Recesja, załamanie waluty i katastrofa w finansach publicznych — tak w olbrzymim skrócie wygląda dziś gospodarka Ukrainy. Widmo bankructwa zmusiło władze w Kijowie do szukania pomocy zagranicznej.

Zrzutkę zainicjował Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), dołączyły się Unia Europejska i USA. W ten sposób zebrano 40 mld USD, które cofa gospodarkę ukraińską znad przepaści. Także Polska dołoży swoje trzy grosze i wkrótce przekaże obiecane w lutym przez premier Ewę Kopacz 100 mln EUR (około 410 mln zł).
— Jesteśmy na bardzo zaawansowanym etapie rozmów. Obecnie kluczowy jest właściwy cel przeznaczenia pieniędzy, ponieważ jest to pomoc wiązana — mówi Artur Radziwiłł, wiceminister finansów i pełnomocnik rządu ds. wspierania reform na Ukrainie. To oznacza, że nasza pożyczka może być przeznaczana wyłącznie na zakup dóbr i usług dostarczanych przez polskie firmy. O tym, jakich, zdecyduje ukraiński rząd.
— Według ostatnich ustaleń, większość pieniędzy z kredytu zostanie skierowana na modernizację przejść granicznych między Polską a Ukrainą. Chodzi zarówno o same przejścia, jak też o infrastrukturę drogową i transportową, która po ukraińskiej stronie do tych przejść prowadzi. To niemal dosłownie zbliży Ukrainę do Polski i Europy — twierdzi Artur Radziwiłł.
Zyskają więc nie tylko nasi wschodni sąsiedzi i polscy przedsiębiorcy, ale także wszyscy chętni do robienia biznesu na Ukrainie.
Nie kredytujemy…
Władze w Kijowie wciąż zmagają się ze spadającym popytem krajowym i eksportem. W fatalnej sytuacji są też finanse publiczne z deficytem, który przekracza 4 proc. PKB, i długiem publicznym, który w tym roku wystrzeli powyżej 90 proc. PKB. To wszystko przy prognozowanej przez MFW 5,5-procentowej recesji, mniejszej niż rok temu (blisko 7 proc.), ale wciąż bolesnej. W tej sytuacji naszą pożyczkę trudno nazwać nawet kroplą w morzu potrzeb.
— Nie mamy ani aspiracji, ani możliwości, żeby rozwiązywać problemy finansowe Ukrainy. Możemy jednak znacząco pomóc, zachęcając do większego wsparcia wspólnotę międzynarodową — przyznaje wiceminister. Lobbują za tym już nasi przedstawiciele w MFW, Banku Światowym i Unii Europejskiej.
…lecz dajemy wędkę
Artur Radziwiłł zapewnia, że podatnicy nie będą składać się na kolejną pożyczkę.
— Skupiamy się na pomocy rozwojowej i eksperckiej. Chcemy dać przysłowiową wędkę do łowienia ryb, a nie rybę. Nie chodzi przecież o to, żeby przekazywać pieniądze, ale o to, aby wspomóc Ukrainę w samodzielnym generowaniu dochodów — mówi wiceminister. Jego zdaniem, kluczem jest zbudowanie klimatu i warunków dla rozwoju przedsiębiorczości i biznesu.
— Jedno i drugie musi się rozpocząć od walki z korupcją, zwiększenia efektywności administracji publicznej i decentralizacji. Pomagamy Ukraińcom pomóc sobie samym — wyjaśnia Artur Radziwiłł. Resort finansów już rozpoczął pracę u podstaw. Urzędnicy uczą ukraińskich kolegów tworzyć efektywne struktury służb poboru podatków i ceł, decentralizować kraj i zapobiegać nieprawidłowościom finansowym.
Polskie władze nie mają złudzeń — aby pieniądze, które świat wkłada w Ukrainę, nie rozpłynęły się we mgle, trzeba najpierw wyplenić plagę korupcji. — To największa bariera na drodze reform i zbliżenia z Unią Europejską. Bez poprawy sytuacji w tym obszarze nie można oczekiwać sukcesu gospodarki rynkowej — przyznaje wiceminister. Rozwiązaniem ma być powołanie specjalnego biura antykorupcyjnego. © Ⓟ
Szukając dna
Wojna na Ukrainie dała się mocno we znaki polskim przedsiębiorcom. W ubiegłym roku nasz eksport przeżył załamanie, nurkując o 27 proc. r/r i osiągając wartość zaledwie 3,14 mld EUR. Ukraina spadła z 8. na 14. miejsce wśród naszych partnerów w eksporcie — jej udział wynosi zaledwie 1,9 proc. Lepiej zachowywał się import, który wzrósł o 1,9 proc. Ukraina nieprzerwanie traci na znaczeniu. W pierwszym kwartale tego roku obroty w eksporcie spadły o ponad 16 proc., a import skurczył się o jedną czwartą.