Zajazd na stołeczną centralę Cefarm

Tomasz Brzeziński, Beata Chomątowska
opublikowano: 2006-06-13 00:00

Dziś, po miesiącu bezkrólewia, okaże się, kto przejmie stery Centrali Farmaceutycznej Cefarm. Przed nowym prezesem zadanie niełatwe.

Obradująca w piątek rada nadzorcza Centrali Farmaceutycznej Cefarm nie wybrała nowego prezesa. Z dziewięciu kandydatów zostało trzech. Dzień wcześniej z zasiadania w radzie zrezygnował jej przewodniczący Tomasz Kopoczyński.

— Uznałem, że moja misja się wyczerpała — wymijająco mówi były szef rady.

Tego samego dnia rezygnację złożył czasowo oddelegowany do zarządu Arkadiusz Filipiuk, ale nie wycofał się z kandydowania na prezesa. Ponieważ zgodnie ze statutem, decyzje w Cefarmie podejmuje dwuosobowy zarząd, przez kilkanaście godzin — do chwili wyboru tymczasowego szefa, którym została Małgorzata Klimek — nikt nie kierował firmą. Ale chaos organizacyjny w Cefarmie trwa już ponad miesiąc.

Siła i dezinformacja

To było jak film sensacyjny. Uzbrojeni ochroniarze strzegący wejścia, odłączone telefony komórkowe — tak pracownicy Cefarmu wspominają popołudnie 4 maja. Tego dnia w spółce należącej w 100 proc. do skarbu państwa zjawiło się dwóch powołanych przez właściciela prokurentów: Arkadiusz Filipiuk i Grzegorz Żórawski. Przybyli, by przejąć władzę. Kilka godzin wcześniej wiceminister skarbu Maciej Heydel odwołał stary zarząd z prezesem Jerzym Barańskim.

Związkowcy, którzy jako reprezentanci załogi w radzie nadzorczej chcieli się dowiedzieć, co się dzieje, zostali pod drzwiami.

„Klasyczne siłowe przejęcie władzy. Brak jakichkolwiek informacji doprowadził do dezinformacji i chaosu wśród pracowników, nie posiadających wiedzy na temat zmian w zarządzie” — napisała w liście do ministra skarbu Mariola Olechnowicz, szefowa związku zawodowego pracowników Cefarmu.

Pod listem podpisało się 172 na 340 pracowników. Domagają się przywrócenia poprzedniego szefa. Związki zaczęły protest.

Nielegalne wejście

Były prokurent Arkadiusz Filipiuk zapamiętał tamte wydarzenia inaczej. Przyznaje, że podpisał umowę z firmą ochroniarską, która osłaniała wejście nowych władz. Ale nie pamięta, ilu było ochroniarzy i czy mieli broń. Według niego, asysta była konieczna, bo firma ochraniająca budynek dostała od odwołanego prezesa Barańskiego polecenie wyprowadzenia intruzów, choć mieli akt notarialny i prokury.

Kilka dni później okazało się, że prokury Arkadiusza Filipiuka i Grzegorza Żórawskiego były nieważne, bo rada nadzorcza delegowała do zarządu jedną osobę, a prokurentów może powoływać tylko dwóch członków zarządu.

Grzegorz Żórawski ostatecznie pożegnał się z Cefarmem (choć później startował w konkursie na prezesa), ale Arkadiusz Filipiuk na nowo zaczął rządzić w spółce. 11 maja został bowiem delegowany przez wiceministra Heydela do rady nadzorczej spółki, a ta przekazała mu tymczasowo zarządzanie. Arkadiusz Filipiuk, który nie ma doświadczenia w branży, niechętnie mówi, jak trafił do rady Cefarmu.

Twierdzi, że był na liście osób, które mogą zasiadać w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Ale kto złożył mu propozycję? Dostał telefon z sekretariatu ministra Heydela. Minister — według słów Arkadiusza Filipiuka — pytał, czy nie zgodzi się wejść do rady nadzorczej spółki.

