż, i Jarosław Augustyniak, prezes (u zarania procesu zgodził się na podawanie pełnego imienia i nazwiska).
Świadek zapytana, czy na sali jest prezes Idea Banku, odpowiedziała, że „prawdopodobnie tak”. Tę niepewną odpowiedź tłumaczyła tym, że nie pamięta, jakie funkcje pełnili mężczyźni zasiadający na ławie oskarżonych. Sama próba identyfikacji prezesa przez byłą pracownicę została zaś zainicjowana przez jego adwokatkę w kontekście ustalenia członków zarządu, którzy brali udział w spotkaniach z pracownikami. To podczas nich ci ostatni mieli domagać się dodatkowych informacji o GetBacku. Gdy wskazanie byłego prezesa się nie udało, jego prawniczka zapytała, czy w trakcie tych spotkań był obecny Jarosław Augustyniak.
- Myślę, ze nigdy – odparła kobieta będąca świadkiem.
Wpisywałoby się to w wersję, jaką przedstawił Jarosław Augustyniak na przełomie lat 2022-23. Mówił, że każdy członek zarządu odpowiadał za swój obszar działalności i raportował tę działalność bezpośrednio do rady nadzorczej. On zaś nadzorował dział prawny i audyt wewnętrzny.
- Byłem traktowany jako osoba trzymająca administracyjnie bank, a nie kreująca wynik banku – twierdził Jarosław Augustyniak.
Mówi też, że w ostatnim roku pracy zajmował się głównie poszukiwaniem nowego inwestora strategicznego dla banku.
- To była moja główna rola. Nie ukrywam, że byłem motywowany tym, że z nowym inwestorem zostanę w banku i będę mógł go nadal budować – podkreślał dwa lata temu Jarosław Augustyniak.