Słabnący
złoty sprowokował rząd do działania. Premier Donald Tusk powiedział wczoraj, że
jeśli euro podrożeje do 5 zł, rząd będzie interweniował.
- Rząd zachowuje spokój, jeśli chodzi o zmienność kursu, ale nie ukrywam, że granica 5 zł to moment, w którym podejmiemy decyzję o rozpoczęciu procesu sprzedaży euro - powiedział Donald Tusk.
Gdy to mówił, za euro płacono 4,87 zł. Zaraz potem inwestorzy zaczęli kupować złotego, jednak entuzjazmu nie wystarczyło na długo.
- Optymizmu starczyło na 15 minut. Rynek jest bardzo
nerwowy i zmienny. Wciąż nie widać chętnych do kupowania złotego, który
systematycznie się osłabia - komentuje Marcin Bilbin, diler banku Pekao.
Szkolny błąd
W kwadrans po wypowiedzi premiera euro kosztowało 4,92 zł. Ekonomiści winią za to... premiera.
- Powiedział to, czego mówić w żadnym razie nie powinien - podał poziom, przy
którym rząd gotów będzie do interwencji. To bardzo niefortunne. Zasady sztuki
mówią, by rząd - jeśli chce uczestniczyć w wymianie rynkowej - nie mówił o
poziomach kursów. Naturalne jest bowiem, że inwestorzy będą testowali, jaka jest
rzeczywista skłonność rządu do interwencji, i ile ma amunicji - uważa Grzegorz
Maliszewski, ekonomista Banku Millennium.
Podobnego zdania jest Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Banku.
- Podawanie poziomów, przy których zamierza się interweniować, jest zdecydowanie najmniej skutecznym sposobem działania, gdyż zwiększa ryzyko spekulacji. Wprawdzie w krótkim okresie może stabilizować sytuację na rynku, jednak zwiększa też pokusę dla dużych graczy - uważa Marcin Mróz.
Także zdaniem Ryszarda Petru, ekonomisty z SGH, rząd nie powinien określać "poziomu bólu", bo inwestorzy będą chcieli sprawdzić, jaka jest jego siła i jaką dysponuje kwotą.
- To niebezpieczna gra, zachęta do inwestorów, by przebić wyznaczony poziom. Wypowiedź premiera miała przestraszyć rynki, ale miejmy świadomość, że pieniądze, jakie rząd będzie mógł wpuścić na rynek, mogą okazać się niewystarczające. Pamiętajmy, że nie tak dawno rynkom udało się przewrócić brytyjskiego funta - przypomina Ryszard Petru.
Zbierzmy siły
Jak szacuje Grzegorz Maliszewski, potencjalna kwota, jaką rząd będzie mógł przeznaczyć na umocnienie złotego, to około 5 mld zł.
- To zgrubne szacunki. Przy mało płynnym rynku, z jakim mamy dziś do czynienia, to dużo. Przy takiej płynności interwencje mogłyby być skuteczne, trzeba je jednak przeprowadzać umiejętnie. W innym przypadku bywają bardzo kosztowne. Jeśli komuś przyjdzie do głowy testować rząd, londyńscy gracze szybko zakumulują pieniądze - przewiduje ekonomista Banku Millennium.
Zdaniem Jacka Wiśniewskiego, głównego ekonomisty Raiffeisen Banku, ogłaszanie zamiaru interwencji przy konkretnym poziomie jest zachętą dla rynku, by powiedział "sprawdzam".
- Wtedy może się okazać, że szybko zobaczymy euro po 5 zł - uważa Jacek Wiśniewski.
Ryszard Petru uważa, że rząd nie powinien walczyć z rynkiem.
- Bo może przegrać. Premier powinien zdecydowanie odciąć się od opcyjnych pomysłów wicepremiera Pawlaka, co byłoby sygnałem dla inwestorów, że na rynku nie ma niepewności. Rząd powinien też sprzedawać euro na rynku, jednak bez podawania konkretnych poziomów tolerancji. Narodowy Bank Polski powinien natomiast rozmawiać z Europejskim Bankiem Centralnym i innymi bankami w regionie o możliwości wspólnych interwencji w sytuacji krytycznej na rynku walutowym - ocenia Ryszard Petru.