„Należy doprowadzić do zmiany stylu zarządzania spółką, wprowadzając do zarządu nowych menedżerów, którzy wniosą nowe spojrzenie, czyniąc tym samym zarząd zdolnym do przeprowadzenia restrukturyzacji” — tak decyzję o powołaniu Arkadiusza Filipiuka uzasadnia resort skarbu.

Poważne zarzuty

Ministerstwo wyjaśnia nagłą zmianę władz Cefarmu podejrzeniem o nieprawidłowości w prywatyzacji spółki (właśnie z tego powodu została czasowo wstrzymana).

„W toku procedury prywatyzacyjnej powstało uzasadnione podejrzenie nieprawidłowości w działaniach zarządu, a także w innych istotnych dla spółki transakcjach” — czytamy w oświadczeniu resortu.

Konkrety?

— Analizujemy tę kwestię. Opinię muszą wyrazić doradcy prawni rady nadzorczej i jej członkowie oddelegowani do kierowania firmą — mówi Agnieszka Dłuska z biura prasowego Ministerstwa Skarbu Pańśtwa (MSP).

— Proces prywatyzacji Centrali Farmaceutycznej Cefarm zainicjowany został w maju 2005 r. przygotowaniem dokumentacji. W grudniu potencjalni inwestorzy złożyli pisemne odpowiedzi na publicznie ogłoszone zaproszenie do rokowań w sprawie zakupu akcji spółki. W styczniu złożona została w MSP rekomendacja dotycząca dalszej procedury. Do dziś doradca F5 Konsulting nie otrzymał informacji z resortu o jakichkolwiek nieprawidłowościach — mówi Małgorzata Kuik z firmy F5 Konsulting.

Jerzy Barański, były prezes Cefarmu, twierdzi, że zarząd spółki nie miał wpływu na prywatyzację.

— Proces był przed due diligence — dodaje Jerzy Barański.

Twierdzi, że zostawił spółkę w dobrym stanie. Na dowód przytacza wyniki. Resort skarbu zaprzecza. Twierdzi, że w roku obrotowym 2005 spółka zanotowała blisko 2 mln zł straty operacyjnej.

Nagłe decyzje

Dzień po spotkaniu z nami niespodziewanie w spółce zwołano walne. Zwiększyło ono skład rady z pięciu do sześciu osób poprzez dokooptowanie reprezentanta skarbu. Po co? Pewnie dlatego, aby jego przedstawiciele mieli przewagę na posiedzeniu 9 czerwca, na którym miało dojść do wyboru nowego zarządu. W przeciwnym razie przeważyliby przedstawiciele pracowników. Podejmując taką decyzję, właściciel znów się pomylił — naruszył parytet. Ustawa o komercjalizacji przedsiębiorstw państwowych określa, że w spółkach powstałych w wyniku komercjalizacji dwie piąte składu rady stanowią reprezentanci załogi.

Po decyzji o szóstym członku rady wydawałoby się, że sprawa jest załatwiona. A tu na dzień przed rozstrzygnięciem konkursu na członków zarządu rezygnację złożył Arkadiusz Filipiuk. Odpowiedzi na pytanie o przyczynach tej rezygnacji może dostarczyć analiza stron internetowych MSP. Arkadiusz Filipiuk był już wtedy członkiem rady nadzorczej innej spółki — Bumar Waryński (od 14 marca 2006 r.). Tymczasem z ustawy kominowej wyraźnie wynika, że jedna osoba może być członkiem jednej rady nadzorczej spółki należącej do skarbu. Więc może rzeczywistym powodem tej rezygnacji jest kolejny błąd?

Błąd, który może spółkę dużo kosztować. Jeżeli choćby jeden członek rady był powołany w sposób sprzeczny z ustawą, to znaczy, że spółka nie posiadała organu nadzoru zdolnego do działania. Ustawa o komercjalizacji stanowi zaś, że członkowie zarządu są powoływani przez radę. Na nic wtedy zda się nowy prezes i zarząd, na nic nowa rada, firma ochroniarska, wyłączanie telefonów, zwalnianie ludzi z pracy. Wszystko trzeba powtórzyć.

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface