Oba powszechne głosowania dzieli pół roku, zatem kampanie znajdują się oczywiście w zupełnie innych fazach. W USA dwie główne partie na konwencjach oficjalnie nominowały pary kandydatów – na 47. prezydenta oraz na jego pomocnika/zastępcę z tytułem wice. Bezpośrednim konfrontacyjnym startem kampanii miały być debaty telewizyjne, ale rywale na razie wykonują taktyczne uniki. Demokratyczna kandydatka Kamala Harris odmówiła udziału w debacie 4 września na antenie prawicowej Fox News, zaś republikański kandydat Donald Trump w rewanżu nie przyjdzie 10 września do neutralnej telewizji ABC. Obie decyzje mnie kojarzą się z… wzajemnym bojkotem igrzysk olimpijskich – skoro wy nam Moskwę 1980, no to my w rewanżu Los Angeles 1984. Notabene przedwczesna debata amerykańska 27 czerwca, jeszcze przed konwencjami, Josepha Bidena z Donaldem Trumpem okazała się dla Partii Demokratycznej klęską, ale falstart miał dla niej również efekt zbawienny – dał czas na nakłonienie słabnącego w oczach 82-letniego prezydenta do rezygnacji. Po uzyskaniu przez Josepha Bidena nominacji 22 sierpnia na konwencji w Chicago byłoby to już niemożliwe. Teraz zanosi się na to, że w USA odbędzie się tylko jedno finalne prezydenckie starcie telewizyjne pod koniec października, czyli bezpośrednio przed głosowaniem.
W Polsce w ogóle nie istnieje faza sformalizowanych prezydenckich prawyborów. Przypomnę, że w USA we wstępnej fazie głosują zarejestrowani wyborcy danej partii i wyniki są urzędowo upubliczniane. U nas 100 proc. decyzyjności przy wyłanianiu kandydatów trzymają partyjni wodzowie, jedynie z rzadka w podchodach uczestniczy szerszy partyjny aktyw. W tej kategorii mieściły się wewnętrzne eliminacje, prowadzone dwukrotnie przez Platformę Obywatelską. Prawnie jedyną formą udziału zwyczajnych wyborców jest podpisywanie się na listach poparcia, przy czym trzeba pamiętać, że w każdych polskich wyborach obywatel może udzielić pisemnego poparcia dowolnej liczbie kandydatów z różnych opcji.
Jako pierwsza prezydenckiego kandydata oficjalnie już wystawiła Konfederacja. Sławomir Mentzen oczywiście nie ma jakichkolwiek szans na wejście 11 maja do drugiej tury, ale realnie może zająć miejsce czwarte, a nawet powalczyć o medalowe. W Prawie i Sprawiedliwości trwa casting, być może jakieś rozstrzygnięcie personalne zostanie ogłoszone na kongresie 28 września. Najwyższy prezes Jarosław Kaczyński chciałby wyjąć z kapelusza jakiegoś przebojowego królika, jak to udało się z Andrzejem Dudą dekadę temu, ale tym razem taka skuteczność jest nierealna.
Posuwa się do przodu decyzyjność w rządzącym tzw. konsorcjum 15 października. Campus Polska Przyszłości trwający w Olsztynie zapoczątkowany został jako prywatna inicjatywa Rafała Trzaskowskiego w następstwie jego minimalnej porażki w 2020 r. z Andrzejem Dudą. W tym roku piknikowa impreza przekształciła się w społeczną konwencję nominującą jej twórcę jako kandydata do prezydentury w 2025 r. W relacjach partyjnych Rafał Trzaskowski będzie reprezentował naturalnie tylko Koalicję Obywatelską, nie ma mowy o żadnym wspólnym kandydacie konsorcjum. Kandydatem Trzeciej Drogi będzie marszałek Szymon Hołownia, który w 2020 r. zdobył prezydencki brązowy medal pocieszenia. Obecne sondaże wskazują, że w 2025 r. będzie ostro walczył z kandydatem PiS o wskoczenie do drugiej tury, ale równie dobrze może zostać strącony nawet z symbolicznego trzeciego stopnia podium przez kandydata Konfederacji – zatem ma czym się martwić. W każdym razie około 5 listopada, czyli w dniu prezydenckiego rozstrzygnięcia w USA, u nas lista kandydatów powinna się już wykrystalizować.